Rozdział 37

2K 82 4
                                    

Tym razem nie miałam zamiaru wszystkiemu się przyglądać.

W przypływie adrenaliny ruszyłam w stronę wyjścia nim towarzyszące mi kobiety zdążyły zareagować. Podejrzewałam, że niosą chłopaka do karetki, przynajmniej tak podpowiadała mi głowa, więc chciałam zdążyć przed ratownikami i jeszcze raz zobaczyć Nicolę nim zabiorą go do szpitala. Przemieszczałam się najszybciej jak mogłam pomiędzy zmieszanymi kibicami, którzy wciąż czekali na wznowienie gry nie zważając na to, jak często i mocno zderzam się z nimi barkami, przez co krzyczeli coś w niezrozumiałym dla mnie języku. W mojej głowie zaczęły tworzyć się najgorsze scenariusze, a ja z całych sił pragnęłam się nie rozpłakać i twardo biec przed siebie. Droga w takich okolicznościach dłużyła się niemiłosiernie, a mi z każdym krokiem, który przybliżał mnie do chłopaka, szło się coraz gorzej. Nogi miałam jak z waty, kiedy w oddali ujrzałam biały pojazd, a przy nim mężczyzn w pomarańczowych strojach.

Przybywając na miejsce, zobaczyłam, że chłopak leżał już w karetce, więc jedyne o czym pomyślałam, to wskoczyć za nim do środka. Przed wykonaniem tej czynności powstrzymał mnie jeden z ratowników.

- Kim jesteś i co tu robisz? - Zapytał mnie łamanym angielskim.

- To mój chłopak, muszę z nim jechać. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą mając nadzieję, że mężczyzna mnie zrozumie.

- Nie. - Pokręcił głową. - Tylko rodzina.

- Ja jestem jego rodziną. - Podniosłam głos próbując się przy tym nie rozpłakać.

Mężczyzna westchnął głośno i zwrócił się do swojego kolegi, którzy wymieniali się słowami przyglądając się przy tym mojej osobie. Wszystko trwało może z pół minuty, po czym gestem ręki jeden z nich zaprosił mnie do środka, a ja nie zastanawiając się po chwili siedziałam w karetce przy Nicoli. Jak się okazało, Zalewski był przytomny, ale ruchy uniemożliwiały mu pasy, którymi wciąż był przypięty. Spojrzał na mnie ciemnymi oczami, w których widziałam złość i smutek, co było uzasadnione. Miałam tylko nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało i tak szybko, jak zabrali go do szpitala, tak szybko też z niego wyjdzie i będzie mógł zagrać kolejne mecze na tym wyjeździe.

- Jak się czujesz? - Szepnęłam do chłopaka.

- Nie rozmawiać. - Burknął ratownik, który pilnował chłopaka.

Mężczyzna wciąż podnosił mi ciśnienie, ale musiałam gryźć się w język, żeby nie pogorszyć sytuacji. Nicola uśmiechnął się ledwo widocznie. Było mi go tak bardzo żal, mogłam się tylko domyślać jak czuje się w obecnej chwili z bólem fizycznym i psychicznym, ale musiałam poczekać aż dojedziemy na miejsce, żeby z nim porozmawiać. Na ciele i twarzy Zalewskiego nie było widać śladów upadku, którego byłam świadkiem, co mnie cieszyło, ale jednocześnie martwiłam się, że chłopak ma obrażenia wewnętrzne, przecież leżał na murawie tyle czasu nie mogąc wstać. Ratownicy nie byli zbyt wzruszeni zaistniałą sytuacją, więc wmawiałam sobie, że niepotrzebnie dramatyzuję, a sam poszkodowany jeszcze będzie śmiał się z moich łez, na co ja będę się złościć, że nie docenia jak się o niego martwię.

Nie byłam pewna ile czasu upłynęło kiedy nareszcie znaleźliśmy się w szpitalu, ale cieszyłam się i odetchnęłam, że w końcu chłopakiem zajmą się specjaliści i niedługo dowiem się czegoś więcej. Zabrali Nicolę do jednego z pomieszczeń, gdzie wstęp mieli tylko pracownicy i poszczególni pacjenci, więc jedyne co mogłam zrobić to usiąść w poczekalni i czekać na informacje.

Minuty mijały jak godziny gdy oczekiwałam wyjścia Zalewskiego z sali. W międzyczasie dowiedziałam się z internetu, że wznowili mecz, dlatego nie spodziewałam się, że w najbliższym czasie ujrzę w szpitalu kogoś z Reprezentacji. Do końca spotkania nie zostało dużo czasu, ale z powodu Nicoli z pewnością doliczą sporo minut nie wspominając o dojeździe do szpitala, ale byłam pewna, że przyjadą.

Po godzinie ostatecznie badania się skończyły, a Nicolę przewieźli do sali, do której w końcu mogłam wejść i porozmawiać z chłopakiem.

- Jak się czujesz? - Usiadłam na krześle przy łóżku, na którym leżał Zalewski.

- Chujowo. - Burknął.

- Boli Cię coś? - Dopytywałam.

- Już nie. - Westchnął. - Nie mogłem oddychać gdy leżałem na tym boisku, dlatego postanowili zabrać mnie do szpitala. - Wytłumaczył.

- Mówisz jakby to nie było nic takiego.

- Bo nie jest. - Spojrzał mi w oczy. - Nic mi nie jest.

- Martwiłam się...

- Wiem, kochanie. - Nicola chwycił mnie za rękę splatając nasze palce. - Już jest wszystko w porządku.

- Widzę, że nie. - Zaprzeczyłam.

- Bo to był mój pierwszy mecz. - Westchnął zrezyzgnowany. - Którego nie mogłem dokończyć przez jakiegoś idiotę, który nie potrafi grać. - Dopowiedział kładąc głowę na poduszkę i wlepiając wzrok w biały sufit.

- Najważniejsze, że Tobie nic poważnego się nie stało. - Pogładziłam kciukiem jego dłoń. - Jeszcze się nagrasz. - Uśmiechnęłam się lekko.

- O ile trener i lekarze dopuszczą mnie do kolejnego meczu. - Mruknął.

- Kiedy właściwie będziesz mógł wyjść?

- Jutro rano. Muszę zostać na noc na obserwacji. - Poinformował mnie.

- Zostanę z Tobą.

- Nie. - Pokręcił głową. - Wróć do hotelu i wyśpij się.

- Nie zostawię Cię tu samego.

- Nie jestem małym dzieckiem, poradzę sobie. - Zmarszczył brwi gdy znowu na mnie spojrzał.

- Nie musisz się od razu złościć. - Burknęłam.

- Nie dopowiadaj sobie. - Rzucił beznamiętnie.

- Boże, Nicola. - Westchnęłam. - Naprawdę się martwiłam. Bałam się o Ciebie...

- Jak widać niepotrzebnie. - Uśmiechnął się krzywo podnosząc się na łóżku. - Jutro już będę na wolności. - Pocałował mnie delikatnie w usta.

- Dobrze. - Powiedziałam krótko, zapominając o jego zachowaniu gdy tylko się zbliżył.

Tym razem to ja pierwsza pocałowałam Nico, który nie zamierzał się odsuwać, tylko pogłębił pocałunek zapominając gdzie się znajdujemy. Nasze palce wciąż były splecione gdy druga dłoń chłopaka wylądowała na moim udzie i lekko ją zacisnął.

- Nie przeszkadzamy? - Chrząknął męski głos, przez który oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni.

Dla Ciebie / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz