Jest sobotnie południe. Obudził mnie zapach gotowanego obiadu. Leżałam jeszcze w łóżku, bo mi się strasznie nie chciało wstać. Po paru minutach jednak wstałam i poszłam do kuchni z zamiarem zobaczenia co będzie na obiad. Właściwie dla mnie to na śniadanie. Jednak widok jaki zastałam w kuchni był szokujący.-Co ty tu robisz?!- zapytałam chłopaka, który rozmawiał z moją matką w najlepsze. Odwrócili się oboje, gdy zadałam to pytanie.
-Jack wpadł do ciebie, ale spałaś i postanowił poczekać- odpowiedziała matka.
-Dokładnie tak- potwierdził słowa mojej matki Jack- Zabieram Cię dziś na spacer, kochanie. Tylko się ogarnij chociaż tak też możesz iść- dodał sunąc wzrokiem po moim ciele ubranym tylko w za dużą koszulkę i majtki.
-Chyba sobie żartujesz, nigdzie z tobą nie idę- zaprzeczyłam natychmiast- I wynocha z mojego domu!- zdenerwowałam się.
-Cly... Daj mu jeszcze jedną szansę... Jemu naprawdę na tobie zależy- wtrąciła moja matka.
-Co? Co ty bredzisz?- zapytałam nie wiedząc w ogóle o co tu chodzi.
-To twój chłopak... Może zrobił źle, ale teraz tego żałuje...- że co?! Nie popuszczę gnojowi. Chce się tak bawić? To się bawimy dalej.
-Ohh... A więc o to chodzi... Nie dam mu kolejnej szansy... Mamusiu... Jest takie powiedzenie "do trzech razy sztuka", a w jego przypadku było ich o wiele więcej. Prawda, Jack?-zapytałam, ale nie dałam mu dojść do głosu i kontynuowałam dalej- A ty mamuś ile razy najwięcej dałaś szans facetom? Z tego co wiem to tylko jedną nawet, a ja dałam więcej- powiedziałam i nie czekając na jakąkolwiek reakcje tej dwójki wyszłam z kuchni.
Wróciłam do swojego pokoju by się ubrać, a przy okazji zadzwonić do Kim by do mnie wpadła razem z Sam'em. Ogarnęłam się, umyłam i siedziałam w pokoju do czasu gdy nie usłyszałam dzwonka do drzwi. Zleciałam na dół i otworzyłam im drzwi. Okazałam się być szybsza niż moja matka, która nadal pociskała pierdoły z Jack'em i była nim całkiem pochłonięta.
-Cześć- przywitałam się z rodzeństwem.
-Heej- odpowiedzieli równocześnie.
-To co zobaczycie w kuchni może was zdziwić... Dlatego błagam bez komentarza. Sama byłam zszokowana- uprzedziłam ich od razu.
-Okey...- odpowiedziała niepewnie Kim.
-Jack plotkuje z moją mamą- powiedziałam z grymasem na twarzy.
-Okey...- tym razem odpowiedział zmieszany Sam.
-Napijecie się czegoś? - zapytałam zmieniając temat.
-Hmm... A co masz?- zapytał Sam.
Poszliśmy do kuchni.
-Hej Jack, dzień dobry proszę Pani- przywitała się Kim.
-Dzień dobry- skinął głową Sam na powitanie do mojej matki- Cześć stary- przybił żółwika z Jack'em.
-Siemasz Sam- odpowiedział Jack.
-Dzień dobry- odpowiedziała moja matka z opóźnieniem.
Zajrzałam do lodówki.
-Mam tylko Cole i sok pomarańczowy- powiedziałam.
-Ja chcę sok- powiedziała od razu Kim.
-Ja zamawiam Cole- powiedział Sam.
-Zamówienie zostało przyjęte- rzuciłam do rodzeństwa.
-Czemu jesteś taka nie miła dla Jack'a?- zapytała mama- Jego też powinnaś zapytać.
-Mamo, znowu zaczynasz?- wzięłam sok i colę.
-Tak, bo to nie jest sprawiedliwe- powiedziała oburzona moja matka.
-Life is brutal, mamuś. Szczerze mówiąc mam gdzieś twoją opinię o tej sytuacji. Lubisz go? To go sobie lub, ale nie zmuszaj do tego mnie. Traktuje go jak traktuje, bo mam swoje powody- wyciągnęłam szklanki. Poszperałam jeszcze trochę po szafkach i znalazłam żelki oraz jakieś ciastka, więc je wzięłam.
-Mogłabyś go chociaż tolerować- znowu matka.
-Kim weźmiesz to?- pokazałam na przekąski.
-Jasne- odpowiedziała i natychmiast je wzięła, a Sam podszedł i wziął picie.
-Mamo nie będę go tolerować czy ci się to podoba czy nie.
-Sam, możemy pogadać?- zapytał Jack Sam'a.
-No spoko- wyszli z kuchni.
-Jack'owi pewnie jest przykro z tego powodu teraz- dalej drążyła temat matka.
-Nie byłoby mu przykro gdyby się nie zachowywał na samym początku jak się zachowywał- odpowiedziałam.
-Ale córcia... Daj mu szansę...
-Mamo... Daj sobie spokój. Dobrze wiesz, że tego nie zrobię- stwierdziłam.
-Ale...- nie dałam jej nic powiedzieć.
-Koniec tematu. Zdania o nim nie zmienię, więc lepiej przestań.
W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk trzaskającego się szkła. Wszyscy poszliśmy za źródłem tego hałasu, czyli jak się okazało do salonu gdzie Jack zwijał się z bólu. Z nosa leciała mu krew. Podobnie jak jego ręka. Była ona porozcinana przez resztki rozbitego wazonu leżącego koło niego.
-Sam, o co poszło?- zapytałam patrząc podejrzliwie na nich.
-Właśnie Sam, o co nam poszło?- zapytał Jack z głupkowatym uśmieszkiem.
-Zamknij się!- krzyczał Sam.
-Ale co się stało?- zapytałam ponownie.
-Otóż twój przyjaciel przywalił mi dlatego, że powiedziałem mu, iż chce cię przelecieć- odpowiedział Jack.
-Zamknij mordę!- ostrzegł go Sam.
-Widzisz... Biedny Sam jest w tobie zakochany- mówił dalej Jack- już wcześniej o tym rozmawialiśmy, ale w tedy mi nie przywalił- dokończył swoją przemowę.
-Sam? To prawda?- zwróciłam się do chłopaka.
-Tak- odpowiedział bezgłośnie.
-Mówiłem- powiedział Jack dumny z siebie i w tedy stało się coś czego się nie spodziewałam. Kim przywaliła Jack'wi.
CZYTASZ
Dupek
Novela JuvenilOna jest szaloną, nieufną oraz czasem bywa sukowatą dziewczyną. Zmusiło ją do tego życie. Jej przeszłość nie jest posłana różami. To co się kiedyś wydarzyło jest jej brzemieniem. Nie mówi o tym nikomu. Nie okazuje słabości by znów nie stało się to c...