2.3.1

294 41 7
                                    

*Alex*

  Jak co niedziele wybrałem się z Jackiem na spacer po parku. Na chodzeniu się nie skończyło, tyle powiem, reszty możecie się domyślić. A raczej doszłoby do tego, o czym bardziej zboczeni z was myślą, ale napatoczyliśmy się na wkurzonego Olivera Sykesa, który siedział nad strumieniem i zawzięcie notował coś w zeszycie. Ze strategicznego punktu widzenia najlepszym wyjściem było odwrócenie się i zwiewanie póki się da. Nie zrozumcie mnie źle, Oliver to całkiem spoko gość, ale jego reakcja na mnie i Jacka mogłaby zwalić nas z nóg. Dosłownie.  

Przeszliśmy więc kilka metrów w stronę, z której przyszliśmy, po czym Jack stwierdził, że ma to wszystko gdzieś i zaczął mnie całować. Gdy się na mnie rzucił odruchowo zrobiłem krok w tył, przez co przepadłem przez krzaki i wylądowałem na plecach na trawie. Mój chłopak poleciał za mną i teraz leżał na mnie, śmiejąc się.

- Całowanie się nigdy nam nie wychodzi. - stwierdził. Wywróciłem oczami.

- Ale z ciebie dziecko. - odparłem, unosząc głowę i złączając nasze wargi w pocałunku. Po chwili usłyszeliśmy koło nas czyjeś kroki i ciche przekleństwo.

- Nie, wszędzie geje, co się z tą szkołą dzieje! - Słysząc to oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w stronę, z której dobiegał głos. Stał tam Josh Franceschi, z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.

- Wiesz, że statystycznie większość ludzi, którzy zachowują się homofobicznie to dupki albo geje, którzy wciąż są w szafie i zaprzeczają temu, kim są? - Zepchnąłem z siebie Jacka i wstałem, mierząc przybysza wzrokiem.

- Jestem ciekawy co zrobi dyrektor gdy się o tym dowie... - Franceschi udawał zamyślenie.

- Ani mi się waż... - Jack zerwał się na równe nogi i podszedł kilka kroków.

- Stop. Nawet mnie nie dotykaj, jeszcze się czymś zarażę. - Jego mina pozawalała stwierdzić, że nawet go ta cała sytuacja bawi. Co się z nim stało? Wcześniej był cichą osobą, która nienawidziła się wychylać a teraz atakuje innych ludzi...

- Jack, uspokój się. Nie powie dyrektorowi, nawet jeśli to nie ma żadnych dowodów. - Na te słowa Josh uśmiechnął się z wyższością.

- Mam, mam. Zdjęcia z jesiennego balu. Czyżbyście zapomnieli to jak prawie mizialiście się na kanapie? - zaśmiał się. Miałem ochotę mu przywalić.

- Nic na nich nie widać, bo do niczego nie doszło. Ha! - Jack zaśmiał mu się w twarz. Nasz kolega z klasy tylko prychnął.

- Ale dyrektor o tym nie wie. Nie wie też nic o magii photoshopa! - To stwierdzenie przeważyło szalę. Normalnie nie wybieram rozwiązań siłowych, ale jeżeli ktoś grozi zarówno mi jak i mojej drugiej połówce to nie mam wyboru, zamachnąłem się więc pięścią w szczękę Josha. Udało mu się zrobić unik.

- Alex, zostaw go... - Zaczął Barakat, gdy zobaczył, że przygotowuję się do kolejnego ciosu. Spojrzałem na niego z furią w oczach, ale jego twarz mówiła mi, że mam się uspokoić, później to obadamy.

- Wspaniale. Czego chcesz? - syknąłem w stronę Josha, który lekko się uśmiechnął.   


N/A: Chcę bardzo podziękować za ponad 10 tysięcy wyświetleń!

Z tej okazji znów będę wykonywać "zamówienia" (one-shoty, covery, czy co tam wymyślicie), więc jeśli ktoś coś chce to pięć pierwszych komentarzy pod tym postem będzie dla mnie niczym rozkazy. Dodatkowo planuję mały maraton "Eleven Stories" na początku sierpnia, z okazji 1 urodzin opowiadania i w podziękowaniu za tyle wyświetleń! 

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz