Rozdział 8

2K 75 8
                                    

Wrzesień 2021, Rzym

Nicola

- Nie! Zostawcie mnie!

- Nicola... Proszę...

- Idźcie stąd!

- Nico...

- Nie poradzę sobie bez niego...

- Musisz wyjść...

- Tato, proszę... Nie odchodź... Potrzebuję Cię...

- Nicola, chodź...

- Kocham Cię... Błagam, nie rób mi tego...

- Synku...

- Tak bardzo Cię kocham...

- Musi pan wyjść...

- Proszę... Tato... nie zostawiaj nas... Jeszcze nie teraz... Błagam...

- Nico, chodź, proszę.

Łzy zalały mi całą twarz. Nic nie widziałem kiedy ktoś chwycił moje ramię i wyprowadził z sali. Drzwi zamknęli lekarze ukrywając się w środku z moim tatą. Otarłem zewnetrzną stroną dłoni łzy z twarzy i z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę.

- Nicola!

- Kurwa mać! - Krzyknąłem opadając na podłogę.

Oparłem plecy o zimną, szpitalną ścianę, którą przed chwilą próbowałem zniszczyć i znów zacząłem płakać. Dłonie wplotłem we włosy szarpiąc za nie, a mój oddech był niepokojąco szybki.

- Nico... Kochanie... - Mama znalazła się tuż obok mnie próbując mnie objąć, ale szybko ją odtrąciłem.

Wiedziałem, że ona i siostra cierpią tak samo jak ja, ale to ze mną spędzał całe dnie na treningach, dojeżdżał ze mną z Tivoli do Rzymu, abym mógł trenować w Romie, wspierał mnie i dzięki niemu ktokolwiek mnie zauważył. Wszystko mu zawdzięczam, wszystko. Nie może teraz tak po prostu odejść zostawiając mnie na tym jebanym świecie. Mam dopiero dziewiętnaście lat, nie chcę stać nad grobem ojca. Nie teraz. Serce bolało mnie nie do zniesienia, łzy wciąż spadały na podłogę, a obecność dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu nie pomagała, a wręcz pogarszała sprawę. Płakały ze mną siedząc na tej jebanej podłodze, a ja błagałem Boga, żeby wszystko co się teraz działo, było snem. Koszmarem, z którego zaraz obudzi mnie tata i zaprosi na śniadanie, wspólny trening, cokolwiek. Błagałem Boga, aby mój tata się obudził, żeby go uratowali, żeby wyleczyli tego cholernego raka i pozwolili mu wrócić do domu. Ostatnie tygodnie spędziliśmy w szpitalu, przez co opuszczałem mnóstwo treningów i meczów, ale wtedy to nie miało dla mnie znaczenia. Liczyło się tylko zdrowie taty, którego mu brakowało.

Wstałem i podchodząc do drzwi, za którymi znajdował się mój ojciec uderzyłem w nie z całej siły.

- Nicola!

- Co?! No co?! Nic nie zrobili, aby go uratować! Nic! - Krzyczałem.

- Zrobili wszystko, co mogli, kochanie. - Mama powoli do mnie podeszła.

- Gówno prawda! Gdyby tylko chcieli tata by żył!

- Lekarze walczyli, tak samo jak tata, wiesz o tym.

- Dlatego teraz nie żyje?! - Spojrzałem na nią wściekły i mokry od łez.

- Chodź do mnie, Nico...

Mama objęła mnie z całych sił, a ja po krótkiej walce w końcu odpuściłem i również ją przytuliłem.

- Chcę, żeby było jak dawniej, nie chcę żyć bez niego...

Dla Ciebie / Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz