*Patrick*
Nie odniosłem żadnego sukcesu w poszukiwaniu Brendona na stołówce, brak zdziwienia. Postanowiłem więc przenieść akcję poszukiwawczą na najbliższą okolicę. Jakieś dziwne przeczucie zaprowadziło mnie do lasku, który rósł przy szkole. Było już praktycznie ciemno, drzewa rzucały na ziemię lekko przerażające cienie, ale czułem, że muszę iść przed siebie. Nawet nie przyjaźniłem się z Urie tak bardzo, ale poczucie obywatelskiego obowiązku kazało mi iść naprzód, nie zważając na to, jak bardzo nieodpowiedzialne i głupie to było.
W końcu dotarłem do strumyka. I zobaczyłem chłopaka, przycupniętego na jakimś wielkim kamieniu kilka metrów ode mnie.
- Brendon? O rany, dzięki Bogu! Wszyscy się o ciebie tak strasznie baliśmy! - Zacząłem iść w jego stronę. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie bez entuzjazmu.
- Nie ma takiej potrzeby. Fakt, że moje życie nie ma sensu, nie sprawia od razu, że chcę je sobie odebrać. - powiedział. Brzmiało to straszliwie pusto. Zrozumiałem, że chce zamaskować swoje prawdziwe emocje. Usiadłem obok niego.
- To nie koniec świata, wiesz? Jesteś tylko nastolatkiem, znajdziesz jeszcze swoją wielką miłość... - Spróbowałem go jakoś pocieszyć. Parsknął czymś w rodzaju śmiechu, jednak wypełnionego złością i rezygnacją.
- Litości. Jesteś w szczęśliwym związku z facetem, którego kochasz. Możesz sobie cierpieć, bo rodzice tego nie akceptują, bo szkoła tego nie akceptuje, cokolwiek. Ja nie mogę mieć nawet tego. Wiesz, jak bardzo chciałbym być wyrzucony z tej szkoły dlatego, że go pocałowałem, bo jesteśmy razem? Budowaliśmy tę przyjaźń przez lata, a ja ją zrujnowałem, nie będąc zdolnym w przekształcenie jej w to, czym od początku chciałem, by się stała. Zrujnowałem najlepszą rzecz w całym moim życiu, jedyną rzecz, która czyniła to życie znośnym. Naprawdę myślisz, że mogę po prostu sobie odpuścić, przyzwyczaić się? I co, jeżeli to on był moją wielką miłością? Jeżeli to on jest moją bratnią duszą i ja zmarnowałem to wszystko, co mogliśmy mieć, naciskając zbyt mocno? Patrick, wybacz, ale nawet nie próbuj. Nie będzie lepiej. Nawet nie wiem, dlaczego on to zrobił... Dlaczego mnie odrzucił? Co jest we mnie takiego strasznego? - Na ostatnich słowach jego głos się załamał, a sam brunet ukrył twarz w dłoniach. Przez chwilę siedzieliśmy cicho. Wpatrywałem się w wolno płynący strumyk, w którym odbijały się srebrzyste promienie księżyca i zastanawiałem, co mogę powiedzieć. Czy mogłem powiedzieć cokolwiek? Brendon miał rację, nigdy nie byłem w takiej sytuacji jak on. Do cholery jasnej, byłem dwa lata od niego młodszy, nie wiedziałem nic o życiu, co mogłem powiedzieć?
- Czasem ludzie po prostu nie czują tego samego... - Zawahałem się. Urie podniósł się gwałtownie i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
- Idź sobie, proszę cię. Odpuść. Idź stąd. Daj mi przejść przez tę sytuację w samotności. - rzekł. Niezręcznie się podniosłem.
- Siedzenie tu w samotności nie pomoże. Może lepiej pozwól nam ci pomóc. Potrzebujesz teraz przyjaciół, potrzebujesz wsparcia... - odezwałem się cicho.
- Wypierdalaj. - wysyczał, a ja spuściłem głowę i pomaszerowałem w kierunku, z którego tu przyszedłem. Napisałem na naszej brallonowej konwersacji, że znalazłem Urie, że siedzi w lesie i nie chce nikogo widzieć, po czym podreptałem w stronę akademika, wypełniony ciężarem poniesionej porażki.
CZYTASZ
Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]
Teen FictionJedenaście historii, wszystkie zazębione. Dwadzieścia dwie osoby, wszystkie tak samo "chore", nieakceptowane przez społeczeństwo. Jedna szkoła, w której tępią takich jak oni. I jeden sekret, który nigdy nie miał się wydać. Historia zainspirowan...