Edynburg słynie z wielu rzeczy. Jest tu Parlament Szkocji, to też siedziba Uniwersytetu Edynburskiego, a co roku odbywają się Edinburgh International Festival, Fringe oraz Military Tattoo. Można pozwiedzać zamek, muzea, zobaczyć stary cmentarz, zaznać grozy w podziemiach, albo usiąść sobie w jednej z licznych i popularnych restauracji i kawiarenek i odpocząć nad filiżanką kawy czy porcją tradycyjnych ciasteczek. Dlatego mała kawiarnia w nowym budynku, stylizowanym na typową, starą kamienicę, często zostaje po prostu minięta, niedostrzeżona. Nie pozostaje w pamięci, ma tylko kilku stałych klientów, których większość musiała odejść dzisiaj ze zwieszoną głową, widząc kartkę z napisem "LOKAL ZAREZERWOWANY" wiszącą na dębowych drzwiach, tuż pod szyldem z nazwą "My Chemical Romance". Ktoś, kto nazwał kafejkę czymś, co zawiera przymiotnik "chemiczny" mógł nie przemyśleć tej decyzji. Cóż, prawdę mówiąc, Gerard Way, czyli jeden z współwłaścicieli kawiarenki, który wymyślał termin, nie zastanowił się dwukrotnie nad swoim wyborem, który był całkowicie spontaniczny, bo prośba o pozwolenie na działalność leżała z niezapisanym polem, a urząd już się zamykał.
We wnętrzu jak zawsze pachniało kawą i ciastami, Frank Iero, drugi ze współwłaścicieli, starał się naprawić ekspres do kawy, a dwóch innych mężczyzn, których ciała w większości pokrywały tatuaże, ustawiało stoły. Goście mieli zacząć się zbierać za pół godziny, a jeszcze prawie nic nie było gotowe, tylko cała skrzynka szampana chłodziła się na zapleczu. Ale w zasadzie wszyscy i tak bardziej interesowali się spotkaniem po latach, niż przygotowaniami.
Pierwszy tort właśnie był dekorowany przez artystyczną duszę, czyli Gerarda, drugi znajdował się w piekarniku, pilnowany przez Alana, którego narzeczony, Austin, właśnie skończył ustawiać stoły i przyszedł do kuchni, by rozpraszać ukochanego. Jedną z najdziwniejszych i jednocześnie najpiękniejszych rzeczy było to, że większość związków, które powstały w tej piekielnej szkole, przetrwało.
Sześć kobiet weszło do środka, witając się z pracującymi panami. Valerie Poxleitner, lepiej znana jako autorka komiksów Lights, wspaniała tatuażystka Ash Costello, wciąż farbująca włosy na dwa różne kolory, Lynn Gunn, która mimo proroctwa matematyka Crampa osiągnęła coś w życiu, Halsey, która swoją przyszłość związała z muzyką, oraz Hayley Williams i Jenna McDougall, wciąż nierozłączne, wciąż urocze, właśnie planujące swój ślub. Jako że w kupie siła, w jedenastkę uporali się z przygotowywaniem lokalu nawet przed przybyciem reszty gości.
A miał kto przybywać. Wszyscy uczestnicy wielkiej rebelii dostali zaproszenie, choć nie wszystkim udało się przybyć. Vic i Kellin, Beau i Elliott, Patrick i Pete, Josh i Tyler, Alex i Jack, Troye, nawet Brendon, który wciąż nie do końca doszedł do siebie po śmierci Dallona. Oliver też był, przybył już wcześniej, pomagał w przygotowaniach i opowiadał o swojej nowej-starej dziewczynie, Hannah. Wciąż nie wybaczył sobie śmierci Josha, ale przynajmniej nauczył się z tym żyć.
Dlaczego się zebrali? Cóż, wreszcie, po dziesięciu latach, szkoła, do której wszyscy uczęszczali, została zamknięta. Mieli więc powody do radości. Dzięki ich akcji anty promocyjnej i książce o dumnym tytule "Jedenaście Historii" (na tytuł wpadli wcześniej, a gdy zorientowali się, że opowiedzieli więcej historii niż tylko jedenaście, przyzwyczaili się do tytułu) ludzie wreszcie zorientowali się, co ta szkoła robi z młodzieżą i zaczęli to sprawdzać. I w końcu, po tylu latach, naszych dwudziestu bohaterów doczekało się szczęśliwego końca.
N/A: I oto jesteśmy. Ja i ty, drogi czytelniku, na samym końcu. Oboje przebrnęliśmy przez sto trzydzieści cztery części. Łącznie jakieś pięćdziesiąt siedem tysięcy sześćset pięćdziesiąt trzy słowa, trzy tysiące siedemset siedemdziesiąt dziewięć zdań, tysiąc osiemset trzydzieści cztery akapity (ale kto by tam liczył...). Sto dziewiętnaście stron w Google Docs, czcionką Arial o rozmiarze jedenaście. Czterysta siedemnaście powtórzeń słowa "mnie", pięćdziesiąt dwa "tej szkoły". Bywało ciężko, myślę, że wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Ale po dwóch i pół roku wreszcie dotarliśmy do końca. Może nie jest satysfakcjonujący, ale jestem prawie pewna, że to najszczęśliwsze zakończenie, jakie kiedykolwiek napisałam.
Myślę, że to czas na podziękowania. Przede wszystkim należą się one wszystkim ludziom, którzy nasłuchali się moich narzekań na to, jak bardzo nienawidzę tej opowieści, ale przecież jej nie porzucę, bo ją kocham, w co na pewno wliczają się BlondeMoony, realpolishteenager, PurposeFantasy, BlackieLongdale, ula_1909 i pewnie jeszcze szereg innych, które niekoniecznie mają konta na wattpadzie.
Specjalne podziękowania dla najcudowniejszej bety na świecie, która sprawdzała każdy rozdział od 16 września 2016 roku, czyli jedynej i niepowtarzalnej francuski_akcent. Nie mam pojęcia jak wyglądałaby ta książka bez ciebie, dziękuję!
Wielkie podziękowania należą się też każdej osobie, dzięki której w momencie, w którym to piszę, ta książka ma trzydzieści tysięcy dwieście sześćdziesiąt osiem wyświetleń, cztery tysiące osiemset trzydzieści jeden głosów i sześćset osiem komentarzy. W szczególności dziękuję wszystkim tym, którzy dotrwali aż do końca, czyli: LynnQuentes, CzlowiekZLasu, Lisiasta123456789, DarkButterrr, pinkskymustdie, TheAilime, Izaaa02, xoxokaj, narwany_narwal, Wyjatkowa33 i sybrox_vn
Cóż, kontynuacji nie przewiduję, ale serdecznie zapraszam na wszystkie inne "dzieła", które znajdziecie na moim profilu i jeszcze raz dziękuję!
CZYTASZ
Eleven Stories [ZAKOŃCZONE]
Teen FictionJedenaście historii, wszystkie zazębione. Dwadzieścia dwie osoby, wszystkie tak samo "chore", nieakceptowane przez społeczeństwo. Jedna szkoła, w której tępią takich jak oni. I jeden sekret, który nigdy nie miał się wydać. Historia zainspirowan...