3.4.3

105 24 0
                                    

*Elliott*

Po trzech godzinach spędzonych w bibliotece, przyszedł do nas zastępca dyrektora i wysłał nas wszystkich z powrotem do internatu. Ci, którzy mieszkali poza nim i tak mieli się do niego udać, bo szkoła darmowej opieki by nie zapewniła. No bo po co?

Byłem jedyną osobą w pokoju, podejrzewam, że wszyscy pozostali siedzieli na sali gimnastycznej i byli właśnie mocno strofowani. Prawdopodobnie nawet ktoś z nich wyleci. Takie życie. Trudne, ale przecież po coś do tej szkoły jednak przyszli, prawda? Może nie zawsze był to ich własny wybór, ale jednak się tu już znaleźli i moim skromnym zdaniem powinni przystosować się do tutejszych warunków i przestrzegać panujących tu zasad. Po co zmieniać coś, co jest i działa od lat?

Rozkminy przerwało mi ciche pukanie do drzwi. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy to już moi (byli?) współlokatorzy, gdy jednak pozwoliłem pukającemu na wejście, stanął przede mną Beau Bokan. Niezbyt dobrze znałem gościa, w zasadzie to tylko kilka razy z nim rozmawiałem i to podczas pełnych nienawiści tyrad Olivera, więc nie powiem, że zdziwiła mnie jego wizyta. Co prawda nie mógł wysłać go wściekły Oliver, bo przecież nie wziąłem udziału w buncie, ale i tak miałem pewne obawy.

- Cześć. Jest może Frank? - zapytał zaraz na wejściu.

- Chyba siedzi na sali za nieodzywanie się. - odparłem, wzruszając ramionami i nawet nie starając się zamaskować niechęci w głosie. Nie żebym miał coś ciekawszego do roboty, ale jakoś nie podobała mi się obecność chłopaka w tym pokoju. - Ale mogę coś przekazać, jak chcesz. - dodałem pośpiesznie, żeby nie wyjść na totalnego gbura.

- Od tego jest internet. Bardziej chodziło mi o chwilowe ucieknięcie z pokoju pełnego wściekłego Olivera. Mogę tu się zatrzymać na chwilę? - spytał, rozglądając się po pomieszczeniu. Naprawdę chciałem powiedzieć, by spadał na drzewo i dał mi święty spokój, lecz mimo to się zgodziłem. Nie, sam nie wiem dlaczego, coś po prostu było w tej jego minie zbitego szczeniaczka, że musiałem go zaprosić.

- Więc, dlaczego Sykes wariuje? - zadałem to pytanie tylko żeby podtrzymać konwersację. Beau usiadł na moim łóżku w pewnej odległości ode mnie, co było dość mądrym i rozważnym ruchem. Nie wiem dlaczego tak pomyślałem (a może raczej wtedy nie wiedziałem), ale to, że nie usiadł zbyt blisko mnie wydało mi się w jakiś sposób logiczne i właściwe.

- Nie podoba mu się to, że SERowi znów udało się wyprowadzić wszystkich z równowagi i boi się, że autentycznie uda im się coś zmienić. Kiedy zasugerowałem, że może w takim razie powinniśmy się do nich przyłączyć, prawie mnie zabił, więc jak skończony tchórz uciekłem. Poza tym myślę, że jego lekkie załamanie psychiczne ma coś wspólnego z Joshem Franceschim. Coś chyba między się wydarzyło przed tą jego próbą samobójczą, ale pewności nie mam. - odparł. No i tak jakoś skończyły się tematy do rozmowy, a przynajmniej ja nie wiedziałem co powiedzieć.

- Czemu nie wziąłeś udziału w akcji? To wzmocniłoby twoją wiarygodność. W sensie rozumiesz, nikt by cię nie podejrzewał, że to ty jesteś tym tajnym agentem z zewnątrz... - odezwał się po jakiejś minucie, którą spędziliśmy w niezręcznej ciszy.

- Nie chciałem pakować się w dalsze kłopoty. I nie chciałem brać udziału w akcji, w której powodzenie zwyczajnie nie wierzę. To niemożliwe, żeby udało im się cokolwiek zmienić. - odpowiedziałem pewnie. Beau spojrzał na mnie z łagodnym zdziwieniem i czymś w rodzaju smutku.

- Ja tam myślę, że może im się udać. Może zmieni się dyrekcja. Może nie będzie już tak źle. - stwierdził, ale tak jakoś dziwnie cicho, zupełnie bez pewności.

- Wiem, że to raczej nie mój interes, ale o co ci chodzi? - Patrzyłem na niego podejrzliwie, starając się wyczytać cokolwiek z jego mowy ciała. Nie odzywał się jednak, nawet przestał się poruszać. Miałem dziwne wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale nie wie jak ubrać to w słowa.

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz