2.11.4

140 31 4
                                    

*Tyler*

Następnego dnia w szkole wybitnie łatwo było rozpoznać ludzi, którzy brali udział w akcji ratowania Brendona. Wszystkie takie osobniki były niewyspane, zaniepokojone i ciągle pytały się wzajemnie, czy wiadomo coś o stanie jego zdrowia. Okazuje się bowiem, że gdyby nie Jenna i Hayley, nasz drogi przyjaciel mógłby się znaleźć sześć stóp pod ziemią. Na szczęście wylądował tylko w szpitalu z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Co zastanawiające, w szkole nie pojawił się również Dallon, czyli sprawca wypadku (no, umówmy się, pośredni sprawca). Wątpię, by zgarnęły go gliny, ale w zasadzie to z tą szkołą nigdy nic nie wiadomo.

Jedyną lekcją w tym dniu, którą warto tu przywołać, była religia. Zamiast codziennego widoku starego, plującego na wszystkich i wszystko księdza, który dotychczas uczył nas tego przedmiotu, ujrzeliśmy młodego faceta w cywilu, z koloratką przy kołnierzu czarnej koszuli, który (co jest rzeczą niezdarzalną w tej szkole) uśmiechnął się na nasz widok.

- Szczęść Boże! Nazywam się George Depote i z dniem dzisiejszym przejmuję funkcję katechety w tym liceum. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna i wyniesiecie z tych lekcji coś więcej, niż ewentualną ławkę. - Po tych słowach zaśmiał się z własnego żartu. Cała klasa pozostała cicha i poważna, część uczniów patrzyła na niego ze znudzeniem. Nauczyciel stłumił swój śmiech i spojrzał z lekkim zażenowaniem na papiery, które rozłożył na biurku.

- No cóż. Nie znam was, więc może każdy z was się przedstawi, powie coś o sobie, takie standardowe rzeczy, jakie robi się zawsze na pierwszych lekcjach. - Kilka osób wydało z siebie pomruki niezadowolenia. - W porządku. Więc może ja powiem coś o sobie. Macie jakieś pytania? Chcecie poznać moje stanowisko w jakiejś sprawie? - Rozejrzał się po klasie z nadzieją w oczach. Co za ciekawy nauczyciel, szkoła nie wyssała jeszcze z niego optymizmu, nadziei i chęci do życia...

- W zasadzie to ja mam pytanie. Jest bardziej ogólnie o religii, ale męczy mnie od dłuższego czasu. - odezwał się chłopak z jednej z ostatnich ławek. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zaczęło się. Zobaczymy, ile ten facet jest wart i na ile pytań udzieli sensownych odpowiedzi.

- Słucham, panie...? - Na twarzy nauczyciela zagościł uśmiech. Jeszcze nie wiedział, co go czeka...

- Cody Carson. Otóż mam taki dylemat. Skoro Bóg jest wszechmocny, to może stworzyć kamień, którego nie będzie dało się podnieść. Ale skoro jest wszechmocny i nie będzie mógł go podnieść, to wcale nie jest wszechmocny. A jeśli jest wszechmocny i będzie go mógł podnieść, to... no, nie jest wszechmocny, bo kamień da się podnieść. - wypalił chłopak. Ksiądz tylko uśmiechnął się szerzej.

- Cieszę się, że zadajesz to pytanie, Cody. Jest to tak zwany paradoks omnipotencji. To sformułowanie, którego użyłeś, bardzo zgrabnie przedstawia niezdolność jako atrybut zdolności, ale nie w tym rzecz. Istnieje kilka rozwiązać. Albo byt, o którym mówimy, nie jest wcale wszechmogący, co raczej nie tyczy się naszego Boga, albo może łamać prawa logiki, które go w ogóle nie dotyczą, albo jest to błąd logiczny, albo byt omnipotencjalny nie przez cały czas jest tak samo omnipotencjalny, więc w pewnym momencie może być w stanie stworzyć kamień, którego nikt nie podniesie, a w następnym go podnieść, przez co wciąż pozostanie wszechmocny. Co prawda... - Wykład trwał jeszcze przez kilka minut. Z każdym słowem klasa wpadała w coraz większy zachwyt. Ten oto nauczyciel był pierwszym, który naprawdę potrafił odpowiedzieć na ten problem i nie zgubić przy okazji sensu.

- Kończąc, wspomnę jeszcze, że samą istotą wiary jest, no właśnie, wiara. Nie rozumiemy wszystkiego, co boskie, ale w to wierzymy. Bóg jest zbyt skomplikowany, by pojął go prosty, ludzki umysł. Dziękuję raz jeszcze za pytanie, Cody. Jakieś inne pytania? - Znów przejechał wzrokiem po całej naszej klasie. Ku memu zdziwieniu mój sąsiad, Josh, podniósł rękę. Nauczyciel wskazał na niego, uśmiechając się zachęcająco. Mam dziwne wrażenie, że ten gość potrafi się tylko i wyłącznie uśmiechać.

- Jaki jest pana stosunek do związków osób tej samej płci? Nie pytam o oficjalne stanowisko Kościoła, bo wszyscy je znamy, chcę poznać pana opinię. - odezwał się.

- Nie mówicie dyrektorowi, bo stracę tę posadę, zanim poznam resztę klas, ale Jezus mówi, że mamy kochać wszystkich naszych bliźnich, a nie palić na stosie wszystkich, którzy są inni niż my sami. - odpowiedział. Patrick odwrócił się w naszą stronę i szepnął coś, co zabrzmiało jak "Amen temu". Znaleźliśmy sobie potencjalnego sojusznika w kadrze nauczycielskiej, jeśli to nie jest postęp, to nie wiem, co można nazwać postępem.   

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz