3.2.4

126 32 2
                                    

*Vic*

Z perspektywy czasu jestem w stanie powiedzieć, że to spotkanie rzeczywiście było przełomem. Rekrutacja do naszej rebelii przebiegała po nim sprawniej niż kiedykolwiek, a opracowywanie szczegółów naszego planu szło jak po maśle. Postanowiliśmy, że Dzień Ciszy, jak nazwaliśmy akcję, przypadnie na pierwszy poniedziałek marca. W ramach protestu mieliśmy nie odzywać się na lekcjach oraz na przerwach i kompletnie ignorować pytania nauczycieli, nawet nie zgłaszając swojej obecności na danej lekcji. Niektórzy optowali jeszcze za zaklejeniem sobie ust, ale stwierdziliśmy, że to odrobinę niebezpieczne (klej może wywołać reakcję alergiczną, a zrywanie takiej taśmy jest dość bolesne), nie mogliśmy jednak nikomu tego zabronić.

Największym pytaniem, które wisiało nad organizatorami akcji, było to, czy dyrekcja szkoły jest w stanie sobie pozwolić na wywalenie około pięćdziesięciu osób w jeden dzień. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że raczej nie, gdyż to około jednej czwartej całej szkoły, a w tym roku i tak wywalono już pięć osób, a jedna odeszła.

W oczekiwaniu na dzień protestu wszyscy przynajmniej starali się zachowywać jak normalni ludzie i robiliśmy wszystko, by nie wyglądać podejrzanie, co w zasadzie może być najlepszym sposobem, by takimi właśnie się wydawać. Poważnie, nawet sarkastyczne komentarze przestały latać w stronę nauczycieli, a wszystkie zadania domowe były odrobione. Miejska legenda głosi nawet, że wypisany już ze szpitala Brendon Urie był przygotowany na sprawdzian!

Wszyscy, którzy wiedzieli o naszej małej rebelii, wiązali z nią ogromne nadzieje dotyczące zmiany obecnego systemu panującego w szkole. Niestety, poza członkami SERa, o akcji dowiedziała się dyrekcja. Dosłownie na tydzień przed akcją, ciepłym jak na luty popołudniem, z głośników rozmieszczonych w strategicznych punktach szkoły i przylegających budynkiem, usłyszeliśmy komunikat, każący stawić się na specjalnym i nadzwyczajnym apelu. Ponownie.

Możecie się domyślić, o co chodziło. Ktoś, nazwany "anonimowym bohaterem" poinformował tych tam na górze o tym, co zamierzamy zrobić. W związku z faktem, że nie podał żadnych nazwisk (co czyni go naszym "anonimowym pół-bohaterem"), dyro mógł co najwyżej apelować o zaprzestanie wszystkich buntów i podobnych akcji oraz o ujawnienie się spiskowców. Nikt oczywiście nie był na tyle szalony, by otwarcie przyznać się do winy.

Byliśmy jednak szaleni wystarczająco, by zrobić to, nie zważając na zakazy i obietnice surowej kary.

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz