3.6.4

111 20 4
                                    

*Alan*

W ten właśnie, niezwykle prosty sposób, zostałem w pokoju sam. Po krótkiej rozkminie dotyczącej tego, czy powinienem zostać, czy iść się pakować, wybrałem drugą opcję. Nie mogłem przestać się uśmiechać, co nie uszło uwadze moim współlokatorom.

- Aż tak się cieszysz, że ciebie też wywalili? - zapytał Jack, który już niedbale wrzucał wszystkie swoje rzeczy do walizki.

- Po części. Gdzie Frank? - zadałem pytanie, widząc, że rzeczy chłopaka zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach.

- Już się zwinął. A raczej wpadł tu wściekły Cramp i go wyrzucił. Wściekle. - odparł Elliott, wygodnie rozłożony na swoim łóżku i czytający książkę.

- Czekaj. Byłeś wywołany wcześniej niż ja. Ale do pokoju dotarłeś dopiero teraz. Akurat po tym, jak Austin został proszony do dyrektora. Mój zmysł dedukcji podpowiada mi, że twa radość nie ma nic wspólnego z wydaleniem ze szkoły, a przynajmniej nie ma to zbyt dużego udziału w twej szczęśliwości. - Jack nagle zastygł z wymiętym t-shirtem w ręce, wyprostował się, obrócił w moją stronę i patrzył tak z uśmiechem.

- A ja myślę, że wyciągasz zbyt pochopne wnioski. - odparłem, wywracając oczami.

- Aww, rumienisz się. Czyli trafiłem w dziesiątkę. Wreszcie przestaliście się nawzajem friendzonować? Hm? - T-shirt wylądował na podłodze, a chłopak już stał przy mnie, szczerząc zęby z powodu swoich cudownych umiejętności detektywistycznych.

- To nigdy nie był friendzone... - zacząłem tłumaczenia, jednak brunet nie dał mi nawet dokończyć zdania.

- Ta, jasne. Opowiedz mi o tym. To był friendzone. Nie tak widoczny jak Brallon, ale wciąż widoczny. Taki na drugim miejscu widocznych friendzonów, powiedzmy. Czy to ma jakikolwiek sens? - Jack zmrużył oczy i zaczął zastanawiać się nad swoją wypowiedzią. - Czy taki obustronny friendzone to w ogóle friendzone? No bo czy to w ogóle był friendzone?

- Jeżu, Jack, przestań. - rzucił Elliott, patrząc na nas znad książki. - Oboje przestańcie. To... - Gdy spojrzeliśmy na niego, zastanawiając się, co chce powiedzieć, zamilkł i zasłonił twarz książką.

- To... co? Co konkretnie? To nienaturalne? To chciałeś powiedzieć? - Głos Jacka zabrzmiał złowróżbnie. Cały się zjeżył i zacisnął pięści, jakby chciał uderzyć blondyna za te niewypowiedziane słowa.

- Jack... - Spróbowałem go uspokoić, kładąc mu rękę na ramieniu. Strząsnął ją i popatrzył na mnie ze złością wymalowaną na twarzy.

- Nie. No przecież pająki i inne takie. Nie wiem co chciałem powiedzieć. Nie to. Napewno nie to. Zdecydowanie występuje w naturze. - powiedział szybko, wciąż nie wychylając się zza książki. Cała sytuacja była co najmniej dziwna, ale w mojej głowie zaczynał świtać jakiś pomysł, idea, która mogła wytłumaczyć to, co się tutaj działo.

- Kto? - spytałem po prostu, mając nadzieję, że pytanie zaskoczy go tak bardzo, że z automatu odpowie.

- Nie wiem, o czym mówisz. - odpowiedział, ale po krótkim zaciśnięciu palców na okładce książki, wywnioskowałem, że doskonale rozumie, o co mi chodzi. Wtedy też uprzytomniłem sobie, że nie musi odpowiadać, bo chyba doskonale wiem, kim jest osoba, w której nasz mały Elliott najwidoczniej się zakochał.

- Beau, prawda? - Gdy tylko te dwa słowa rozbrzmiały w pokoju, chłopak skinął lekko głową. Jack spojrzał na mnie zdziwiony.

- Stary, chyba muszę ci oddać honorowy tytuł najlepszego gejowskiego detektywa tej szkoły. 

Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz