3.5.4

102 23 2
                                    

*Jenna*

Nazwisko zaczynające się na literę "M" stawiało mnie w dość niezręcznej sytuacji, w której byłam mniej więcej w samym środku listy. Chodziłam nerwowo po pokoju, patrząc na spokojnie leżącą na łóżku Hayley i puste półki, na których jeszcze kilka godzin wcześniej leżały rzeczy Lights. Dziewczyna zebrała się tak szybko, że nawet nie zdążyłyśmy się pożegnać.

- Nie stresuj się tak. Najwyżej wylecimy. I co z tego? Wyobrażasz sobie, jaki skandal wywoła to, ile oni osób na raz wywalili? A jak nie wywoła, to napiszemy książkę. Wspólnymi siłami, całym SERem. I wtedy wywoła to skandal. W ostatecznym rozrachunku tak czy tak wygramy. - rzuciła moja dziewczyna. Spojrzałam na nią, leżącą z rękami pod głową, wpół przymkniętymi powiekami i nogami skrzyżowanymi w kostkach, wyglądającą na całkowicie zrelaksowaną i chciałam mieć na wszystko wywalone tak bardzo, jak ona w tym momencie.

Usłyszałyśmy pukanie do drzwi, a Hayley wydarła się, że można wejść, po czym podniosła się do pozycji siedzącej.

- Zajumali nam telefony, to przychodzę z wiciami. - rzekł Pete Wentz, ładując się do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi. Upewnił się trzy razy, że na pewno są zamknięte, po czym podszedł do łóżka Hayley i usiadł obok niej. Stwierdzając, że dalsze stanie w miejscu i kwitnienie nie ma sensu, zajęłam miejsce na własnym wyrku, tuż na przeciwko tej dwójki.

- Cóż sprowadza cię w nasze skromne progi, Wentz? - spytałam.

- Obiecałem, że powiem co się stało z Weekesem. Więc, jak wiecie, nie było go przez trzy tygodnie. A na naszej cudownej przedsiębiorczości, nauczycielka stwierdziła, że go zapyta. Więc kulturalnie jej odpowiedział, że go nie było, ta na niego nakrzyczała, że się nieprzygotowanie zgłasza w takiej sytuacji, to Dallon jej powiedział, że to fizycznie niemożliwe, żeby nadrobił tyle materiału. I teraz najdziwniejsze. Profka zapytała go, co z nim się stało. Odpowiedział, i to będzie cytat: "No cóż, może po prostu mam wyjebane, skoro i tak nawet nie dożyję dziewiętnastki?". Zamilkła. My też milczeliśmy, ale to z innych powodów. Choć przyznam, że był to spory szok. A nauczycielka, jak to niezwykle mądrzy nauczyciele w naszej szkole mają w zwyczaju, wysłała go do dyrektora za przeklinanie. No to poszedł. Brendon chciał iść za nim, ale facetka podeszła do drzwi i zamknęła je. Na klucz. To chyba przeciw jakiejś konwencji genewskiej w sprawie jeńców wojennych, ale pewności nie mam. Nie mamy pojęcia co dalej. Zabrali nam telefony, nie ma go w całym akademiku i generalnie się narobiło. Ale uważamy, że powinnyście wiedzieć. - Nawet nie śmiałyśmy przerwać tej opowieści. Żadna z nas nie wiedziała też potem za bardzo, co odpowiedzieć. No bo co można powiedzieć na takie słowa? Niezręczną ciszę, która zapadła po ostatnich słowach bruneta przerwał głos dobiegający z głośników radiowęzła.

- Alan Ashby proszony do dyrektora.

- Zaczęło się. - skomentowałam cicho, starając się nie myśleć o tym, że już za kilka godzin to ja zostanę wezwana, by odbyć prawdopodobnie swoją ostatnią konwersację z dyrektorem tej placówki.

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz