14. Pech

2.7K 123 6
                                    

Przepraszam, że usunęłam całą książkę, ale już dodałam i ją skończę w końcu, obiecuję.

Dziś jest krótki rozdział, ale jest

Zapraszam na grupkę na fb 'moje misiaczki' dla czytelników

Cóż za strata czasu! Chodzę po sklepach w poszukiwaniu sukni na bal, ale niczego nie mogę znaleźć. Co prawda widziałam jakieś w miarę ładne sukienki, jednak jakoś do mnie nie przemówiły. Zaczynam się grubo zastanawiać czy nie namówić parę dziewczyn abyśmy poszły w dresach. Naprawdę chodzę już za tym prawie cały dzień, a nadal nic mi nie wpadło w oko na tyle by się zdecydować. Nie znalazłam nic w swoim guście. Wyszłam z ostatniego sklepu, w którym mogłam coś znaleźć. Niczego jednak nie znalazłam. Za dwa dni odbędzie się bal, a ja jestem w czarnej dupie.

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Steve.

- Co tam, siostro? - odebrał.

- Mogę na bal iść w dresach? - od razu zapytałam.

Chwila ciszy w słuchawce.

- Halo? - upewniam się czy nadal jest na lini.

- Powtórz, bo chyba nie słyszałem - powiedział.

- Pytałam czy mogę iść w dresach na bal. Myślisz, że udało by mi się ugadać z paroma osobami by je założyli?

Znów cisza.

- Czy Ciebie doszczętnie pogięło?! - wydarł się do słuchawki.

- Ała.

- I bardzo dobrze, że ała!

- Czemu na mnie krzyczysz? - zapytałam.

- Bo jesteś głupia!

- Dzięki? - nie wiedziałam o co chodzi.

- Nie ma za co! Po pierwsze nikt Ci się na to nie zgodzi, bo od kilku tygodni pewnie już są wszyscy dobrze przygotowani na to wydarzenie. Po drugie nie po to zgodziłem Ci się uratować tyłek żebyś mi narobiła wstydu! Zaraz sama pójdziesz - był strasznie oburzony.

- No, ale szukam czegoś i nigdzie niczego nie ma- poedxialam zmęczona.

- Trzeba było tego nie zostawiać na ostatnią chwilę.

- No, ale...

- Nie ma żadnych 'ale'. Boże, jak zawsze to ja muszę o wszystkim myśleć.

- O czym na przykład?

- O Twoim stroju na bal, na przykład!

- Dobra, przestań już tak na mnie krzyczeć.

- Masz rację. Przyjadę i po prostu dam Ci w twarz.

- To było już lekko drastyczne - powiedziałam nie pewnie.

- Ty jesteś drastyczna. Jutro idziemy po suknie. Masz już kupione buty?

- Jakie buty?

- Jezus Maria. Do sukni, na bal, a niby jakie buty? Na zimę? - znów się zdenerwował.

- Emm nie mam...

- A chociaż biżuterię?

- Nie?

- Kobieto czy ty cokolwiek kupiłaś na ten bal?

- Nie.

- Zabiję Cię.

- Chyba muszę spisać testament.

- Bo musisz. Jutro idziemy na zakupy. Przygotuj się- rozłączył się.

W międzyczasie tej rozmowy zdążyłam dotrzeć do domu. A w nim przywitała mnie mama.

-Kupiłaś coś!? - zapytała z podekscytowaniem.

-Nie. Za to chyba nie muszę, bo Steve każe mi spisać testament.

-Nie dziwię się.

-Mamo! - oburzyłam się.

-No co? Przynajmniej jestem szczera.

Nic jej nie odpowiedziałam już tylko poszłam na górę, do siebie.

DupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz