3.1.4

145 34 9
                                    

*Ash*

Sekretarka tylko spojrzała na nas znad kłębowiska papierów na biurku i kazała przejść do gabinetu dyrektora. Ten ponury i widocznie znudzony życiem człowiek wskazał nam na nowiutką kanapę, która stała naprzeciwko jego biurka. Podejrzewam, że z powodu ostatniej wielkiej ilości "zbuntowanych" uczniów postanowił wstawić ją do gabinetu, bo dotychczasowe dwa fotele przestały wystarczać.

- Kim jesteście, kto was wysyła i co zrobiliście? - zapytał.

- Lana Del Rey, Gerard Way, Ashley Costello, Aurora Aksnes i Victor Fuentes z trzeciej klasy. - przedstawiła nas Lana.

- Wysyła nas pani Damascus, gdyż użyliśmy przeciwko niej logicznych argumentów. - dopowiedział Vic. Nauczyciel spojrzał na nas krytycznie, na dłużej zatrzymując swój wzrok na mnie.

- Co to za ubranie, panno Costello? - spytał, wracając do wypełniania jakichś papierów. To jak bardzo ten człowiek ignorował uczniów, wchodziło właśnie na wyższy poziom.

- Ironicznie, to właśnie od podobnych słów rozpoczęła się nasza wymiana zdań z panią Damascus. - rzucił Gerard.

- Czego dotyczyła? - Dyrektor w dalszym ciągu wypełniał papierki, udając, że kompletnie go nie obchodzimy.

- Pani profesor stwierdziła, że Ash prowokuje swoim wyglądem do gwałtu, musiałam więc jej wraz z Aurorą przypomnieć, że gwałt nigdy nie jest winą ofiary. Gee dorzucił jeszcze, że to nie tak, że mężczyźni są dzikimi bestiami, które muszą wyruchać wszystko, co się rusza. A Vic stwierdził, że to były logiczne argumenty. I w ten sposób wszyscy tu wylądowaliśmy. - odpowiedziała Lana, uśmiechając się przymilnie. Postrach naszej szkoły westchnął głęboko i przestał na chwilę interesować się wyłącznie papierkową robotą.

- Del Rey i Aksnes, to wasze pierwsze wykroczenia w tym semestrze. Odnotuję to i możecie wracać na lekcje. Pan Fuentes zresztą też, bo w porę oprzytomniał i uświadomił sobie swój błąd. Costello i Way zostają... Być może nie na długo. - Wpisał coś do komputera i machnął na pozostałą trójkę, dając im znak, by wyszli. Czyżby właśnie nadszedł mój koniec w tej szkole.

- Pani Syntaxy będzie domagała się sprawiedliwości. Pozostali nauczyciele również. Już raz w tym roku odwaliliście coś podobnego, przychodząc do szkoły w czymś innym niż mundurek, a pani Costello, jak widzę, wciąż postanawia go nie nosić. Cóż mogę zrobić w takiej sytuacji? Przykro mi, ale okazuje się, że nie byliście wystarczająco dobrzy dla tej szkoły... - Wstał od biurka i okrążył je, cały czas na nas patrząc.

- A może to ta szkoła nie jest wystarczająco dobra? Tolerancyjna? Dostosowana do obecnych standardów? Do naszych czasów? - zadawałam te pytania cały czas patrząc na tego faceta. W tej chwili byłam już pewna, że mnie wywali, nie miałam nic do stracenia.

- Nie pani to oceniać, panno Costello... - Nie dałam mu dokończyć. Nie mogłam dać mu dokończyć.

- A komu, skoro nie uczniom? Czy szkoła nie powinna być dla uczniów? Czy nauczyciele nie powinni być tu dla uczniów, a nie uczniowie dla nauczycieli? Czy świętym obowiązkiem nauczyciela nie jest uczenie? Nie tylko przekazywanie podręcznikowej wiedzy, ale też prawidłowych postaw? Czy nauczyciele nie powinni również nas wychowywać? Sprawiać, że uczniowie stają się lepsi? I czy jednocześnie szkoła nie powinna akceptować nas takimi, jakimi jesteśmy, bez względu na płeć, kolor skóry, orientację seksualną, czy styl ubierania się? Czy świat nie ma większych problemów niż dwie całujące się dziewczyny, z których jedna chodzi w krótkich spódniczkach? Niż dziewczyna, która się maluje i ma farbowane włosy? Czy szkoła nie powinna uczyć nas akceptacji nie tylko samych siebie, ale też wszystkich ludzi wokół nas? Czyż główną ideą chrześcijaństwa nie jest "kochaj bliźniego jak siebie samego"? Bo wie pan, kiedy ostatnio sprawdzałam, Jezus głosił, by kochać wszystkich ludzi, nie by palić na stosie wszystkich, którzy są inni od nas. - Gdzieś tak w połowie monologu wstałam z kanapy. Przydługie paznokcie boleśnie wbijały mi się w wnętrza dłoni, gdy zacisnęłam je w pięści. Nic mnie nie obchodziło. Chciałam tylko mu to wszystko wygarnąć. Chciałam wreszcie otrzymać zadośćuczynienie za wszystkie lata, które spędziłam w tym piekle.

- Wylatujesz. - wysyczał przez zęby. - Masz czas do osiemnastej, by spakować swoje manatki. Dzwonię do rodziców. I lepiej, bym już nigdy więcej cię na oczy nie widział, lewacka kurwo.

- Co pan powiedział? - Gee również podniósł się z miejsca. - Wie pan, że godzenie w godność osobistą ucznia jest karalne, prawda?

- Przestała być uczniem tej szkoły. Panie Way, czy chce pan coś dodać? - Zwrócił się w stronę mojego przyjaciela, który zaciskał zęby i widziałam, jak bardzo stara się nie przywalić facetowi w twarz.

- A i owszem. Z całym szacunkiem, ale może mnie pan pocałować w tyłek. Nie chcę być dłużej częścią instytucji takiej jak ta. Nigdy więcej. - Po tych słowach po prostu odwrócił się i wyszedł, zostawiając kipiącego ze złości dyrektora.

- Jeszcze jedno: Może pan się pierdolić. - rzuciłam, uśmiechając się przymilnie, po czym również opuściłam gabinet.

Zrobiłam to. I byłam z siebie cholernie dumna. 

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz