3.7.2

101 23 6
                                    

*Dallon*

Wpatrywałem się w widoki, które migały za szybą. Kątem oka widziałem, że na ekranu telefonu wyświetlił się komunikat o kolejnym nieodebranymi połączeniu. Zignorowałem to. Jedynym dźwiękiem, który wydobywał się z wnętrza samochodu było nerwowe bębnienie palców mojego ojca o kierownicę. Kobieta siedząca obok niego, znana również jako moja matka, otarła łzy z kącików oczu, po czym głęboko westchnęła.

- Dallon, skarbie, mogłeś oznajmić to dyrektorowi delikatniej... - zaczęła, ale przerwałem jej, nim powiedziała coś więcej.

- Więc po co w ogóle odsyłaliście mnie do szkoły? Na jeden dzień. Po co? - Zabrzmiało to odrobinę ostrzej, niż planowałem, co jednak mogło być uzasadnione w moim obecnym położeniu.

- Żebyś mógł się pożegnać... - Znów przerwałem kobiecie, co nawet mi wydawało się okrutne.

- Na pewno? Nie po to, żeby uczynić to wszystko boleśniejszym? Mogliście sami zgarnąć moje rzeczy. Mogliście mnie wypisać, wyjaśnić dyrektorowi moje położenie i załatwić nauczanie indywidualne, które i tak byłoby mi kompletnie niepotrzebne. Ale nie. Zmusiliście mnie do spojrzenia im jeszcze raz w oczy i udawania, że wszystko jest w porządku. - syknąłem, zauważając, że telefon znów dzwoni.

- Jak ty się do matki odzywasz, młody człowieku? - ojciec nie stracił ani odrobiny ze swojej zwyczajowej surowości, za co matka skarciła go wzrokiem.

- Kochanie, tak mi przykro. Nie chciałam żeby nic z tego kiedykolwiek się wydarzyło... - Znów zapłakała, a ja poczułem się jak potwór. Nie taki był mój cel. A jednak brnąłem w tą farsę.

- Mimo to, nigdy nie powstrzymałaś tego człowieka, gdy przy mnie palił... - rzuciłem, wbijając w ojca oskarżycielskie spojrzenie.

- Nikt też nigdy nie powstrzymał ciebie przed paleniem... - zripostował mężczyzna, wciąż skupiając się na drodze. Zacisnąłem zęby, żeby nie rzucić się na niego z pięściami.

- Jeszcze raz powtórzę: nigdy nie paliłem. W życiu nie wziąłbym tego gówna do ust. - Wiedziałem, że ostro przegiąłem, ale w obecnej sytuacji miałem kompletnie wyjebane na wszystko.

- Słownictwo! To, że jesteś chory, nie oznacza, że masz przestać odpowiednio się zachowywać. - Nie mogłem nie zauważyć napiętych mięśni na jego karku. To powinno było być dla mnie sygnałem, żebym przestał.

- Nawet nie przechodzi wam to przez gardło, co? Nie potraficie nawet powiedzieć, że mam raka, a co dopiero przyznać, że to wasza wina. - W moim głosie słychać było jad i gorycz nagromadzone przez lata zachowywania się tak, jak mi powiedzą.

Dla ojca tego było już za wiele. Z piskiem opon zjechał na pobocze, zgasił silnik i odwrócił się do mnie z chęcią mordu widoczną w spojrzeniu.

- Dobrze wiesz, że nie tylko o raka tu chodzi, mały pedale. - szepnął, co wywołało tylko kolejną falę szlochu u mojej matki.

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz