Rozdział 60

1.3K 86 16
                                    

Podróż na lotnisko mijała w nieznośnej ciszy między nami, którą zagłuszała tylko muzyka wydobywająca się z radia. Skubałam skórki przy paznokciu, wgapiając się w krajobraz za szybą, zastanawiając się, co ja tak właściwię robię. Im dłużej o tym myślałam, tym więcej wyrzutów sumienia mnie dopadało, a tym samym znów idealizowałam Nicolę. Podświadomie wiedziałam, że to złe, ale nie potrafiłam odgonić natrętnych myśli i wspomnień, kiedy wszystko było dobrze.

- Jesteśmy. - Mruknął kiedy znaleźliśmy się na parkingu pod lotniskiem.

Sięgnęłam do klamki, aby wysiąść, ale przed tym powstrzymał mnie sam Zalewski, chwytając mnie delikatnie za ramię.

- Postarajmy się być dla siebie na tym wyjeździe. - Przyglądał mi się szklanymi oczami. 

- Na razie robię to tylko dla Twojej rodziny. - Rzuciłam, nie zastanawiając się, czy naprawdę tak myślę. 

Nicola kiwnął lekko głową, przyjmując tym samym moje słowa do wiadomości i wyszedł z samochodu. 

Idąc jego śladem, powoli wygramoliłam się z miejsca pasażera i po chwili stałam już przy bagażniku, z którego chłopak wyciągał nasze bagaże na najbliższe dwa tygodnie.

-Proszę. - Podał mi najlżejsze torby, a sam chwycił największe walizki i wolnym krokiem kierowaliśmy się do wejścia.

~~~~~~

Po paru godzinach oczekiwania na nasz lot, w końcu usiedliśmy w samolocie, gdzie pozostało tylko poczekać na start.

Siedziałam przy małym okienku, z którego, o ile tylko nie zasnę, z pewnością będzie zachwycający widok, którego nie mogłam się doczekać. Nicola wyglądał na znudzonego, pewnie przez mecze, w przeszłości wiele razy musiał latać samolotami do innych krajów. Siedział tuż obok, ale nie spojrzał na mnie ani razu, a ja już nie wiedziałam w jakim jest nastroju.

Dzień jak co dzień, możnaby rzec.

Po nieco ponad dwóch godzinach lotu, ostatecznie wylądowaliśmy na lotnisku w Rzymie, skąd miała zabrać nas taksówka do Tivoli, miasta rodzinnego Zalewskiego.
Powoli rozpoczynało się lato, ale temperatury we Włoszech nie były już tymi, w których czułabym się komfortowo. Okolice trzydziestu stopni, gdzie odczuwalna temperatura była jeszcze większa, w moim odczuciu przeszkadzała właśnie tylko mi. Widziałam, jak Nico rozpromienił się odkąd wylądowaliśmy i w głębi serca cieszył mnie ten widok, przecież zaraz miał się zobaczyć z mamą i siostrą.

- Jesteśmy na miejscu. - Uśmiechnięty, a zarazem nieco zawstydzony, spojrzał na mnie po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu. 

- Pięknie tu. - Szepnęłam, zachwycając się widokami. 

Gdy tylko wysiedliśmy z taksówki, a ta odjechała, zaczęłam podziwiać krajobraz wokół mnie.
Znajdowaliśmy się na obrzeżach małego miasta, gdzie czas jakby płynął wolniej. Przed nam stał średnich rozmiarów dom, w kolorze beżowym, a przed nim znajdował się zadbany, niewielki ogród, który pomieścił również małych rozmiarów altankę. Za domem rozciągało się zielone pole, a domy po bokach były na tyle daleko, że nie odczuwało się obecności sąsiadów, przez co było jeszcze spokojniej. 

Kiedy przekroczyliśmy próg furtki, drzwi domu od razu otworzyły się, a ze środka wybiegła starsza kobieta, z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Nico! Kochanie! Jak dobrze Cię widzieć. - Kobieta, która była pewnie matką Nicoli, przytulała go teraz z całych sił i obsypywała całusami w oba policzki. 

- Też się cieszę, że Cię widzę. - Delikatnie odsunął się od kobiety, której uśmiech nie schodził z twarzy. 

- Ty pewnie jesteś Lena. - Kobieta spojrzała na mnie przyjaźnie. - Nico tyle mi o Tobie opowiadał, kiedy mówił, że odwiedzi nas z kimś ważnym dla niego. - Szatynka nie kryła wzruszenia. 

- Mamo. - Syknął Nico, ewidentnie zawstydzony. 

- Wchodźcie do środka. - Mama Nicoli zignorowała syna, zapraszając nas do domu. - Obiad już prawie gotowy, a pewnie jesteście głodni po podróży. - Dopowiedziała z lekkim przejęciem. 

Podnieśliśmy z szatynem bagaże z ziemi i ruszyliśmy za kobietą do środka, gdzie unosił się zapach przygotowywanego obiadu, a ja dopiero teraz poczułam, jak głodna byłam.

- Jessiki nie ma? - Nicola spojrzał pytająco na mamę, gdy tylko usiedliśmy przy drewnianym stole w kuchni.

- Jeszcze nie, pewnie wróci wieczorem. - Odpowiedziała. - Wyszła gdzieś ze znajomymi. - Poinformowała nas, kładąc talerze przed nami.

Po zjedzeniu chyba najlepszego w moim życiu spaghetti i chwili rozmowy z mamą Nicoli, gdzie musiałam udawać, że jesteśmy bezproblemową, kochającą się parą, w końcu mogliśmy udać się do swojego tymczasowego pokoju, w którym przyjdzie nam spędzić następne czternaście dni. Nie miałam już sił, aby zacząć się rozpakowywać, więc wygrzebałam z torby kosmetyki i przewiewne ubrania na dziś, z którymi mogłam pójść pod prysznic, a resztę bagaży postawiłam przy ścianie, naprzeciwko dużego łóżka.

- Lena... - Odezwał się szatyn, który do tej pory leżał w ciszy na łóżku i wpatrywał się w ekran telefonu.

- Hm?

- Zabieram Cię gdzieś dziś wieczorem. - Wypalił.

- Nawet nie myśl, że pójdę z Tobą na kolejną imprezę. - Pokręciłam głową, nie dopuszczając do siebie innego scenariusza.

- To nie impreza. Tylko my, nasza dwójka. - Mówił jakby z gulą w gardle.

Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, zastanawiając się przez chwilę, czy zgadzać się na ten pomysł.

- Dobrze. - Odparłam krótko.

Asertywność nigdy nie była moją mocną stroną.

- Bądź gotowa na dwudziestą. - Widziałam, jak błyszczą mu się oczy, dzięki mojej odpowiedzi.

Kiwnęłam głową, po czym z kosmetykami i świeżymi ubraniami zniknęłam w łazience, by w końcu wziąć upragniony prysznic.

Dla Ciebie / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz