Rozdział 67

1.2K 66 43
                                    

- Spóźnię się, trening się przedłużył. - Odezwałem się po krótkiej ciszy. - Wrócę na kolację, obiecuję. Kocham Cię. - Po tych słowach rozłączyłem się i odpaliłem samochód.

- Kurwa mać, co ja robię. - Szepnąłem do siebie, zapinając pas. - Lena by mnie zabiła. - Pomyślałem na głos, wyjeżdzając z parkingu pod stadionem.

Ustawiłem nawigację w miejsce, gdzie mieliśmy spotkać się z Veronicą, i miałem szczerą nadzieję, że uwierzyła mi w to, co mówiłem chwilę przed treningiem. Chciałem porozmawiać z nią o naszym ostatnim spotkaniu, przez które Lena pewnie nie śpi spokojnie i o tym, że nigdy nas nie będzie. Chciałem, aby pogodziła się z faktem, że mogę się z nią jedynie przyjaźnić, ale nie za wszelką cenę. Jeśli Veronica wciąż marzy o mnie w erotyczny sposób, będę musiał zakończyć naszą znajomość, dla Leny. Choć będzie to kurewsko ciężkie.

Obie zasługują, aby wiedzieć na czym stoją, a jedynym problemem, jestem ja.

Chciałem spotkać się z Veronicą na neutralnym gruncie, ale uznałem, że jeśli ktoś nas razem zobaczy, nigdy nie uwierzy po co tak naprawdę się umówiliśmy, więc uznałem, że przyjadę do jej domu, który tak dobrze znałem. Zostawiłem samochód ulicę przed tą, na której mieszkała dziewczyna, aby nie zdradzić swojej lokalizacji i wolnym krokiem snułem się w kierunku białego, dwupiętrowego domu. Z każdym następnym krokiem, coraz bardziej żałowałem, że idę tu na trzeźwo. Nie miałem ani serca, ani jaj, żeby powiedzieć jej wszystko, o czym w tej chwili myślałem. Sam nie wiedziałem, czego tak naprawdę chcę, ale moje szczęście w tej chwili liczyło się najmniej.

Wszedłem przez furtkę, która była otwarta i wąską ścieżką szedłem w kierunku drzwi, od których dzieliło mnie tylko parę schodków. Z bijącym sercem zapukałem parę razy w drewno, a po chwili moim oczom ukazała się naprawdę piękna dziewczyna.

- Przyszedłeś. - Uśmiechnęła się szeroko.

- Byliśmy umówieni, zawsze przychodziłem. - Przypomniałem jej.

- Ale nie zawsze dotrzymujesz słowa. - Odgryzła się i zrobiła mi miejsce, abym mógł wejść do środka.

- Jesteś sama? - Zapytałem, ściągając buty, jednocześnie rozglądając się po najbliższych pomieszczeniach.

- Tak, ale chodźmy do mnie, na górę. - Skinęła głową w kierunku drewnianych schodów.

Przełknąłem ślinę głośniej, niż zamierzałem i podążyłem za dziewczyną do jej pokoju. Doskonale wiedziałem, gdzie mam iść i czego spodziewać się na miejscu, przez co czułem się jeszcze bardziej winny, że w ogóle tu jestem. Veronica ubrana była w obcisłą, białą bluzkę i krótkie spodenki tego samego koloru, które idealnie przylegały do jej ciała. Ciemne włosy były lekko podkręcone i swobodnie opadały na plecy.

Czułem narastające napięcie z każdym kolejnym krokiem, ale nie mogłem się teraz wycofać. Musiałem załatwić to jak najszybciej i wrócić do Leny, inaczej wszystko się spierdoli. Znałem Veronicę od dziecka i wiedziałem, że coś kombinuje, a ja nie mogłem jej na to pozwolić. Już nie.

- Co tak stoisz? Siadaj. - Poklepała materac, na którym chwilę wcześniej usiadła.

Tkwiłem w drzwiach do jej pokoju, przyglądając się pomieszczeniu, a po części też dziewczynie, która nie zmieniła się od mojego wyjazdu. Wciąż była tak samo piękna, a z jej oczu nie emanowały żadne złe emocje. Przyglądała mi się, jak wtedy, gdy ostatni raz widzieliśmy się w tym samym pokoju, z tą samą miłością i troską, którą potrafiłem perfidnie wykorzystywać.

Po sekundach trwających wieczność, dołączyłem do szatynki, a materac pod nami nieco się ugiął. Czułem narastającą gulę w gardle, a serce biło coraz szybciej, jakby chciało wyskoczyć, ale nie mogłem teraz stchórzyć.

Dla Ciebie / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz