1.8.4

418 70 13
                                    

  *Gerard*

Co mnie podkusiło, żeby pójść do Iero do szpitala i czekać z nim na wyniki? Nie mam pojęcia. Ale nie był to czas zmarnowany. Jego dotychczasowa niechęć do mnie chyba odrobinkę wyparowała. Zaczął się uśmiechać i chyba generalnie cieszyć z tego, że jestem z nim.

I wtedy przybył lekarz, oświadczył, że to tylko złamany nos i nic więcej i zaprasza do gabinetu, założą mu opatrunek i wyślą do szkoły, tylko ma się nie przemęczać i nie stresować. Tak jakby w przypadku tej szkoły to było możliwe.

Wracaliśmy razem autobusem. O tej porze, gdy godziny szczytu już minęły, poza nami w pojeździe znajdowało się jeszcze tylko kilka innych osób, siedzieliśmy obok siebie i rozmawialiśmy. Można powiedzieć, że na ten jeden powrót zakopaliśmy topór wojenny.

- To nie ty rąbnąłeś mnie piłką, prawda? Wydaje mi się, że byłeś wtedy w innej części sali. - odezwał się Iero. Wciąż zostało nam pięć przystanków, a nie miałem pomysłu jak się wymigać z tej konwersacji, więc postanowiłem być szczery.

- Nie, to nie ja. - przyznałem, kiwając głową.

- W takim bądź razie, dlaczego tu ze mną jesteś? Przecież nie z poczucia winy, to byłoby nielogiczne. - Intensywnie wpatrywał się we mnie tęczówkami koloru miodu, a ja spuściłem wzrok. Skłamać? Wymigać się?

- Bo cię lubię. - powiedziałem prawdę. Zawsze uczono mnie, że jest najlepsza, że kłamstwa i przekręty zawsze wyjdą na wierzch, że tylko prawdą coś zawojujemy, a skoro chciałem pogodzić się z Frankiem, to tylko prawdę mogłem powiedzieć.

- Że co proszę? - Chłopak obok mnie wytrzeszczył oczy.

- Lubię cię. To takie dziwne? - Udawałem zdziwienie, znałem odpowiedź. Tak, to dziwne, wszyscy byli przekonani, że się nienawidzimy.

- Tak. Wiesz, nienawiść do siebie nawzajem mamy w genach, że tak powiem. - Kiwał głową.

- Oj tam, przejmujesz się. Możemy odwalić taki teatrzyk jak w "Romeo i Julii", motyw dwóch nienawidzących się rodów, te sprawy... - Wtedy zdałem sobie sprawę, że posunąłem się trochę za daleko, wspominając o ikonie literackiej miłości.

- Czy ty mnie lubisz, ale tak lubisz-lubisz? - spytał wtedy Frank, ściszając głos. Nie byłem w stanie na niego patrzyć. Obserwowałem moje paznokcie, obgryzione i stanowczo za krótkie.

- Bo wiesz jak tak, to okay. Ja ciebie też. - Chwycił mnie za brodę i zmusił do spojrzenia na siebie. Uśmiechał się, może lekko nieśmiało, ale był bardzo szczęśliwy. Jakiś ciężar spadł mi z serca i również zacząłem się uśmiechać.

Nasze twarze dzieliło tylko jakieś pięć centymetrów. Serce tłukło mi się o klatkę piersiową.

Cztery centymetry. Przecież nie wypada, rodzice mnie wydziedziczą, jak się dowiedzą, dodatkowo na stówę wylecę z tej szkoły.

Trzy. Czuję jego oddech, jest tak boleśnie blisko, oddychamy jednym powietrzem.

Dwa. Jeszcze mogę się wycofać.

Jeden. Raz kozie śmierć, prawda? I powinniśmy podążać za głosem serca, a ono mówi mi, że to byłoby tak idealnie urocze zakończenie, że nie może się nie wydarzyć.

Zero. To było hipnotyzujące, czarujące, do tego stopnia, że kompletnie zapomniałem, że jestem w miejscu publicznym i nie wypada.  

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz