Rozdział 7

2.7K 95 7
                                    

- Dlaczego tu przyjechaliśmy?

- Bo lubię tu przyjeżdżać kiedy mam dosyć ludzi.

- To czemu zabrałeś mnie?

- Zaczynam tego żałować, gdy tyle gadasz. - Burknął odwracając się w moją stronę.

- Tylko zapytałam czemu...

- Bo w pewnym sensie jestem teraz za Ciebie odpowiedzialny. - Powiedział ze złością w głosie.

- Jestem dorosła, człowieku. Nie musisz mnie pilnować.

- Tak? To możesz spierdalać. A nie, czekaj, nie masz dokąd. - Uśmiechnął się w sposób, przez który każda normalna dziewczyna uderzyłaby go w twarz i odwracając się na pięcie odeszła od niego jak najdalej. Ale nie ja. Ja nie byłam normalna, nawet nie miałam blisko do normalnej, więc kiedy skończył się na mnie wyżywać, po prostu podreptałam za nim, gdziekolwiek szedł.

- Na chuj za mną idziesz jak tak Ci źle? - Nagle się zatrzymał, przez co prawie na niego wpadłam.

- O co Ci chodzi? - Lekko przekręciłam głowę wpatrując się w chłopaka.

- Mi? O co mi chodzi? - Wskazał ręką na swoją klatkę piersiową. - To Ty nie potrafisz docenić, że ktoś przygarnął Cię do siebie, choć wcale nie musiał.

- Doceniam. - Powiedziałam cicho przypominając sobie wszystkie kłótnie z Patrykiem.

Poczułam jak w kącikach oczu zbierają się pierwsze łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Proszę, błagam, nie mogę popłakać się przed Nicolą. Nie mogę pokazać mu, że jestem aż tak słaba.

Poczułam pierwszą łzę spływającą po moim policzku i przeklnęłam w myślach. Mi to zawsze piach w oczy i chuj w dupę.

- Ja... - Zaczął, ale szybko mu przerwałam.

- Spierdalaj, Zalewski. - Machnęłam ręką i odwróciłam się do niego plecami.

- Czekaj, nie idź. - Chwycił mnie za ramię zmuszając tym samym, abym na niego spojrzała.

Jego wielkie, ciemne oczy wpatrywały się we mnie z tą samą intensywnością co wcześniej, gdy był zły, a szczękę miał zaciśniętą. Nie bałam się go, ale wzbudzał we mnie tak wiele sprzecznych emocji, że sama już nie wiedziałam co o nim myśleć. Potrzebowałam go, ale nie potrafiłam tego przyznać. Nienawidziłam siebie, że zobaczyłam w nim coś więcej i to chwilę po zerwaniu z Patrykiem. Przeklinałam w myślach swoje życie, że też akurat musiałam trafić na słynnego pana piłkarzyka z wielkim ego, który na moje nieszczęście był zajebiście przystojny. Lena, ty skończona idiotko.

- Nie idź? Serio? - Otarłam szybkim ruchem łzy z twarzy. - Teraz mam nie iść? Zaprowadziłeś mnie Bóg wie gdzie, tkwimy razem w jakimś jebanym parku dla zakochanych, w którym mówisz mi, że mam spierdalać, żeby zaraz po tym jednak mnie zatrzymać. Pojebało Cię do reszty?

- Nie masz dokąd iść, zostań. - Powiedział beznamiętnie.

- Ty jesteś chory. - Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

Zamilkliśmy na moment, który dla mnie trwał wiecznie. Nicola przeczesywał włosy palcami spoglądając raz w jedną, raz w drugą stroną jakby szukając odpowiedzi w drzewach co teraz ma zrobić.

- Możemy się przejść, ale możemy też wrócić do domu. Chyba, że wolisz do noclegowni dla bezdomnych. - Powiedział zrezygnowany.

Nasze oczy znów się spotkały, a ja oczywiście powiedziałam najbardziej rozsądną rzecz, na jaką każda na moim miejscu by się zdobyła.

- Przejdźmy się.

Brawo Lena, kurwa brawo.

Takiej odpowiedzi chyba nie spodziewał się sam Zalewski, co zdradziła jego mina, ale po chwili oprzytomniał.

- Tędy. - Machnął głową w kierunku ścieżki.

Szliśmy w milczeniu, w towarzystwie latarni świecących na żółto dopóki nie dotarliśmy do schodków prowadzących ku górze.

- Idź pierwsza.

- To pułapka?

- Tak. Na górze czekają zabójcy, zapłaciłem im ekstra, żeby zabili Cię jeszcze dzisiaj.

- Super. - Uśmiechnęłam się do chłopaka i zaczęłam wchodzić po schodach.

Po męczącej wędrówce małymi schodkami ku górze moim oczom ukazała się oświetlona na różne kolory panorama Warszawy. Widziałam podobny widok w mieszkaniu Nicoli, ale teraz byliśmy jeszcze wyżej i mogłam dostrzec więcej budynków. Dla mnie to było coś niesamowitego, coś, czego wcześniej nie miałam okazji zobaczyć. Otaczały nas różnej wielkości drzewa, krzaki z kolorowymi kwiatami i malutkie światełka, które oświetlały ścieżkę. Na chwilę nawet zapomniałam w jakiej złej sytuacji jest moje życie i skupiłam się na tym co tu i teraz. Powoli podeszłam do barierki cały czas podziwiając stolicę i zostawiając w tyle chłopaka.

- Pięknie tu. - Szepnęłam sama do siebie, ale poczułam jak Nicola staje tuż za mną.

- Zgadzam się. - Odezwał się chłopak, a jego oddech poczułam na szyi.

- Często tu przychodzisz? - Odwróciłam głowę w jego stronę.

- Za często. - Wpatrzony był przed siebie, a jego oczy lśniły.

Spojrzał na mnie z błyskiem w oku, a ja znów poczułam cholerne motylki w brzuchu. Uśmiechnął się delikatnie, choć oczy miał smutne. Miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale nie jest w stanie wypowiedzieć tych słów na głos. Widziałam w jego oczach ten sam ból, który dostrzegałam w swoich kiedy wpatrywałam się we własne odbicie w lustrze po każdej kłótni z Patrykiem i każdej awanturze z rodzicami.

- Przepraszam. - Powiedział po chwili.

- Daj spokój. - Odwróciłam wzrok.

- Serio, zachowałem się jak chuj.

- Nie zaprzeczam. - Burknęłam spoglądając przed siebie łapiąc delikatnie barierkę obiema dłońmi.

- Czasami gadam bez zastanowienia. - Kontynuował.

- Powiedziałam, żebyś dał spokój. - Powiedziałam nieco głośniej zirytowana całą sytuacją.

Nic już nie odpowiedział. Stał obok, a jego perfumy drażniły moje nozdrza. Próbowałam skupić się na otaczającym mnie miejscu oraz widoku, ale obecność tego chłopaka denerwowała mnie w dziwny sposób. Była już noc, kiedy tu staliśmy i choć była to sierpniowa noc, podmuch wiatru okazał się zimniejszy niż bym przypuszczała. Odwróciłam się do chłopaka i skrzyżowałam ręce na piersiach próbując nie pokazać jak mi zimno.

- Wracajmy.

- Już? - Spojrzał na mnie rozczarowany.

- Jestem zmęczona.

- Niech będzie. - Westchnął.

Ostatni raz spojrzałam na oświetlone miasto po czym skierowaliśmy się do samochodu.

Dla Ciebie / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz