Rozdział 18

1.9K 62 1
                                    

Listopad 2021, Rzym

- Nicola! Co z Tobą?!

- Nie wiem, kurwa...

- Weź się w garść i wyrażaj się!

- Mam dosyć na dzisiaj.

- Nie chcę tego słyszeć. Wracaj na pozycję, musimy dokończyć trening w pełnym składzie, mecz już za dwa dni. - Powiedział stanowczo.

- W dupie mam ten mecz. - Odpyskowałem trenerowi.

- Słucham?

Miałem serdecznie dość ciągłych pretensji trenera, kolegów z drużyny i członków rodziny. Nie wiem, czy Roma wiedziała o śmierci mojego ojca, nie obchodziło mnie to tak naprawdę, a ja nie zamierzałem się nikomu żalić. Byłem wkurwiony na cały świat, szukałem winnych mojego zachowania i oskarżałem samego Boga, że odebrał mi tatę. Sądziłem, że będę przeżywał żałobę jak każdy inny członek rodziny, że będę płakał w poduszkę, nie jadł nic przez całe dnie i oglądał z mamą nasze stare, wspólne zdjęcia. Zamiast tego byłem zły na każdego, na siebie, włóczyłem się każdej nocy po ulicach lub lądowałem w łóżkach koleżanek. Upijałem się do nieprzytomności i zdarzyło się łykać tabletki niewiadomego pochodzenia. Nie widziałem sensu dalszego życia, więc dlaczego miałbym sobie tego wszystkiego odmawiać? W pewnym momencie zacząłem oskarżać własną rodzinę o okłamanie mnie, że tata wyzdrowieje, choć od lat wiedziałem, że tak się nie stanie. To były tak bolesne myśli, że odtrącałem je, okłamując samego siebie jednocześnie patrząc jak stan zdrowia mojego ojca pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Lekarze mówili, że z takim nowotworem i tak przeżył dłużej niż dziewięćdziesiąt procent pacjentów, ale jak miało mi to pomóc, skoro on już nie żył? Miałem tylko dziewiętnaście lat kiedy stałem zapłakany nad grobem taty. Pytałem Boga czemu on, czemu nie mógł zabrać mnie. Dlaczego to właśnie mój ojciec musiał odejść z tego świata tak wcześnie, w tak przykry sposób, zostawiając rodzinę, zostawiając mnie, nasze marzenia i plany. Wszystko bym oddał za choć jeszcze jeden wspólny dzień, za jeden jego uśmiech, za jedną dobrą radę jak mam sobie, kurwa, poradzić bez niego. Bolało mnie serce, bolało mnie dalsze życie, czułem przeszywającą moje ciało pustkę i choć na pogrzebie płakałem jak bóbr, od miesiąca nie potrafiłem uronić ani łzy. Smutek przerodził się w gniew krzywdząc przy tym bliskie mi osoby. Nie rozumiałem lub nie chciałem zrozumieć, że oni przecież też cierpią. Tym ludziom też zabrano męża, ojca, syna, a ja zachowywałem się jak ostatni zjeb. Może dzięki tej świadomości wyjechałem później z rodzinnego miasta.

- Powiedziałem, że w dupie mam ten mecz. - Powtórzyłem z pełną powagą.

- Jeśli teraz wyjdziesz, chcę, żebyś wiedział, że zawieszam Cię w Romie do odwołania, a to może potrwać. - Pogroził.

- Świetnie. - Uśmiechnąłem się sztucznie. - Zabiorę tylko swoje rzeczy z szatni.

- Nicola... - Trener próbował mnie zatrzymać, ale szedłem twardo przed siebie. - Nicola, wiem, że Twój tata nie żyje. - Usłyszałem jeszcze z daleka.

- Ta? I co? Jednak mogę odjebywać i grać w Romie? - Podszedłem powoli z powrotem do trenera.

- Martwię się o Ciebie, Twoje zachowanie...

- Jest, jakie jest. - Wzruszyłem ramionami. - Na szczęście tata nie musi oglądać mojej złej gry. - Poczułem łzy w kącikach oczu i uśmiechnąłem się lekko.

- Nico... - Trener chciał położyć dłoń na moje ramię, ale odsunąłem się szybko.

- Lepiej już pójdę, opóźniam trening. - Mruknąłem nie chcąc, aby trener widział moje łzy i szybkim krokiem oddaliłem się do szatni.

Dla Ciebie / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz