5. Co za świnia

38.1K 2.7K 225
                                        


Dedyk dla WiktoriaDrozd0, która niecierpliwie czekała na następny rozdział i oto jest :)

Przez następne parę tygodni zachowywaliśmy się jak para. Jak normalna para. Wiecie, chodzenie za rękę, pocałunki na powitanie i na pożegnanie i takie tam. Jednak oficjalnie nią nie byliśmy. Przynajmniej tak mi się wydaje ponieważ, nie rozmawialiśmy o tym. Po prostu samo z siebie tak wyszło. Dzisiejszego dnia Matki jak zwykle nie znów nie było w domu. Jest w robocie. Przynajmniej nikt się nie czepia. Dostałam wiadomość. Była od Sam'a.

Sam: Będę po ciebie za 10 min :*

Ja: Okej. Chyba zdążę :)

Sam: Poczekam jak się nie wyrobisz :)

Ja: Dzięki :*

Pobiegłam na górę się szybko ubrać. Mój ubiór składał się z czarnych rurek i błękitnej koszulki na którą zarzuciłam czarną bluzę. Zrobiłam łagodny makijaż, wzięłam torbę i zeszłam na dół. Założyłam białe trampki przed kostkę. Byłam zadowolona z mojego dzisiejszego wyglądu. Wyszłam z domu. Sam już czekał. Przytuliłam go i się z nim przywitałam.

-Hejka.

-No heej-nadstawił policzek, a ja spojrzałam na niego poważnie- No co? Na dzień dobry nie dostane buziaka?

-Oczywiście, że dostaniesz- dałam mu słodkiego całusa na powitanie- Jedziemy?

-Taa...- miał jakiś dziwnie rozmarzony wyraz twarzy.

-Hallo? Ziemia do Sam'a!- pomachałam mu ręką przed nosem.

-Tak?- był lekko zdziwiony.

-Jedziemy czy nie?

-Jedziemy, jedziemy.

I ruszyliśmy w stronę szkolnego więzienia...

-To... Kiedy Kim wróci do szkoły? Nie ma już jej z trzy miesiące. Co ja tak złapał? - byłam ciekawa.

-Myślę, że przeziębienie, a później lenistwo. Ściągnę ja jutro rano już z łóżka-zaśmiał się.

-Dobrze- także się zaśmiałam.

Przez resztę drogi jechaliśmy w ciszy, a ja mu się przyglądałam. Ciekawe ile miał dziewczyn. Spojrzałam na jego usta. Były tak cudownie malinowe. I ten sposób w jaki je oblizuje...

-Cly? Idziesz czy nadal będziesz siedzieć we własnym świecie? -zapytał wyrywając mnie z moich rozmyślań, Sam.

-Idę, idę.

-Swoją drogą to o czym tak myślałaś? -szczerzył się jak głupi.

-Hm... Powiedzmy, że o tym jak tu nie wpaść na twojego znajomego.

-Oj już nie przesadzaj. Nie jest przecież, aż tak natrętny, prawda?-zapytał, ale nie dał mi odpowiedzieć - Z resztą dałaś radę już tyle czasu, to dasz do wakacji.

-Oj wierz mi, że jest. To, że "wszystkie" dziewczyny na niego lecą nie znaczy, że może sobie na wszytko pozwalać. A tak swoją drogą to nie wszystkie. Ja na niego nie lecę.

- Jakoś przeżyjesz. Umiesz dać sobie z nim radę. Widziałem to- zaśmialiśmy się na to wspomnienie sprzed kilku tygodni, a nawet miesięcy.

-Może i dam... Ale to nie zmienia faktu, że mam go już po dziurę w dupie...

-Ej, jakby co to przecież masz mnie -udawał, że jest oburzony.

-Ale on ciebie też ma- pokazałam mu język.

-Dobra. Wygrała, ale i tak w ciebie wierzę.

Kiedy minęła połowa lekcji i była przerwa na lunch poszłam na stołówkę. Zajęłam kolejkę po jedzenie i czekałam.

14 osób...

13 osób...

11 osób...

8 osób...

5 osób...

4 osoby...

3 osoby...

2 osoby...

1 osoba...

No i ja! Nareszcie!

Wzięłam jogurt jagodowy i bułkę słodką z makiem. Zapłaciłam Pani i odeszłam otwierając jogurt. Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie za tyłek. Bez najmniejszego namysłu wzięłam jogurt, obróciłam się i hlusnęłam nim na sprawcę. Kto tym sprawcą się okazał? Jak myślicie? No zgaduje. Mogę się założyć, że zgadlibyście za pierwszym razem. Jak zwykle Jack. Spojrzałam na niego. Miał białą bluzkę i czarne spodnie.

-Kurwa, no!- mina Jack'a była po prostu bezcenna.

-Ups... Przepraszam kotku. Nie chciałam- powiedziałam słodko i zrobiłam maślane oczka.

-No już dobrze, ale nie będę mógł tego doprać- tak jak myślałam połknął haczyk.

-Mm... To chodź do mnie. Spróbujemy wyprać to nieszczęście razem- mrugnęłam do niego porozumiewawczo.

-Kusząca propozycja. Kiedy i gdzie?- jak jakaś ślepa ryba dosłownie wszystko połyka. Jaki on jest tępy. No cóż... Dla zaliczenia jakiejś panienki pewnie zrobi wszystko. Szczególnie, która nie chce mu się dać.

-Hm... Niech pomyślę...

-Nie łatwiej powiedzieć "dzisiaj po szkole u mnie", maleńka?

-Emm... Ok. Dzisiaj po szkole u mnie, kotku- przybliżyłam się do niego i powiedziałam na ucho- Nie zapomnij o wybielaczu- wypowiedziałam to niskim gardłowym głosem i efekt był taki o jakim myślałam. Jack zadrżał, a ja odeszłam od niego i poszłam na lekcje. Oczywiście po drodze zjadłam moją bułkę. W końcu tylko ona mi została.

Oo biedaku ty jeszcze nie wiesz co cię czeka. Szykuj się na śmierć.

DupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz