3.4.2

121 27 4
                                    

*Beau*

Zamiast języka angielskiego puszczono nam film. Ale nie taki jakiś fajny, tylko edukacyjny. A dokładniej: religijno-edukacyjny. Wpatrywałem się w obrazki na ekranie, błądząc myślami w kompletnie innym kierunku. Cała szkoła miała już jako-takie pojęcie o tym, co się wydarzyło. I muszę przyznać, choć niechętnie, że trochę mi tym zaimponowali. W sensie nasi niedopieczeni rebelianci, nie nauczyciele, którzy byli dość przewidywalni, jak we wszystkich karach, które wymierzali. Kilka osób wyleci, tak jak było ostatnio i będzie po sprawie. Na pewno nie wywalą wszystkich, bo to zbyt mocno zszargałoby "dobre" imię szkoły. Nie ma też rzecz jasna mowy o tym, by nikt nie został kozłem ofiarnym i wszyscy uciekli od kary. Nie tym razem.

- Gdzie Weekes? - zapytała nagle nauczycielka, wyrywając mnie z zamyślenia. - Ma obecność na poprzedniej lekcji, czemu teraz go nie ma?

- Cóż, wyszedł z klasy, trzaskając drzwiami i przeklinając. Miał iść do dyrektora, ale nie jestem pewien, czy kiedykolwiek tam doszedł. - odparłem, przypominając sobie krzyki kobiety od biologii i zagadkowe "No cóż, może po prostu mam wyjebane, skoro i tak nawet nie dożyję dziewiętnastki?" wypowiedziane przez Dallona tuż przed tym, gdy o mało co nie rozwalił ramy drzwi. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, po czym stwierdziła najwyraźniej, że może mieć tę sprawę głęboko gdzieś i odhaczyła go jako nieobecnego.

Dzwonek, spóźniony o ponad minutę w stosunku do planu lekcji, zadzwonił akurat w momencie, gdy skończyły nam się dziwne filmiki katechetyzujące do oglądania. Nauczycielka podniosła się z krzesła i spojrzała na zbierających się do wyjścia nas jak na bandę pospolitych rabusiów.

- Co wy robicie? Siadać mi tu! Zostajecie ze mną jeszcze przynajmniej godzinę, dyrektor i reszta kadry nauczycielskiej jeszcze nie skończyła zebrania z tymi godnymi pogardy nicponiami. - poinformowała i gestem dłoni nakazała nam wrócić na miejsca. Westchnąłem i zacząłem się zastanawiać, czy jej niechęć do nas jest może spowodowana faktem, że nie ma jej na owym zebraniu. Potem uświadomiłem sobie oczywiście, że tak czy inaczej, kobieta byłaby wredna i opryskliwa. Po prostu miała to w naturze.

- I co niby będziemy robić? - rzucił Oli, opierając głowę na ręce.

- Nie tym tonem, panie Sykes! - upomniała go nauczycielka. Mój kolega nie za bardzo się tym przejął i tylko dalej patrzył na nią ze znudzeniem.

- Będziecie mieli zajęcia z naszym woźnym, panem Organek, który wytłumaczy wam, dlaczego dbanie o czystość waszego otoczenia jest taka ważna.- odpowiedziała wreszcie na pytanie, wyraźnie niezadowolona.

- Jestem niemal pewien, że jego nazwisko odmienia się "Organkiem". - stwierdziłem pod nosem. Moja uwaga i tak doleciała do uszu kobiety, która głośno westchnęła i teatralnie zwróciła się w moją stronę, całym ciałem demonstrując swoją niechęć do moje osoby.

- Panie Bokan, normalnie za poprawianie nauczycieli zostałby pan wysłany do dyrektora, niech się więc pan cieszy, że ma on ciekawsze rzeczy do roboty. Taka dzisiejsza taryfa ulgowa. - warknęła w moją stronę. Moja cięta riposta, w której wytykałem jej, że nie jest Bogiem, robi błędy i za punkt honoru stawiam sobie je korygować, nigdy nie została wypowiedziana z racji pojawienia się w sali wspomnianego wcześniej woźnego.

Tomasz Organek, emigrant z Polski, muzyk z powołania, któremu trochę w życiu nie wyszło (krążą plotki o tym, że zamordował swoją dziewczynę i musiał uciekać z kraju przed konsekwencjami) i został woźnym, znany również jako jedyna w pełni przyjazna uczniom dusza w tej całej placówce. Poważnie, był chyba najbardziej kochanym woźnym na tej planecie. Zawsze można było do niego pójść na herbatę przed lub po lekcjach, czasem można go było poprosić o zwolnienie z lekcji, kiedy mu się "pomagało", co zazwyczaj wyglądało tak, że przenosiło się z nim puste pudła z jednego kąta w drugi, bo tak. Dodatkowo był wspaniałym rozmówcą i jeżeli znało się go odpowiednio dobrze, czasem zapraszał na swoje koncerty w różnych spelunkach. A muzykiem był naprawdę dobrym. Godzinami mógłbym się rozwodzić nad tym, jakim darem był dla nas ten blondyn z bujną brodą, ale nie o to chodzi w tej historii, niestety.

Gdy poprzednia nauczycielka wyszła z pokoju, pan Tomasz rozłożył się na krześle, uśmiechnął się do nas i rzekł:

- No, dzieciaczki, to co, gramy w państwa-miasta? 




N/A: BlondeMoony, duże dzięki za powód, dla którego Organek wyleciał z kraju, jakżebym ja przeżyła bez ciebie i twoich parodii "O Matko"?

Panie Tomaszu, jeżeli jakimś cudem pan to czyta, to pozdrawiam i mam nadzieję, że do zobaczenia 24 listopada! 

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz