49

731 38 3
                                    

Set

Walka nastąpiła nagle. 

Gdy zbliżyliśmy się do pałacu Ozyrysa i Neftydy, zaatakowała nas armia krokodyli. Nie były to jednak zwykłe krokodyle, a takie obdarzone magią. Takie posunięcie było ze strony Neftydy i Ozyrysa żałosne, ale skąd bogowie mogli wiedzieć, że mieliśmy przy sobie Sobka? Boga krokodyli, który szybko zrobił im pranie mózgu i sprawił, że stali się potulni jak baranki i poszli na wojnę z nami? 

Następnie zaatakowały nas dwumetrowe zaklęte węże. Tutaj pole do popisu należało do Apopisa oraz Robina, który był wężowym chłopcem. Apopis szybko zapanował nad wężami, a Robin zapewniał je, że są w dobrych rękach i jeśli pójdą z nami, nic im się nie stanie. 

W walce wykazał się także Amon. Mężczyzna, którego przywołałem do tego świata z krainy zmarłych, przywołał do porządku zaklęte dusze, które wyglądały po prostu jak zombie. Ich ciała owinięte były bandażami, gdyż te dusze powstały z martwych. Wcześniej udali się na wieczny spoczynek, a ich ciała owinięto bandażami, gdyż tak postępowano ze zmarłymi w starożytnym Egipcie, ale Neftyda i Ozyrys zabrali im ten wieczny spokój rozkazując, aby wyszli nam na przeciw i spróbowali nas pokonać. 

Amon wezbrał w sobie całą swoją magię i rozkazał duszom, aby padły na kolana. Dwadzieścia pięć dusz, gdyż właśnie tyle ich naliczyłem, padło na kolana i spojrzało swoimi oczodołami bez oczu na Amona. Ten usatysfakcjonowany pocałował Apopisa w usta i wymruczał do niego coś, co było przeznaczone chyba tylko dla Apopisa. 

Im bliżej pałacu byliśmy, tym więcej przeszkód napotykaliśmy, ale każdą z nich dało się pokonać bez większego problemu. Ozyrys i Neftyda chyba nie poczytali o nas w podręcznikach tego, co należało przeczytać. Byli nieświadomi tego, jakie posiadaliśmy moce. Zachowali się zabawnie, ale nie było mi do śmiechu. Jeszcze nie, skoro nie miałem przy sobie mojej kochanej ciężarnej żony. 

Wkrótce nasza armia liczyła blisko sto dusz. Bogów, uwolnionych z Duat istot, zaklętych krokodyli, magicznych węży, a także bandy umarlaków. Była z nas niezła ekipa, nie dało się tego ukryć. 

W końcu przed nami wzniósł się pałac Ozyrysa i Neftydy. Nie był tak efektowny jak mój pałac, czy też pałac Anubisa. To wszystko wyglądało na zdecydowanie zbyt proste. To było podejrzane. 

Przeszliśmy po mostku, pod którym w jeziorze pływały krokodyle. One jednak zdawały się być w transie. Kompletnie nie zwracały na nas uwagi, na co nie narzekałem, ale co wydawało mi się dziwne. 

Weszliśmy do okazałego holu bez asysty strażników. Zdawało się, jakby Neftyda i Ozyrys po prostu ich tutaj nie mieli. Nie mogłem w to uwierzyć. Nagle naszła mnie myśl, że bogowie, którzy za pomocą burzy piaskowej porwali Laylę i Totha, może przenieśli się w inne miejsce. Wówczas byłbym bardzo wściekły i nie odpowiadałbym za swoje czyny. Miałem więc nadzieję, że tak się nie stało, choć jak powszechnie było wiadome, nadzieja umierała ostatnia. 

- Jest tu kto? 

Sobek zawołał, ale absolutnie nikt się nie odezwał. Ten pałac był doprawdy nawiedzony. 

- Kurwa, jeśli ich tutaj nie ma... 

Nagle usłyszałem hałas. Spojrzałem na moich towarzyszy i wspólnie pobiegliśmy przed siebie. Wpadliśmy do sali jadalnianej, w której miała miejsce jakaś masakra. 

Na środku zobaczyłem Laylę. Moją uroczą żonę, która... 

Nie wyglądała jak moja urocza żona. 

Layla miała na sobie czarną suknię, która powiewała u jej stóp. Moja kobieta miała rozpuszczone włosy, które unosiły się wysoko. Jej paznokcie u rąk stały się czarne i były długie niczym szpony. Layla miała furię w oczach, które były seledynowe. W niczym nie przypominała mojej niewinnej żony. 

Seductive GlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz