*~ Czarny Las - ,,Tragedia" ~*

85 6 0
                                    

      Podczas przytulania się z Victorem straciliśmy sporo czasu, wystarczająco sporo by spóźnić się na lekcję. Zasadniczo szczególnie nie spieszyłam się na informatykę ze względu na naszego wychowawcę : Pana Beckhama, akurat on zajmuje się tym przedmiotem. Przeważnie ma głęboko gdzieś co robi nasza klasa, gdyż zawsze gra w jakieś gry na swoim laptopie. Nie trudno zauważyć, że jest uzależniony, jednakże dziwne że szkolna dyrekcja się tym jeszcze nie zajęła. Niby dobrze bo i godzina wychowawcza i informatyka to wolne lekcje, z których często się zrywam, ale przez to wszystko nie jeździmy na żadne wycieczki. 
 Ja i Victor pognaliśmy po schodach i trzymając już nasze torby wbiegliśmy dysząc do sali. Ku naszemu zdziwieniu Beckham prowadził normalnie lekcje. Spojrzał na nas srogo i po chwili się odezwał.
- Proszę, proszę. Victor i panna Moonlight. Zabawianie się w szatni dobiegło końca. huh? NA MIEJSCA! 
Pośpiesznie podbiegłam do mojej ławki, Mell patrzyła na mnie  z niegrzecznym uśmiechem.
- Co takiego robiłaś z Victorem? Całowaliście się ? - szepcząc to szturchała mnie w ramię.
-Że co? Ja? Nigdy. Chyba zwariowałaś. Co jest Beckhamowi? - efektywnie odbiegłam od tematu.
-Myślisz, że ja wiem? Nie jesteś jedyną zdziwioną osobą do cholery. - warknęła.
Cała godzina lekcyjna była ambitnie prowadzona przez naszego nauczyciela. Podejrzewam, że w końcu ktoś do niego przemówił, albo jakiś rodzic złożył skargę. Pewnie tego kujona, Jacka. Od początku lekcji się podejrzanie uśmiecha. 
Wszystkie zajęcia mijały niemiłosiernie długo, przez większość wpatrywałam się w okno. Dojrzałam nawet wóz strażacki i kilka radiowozów policyjnych, zaraz za nimi karetkę. Chwilę poświęciłam rozmyślaniu co mogło się stać. Aktualnie wracam do domu; tą samą ścieżką słuchając tej samej muzyki. Zamyślona nie reagowałam zbytnio na to co mnie otacza, no chyba że akurat przechodziłam przez jezdnię. Szczerze? Myślałam o Victorze i o tym co się dziś wydarzyło. Dziwne, że dziś nie starał się mnie odprowadzać, najwidoczniej istnieją dla niego rzeczy ważniejsze ode mnie, i dobrze. Nie zakładam, że nasz związek przetrwa długo, aczkolwiek czuję ciepło w sercu na samą myśl o jego osobie. 
   
Nagle poczułam dym, im bardziej zbliżałam się do domu tym bardziej ten smród drażnił mój nos. Przyznam, że mnie to zmartwiło. Po paru minutach stałam kilkanaście metrów przed domem, jeśli można było to domem nazwać. Po moim domu zostały tylko zwęglone rama, dach i ściany. Jeden dotyk, a na pewno się zawali. Łzy spłynęły po moich policzkach. Miejsce, w którym się urodziłam, w którym się bawiłam, w którym żyłam dotychczas zamieniło się w zniszczoną ruderę. Całe zajście było ogrodzone taśmą policyjną, jednak przedarłam się przez nią. Pobiegłam jak najszybciej, płacząc do jednego z policjantów. Na początku kazał mnie stąd zabrać, gdyż nie można tu wchodzić, ale gdy wykrzyczałam, że to mój dom jakby zbladł. Wziął mnie za rękę i zaciągnął na bok. 
- Co z moimi rodzicami?! Żyją?! Niech się pan odezwie! - wrzeszczałam pod wpływem emocji.
-Proszę posłuchać. Przykro mi, ale... twoi rodzice zginęli w wyniku pożaru. - powiedział patrząc mi w oczy - Pańska babcia obiecała cię stąd zabrać.
Płakałam. Płakałam bardzo gorzkimi łzami. Przytuliłam się do oficera. Byłam roztrzęsiona. Moja mama, tata...już ich nie ma. Jedyną osobą jaka mi pozostała to babcia, kochana babcia Rosie. Po jakimś czasie babcia się zjawiła, podbiegła to mnie i wzięła mnie w swoje objęcia. Nie płakała, lecz jej oczy mówiły same za siebie. Ból i rozpacz rozdzierała nas obie od środka. Zabrała mnie do swojego samochodu i odjechałyśmy od wszystkiego co znałam i kochałam. 
   Babcia Rosie mieszkała w lesie w 3 piętrowym nowoczesnym domu. Przyjeżdżałam do niej w każde ferie zimowe gdy byłam mała,a teraz spędzę tu najbliższe lata nim się wyprowadzę po ukończeniu szkoły. Po wejściu do domu usiadłam w kuchni, położyłam plecak przy nodze i podparłam się łokciem o blat stołu. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale musiałam być silna.

-Napijesz się czegoś kochanie? - zapytała babcia gładząc mnie po policzku.
-Ka-kawy... - wymamrotałam.
Zaraz ruszyła do ekspresu, by zająć się spełnianiem mojego życzenia. Za oknem zaczęło lać. Gdyby ten deszcz spadł z taką siłą i gęstością wcześniej możliwe, że właśnie siedziałabym tu z rodzicami. Głupoty plotę, to co się stało się nieodstanie. Z czasem pewnie zacznę się uśmiechać, optymizm póki co nie wchodzi w grę. Babcia podała mi kawę i poszła do salonu, mimo że zamknęła za sobą drzwi było słyszeć jej łkanie. Nie chciałam się tym zamęczać, więc chwyciłam kubek w dłoń, w drugą wzięłam moją torbę i ruszyłam w stronę schodów. Zatrzymałam się jednak w połowie drogi, po mojej prawej stronie znajdowały się drzwi na zewnątrz. Miały one małe okienko. Spojrzałam w tamtą stronę i poczułam na sobie czyjeś oczy, jakbym była obserwowana przez kogoś z zewnątrz. Zagryzłam dolną wargę i szybkim tempem ruszyłam na najwyższe piętro. Dlaczego akurat tam? Całe piętro to był jeden wielki pokój z białym ślicznym umeblowaniem. Położyłam kawę na biurku, plecak rzuciłam w kąt i usiadłam na łóżku. Wciągnęłam powietrze i przetarłam dłońmi twarz. Była godzina 17:32. Przed moim dużym łóżkiem było ogromne okno, na całą długość ściany. Za młodu nie ciekawił mnie widok za nim, z resztą babcia mnie od niego odciągała dla mojego bezpieczeństwa. Ponoć te szyby są dosyć cienkie. Położyłam się na ledwo piętnaście minut, na równe nogi zerwał mnie odgłos otwierających się drzwi. Była to Rosie. 
- Wszystko dobrze? - spytała rozglądając się.
- Tak babciu. - odparłam krótko.
Jak szybko się pojawiła, tak zniknęła. Podeszłam do plecaka i wyjęłam z niego szczotkę, oraz gumkę do włosów. Związałam włosy w koka i wzięłam sporego łyka kawy. Przeszukując biurko znalazłam swój stary szkicownik, miałam kiedyś talent do rysowania tego co rzeczywiste. Usiadłam na fotelu, chwyciłam ołówek i narysowałam ruinę, która pozostała z mojego starego domu. Wyszło mi dokładnie tak jak to zapamiętałam. Nawet nie zauważyłam jak błogo minęły 2 godziny. Rozciągnęłam się nadal siedząc. Znów poczułam to uczucie bycia obserwowaną. Zmarszczyłam brwi, nie wiedziałam co to jest jednakże zaczęło mnie to drażnić. Wstałam i podeszłam do okna. Słońce już świeciło na niebie, po deszczu nie było ani śladu. Kilka metrów od domu zauważyłam zielone drewniane barierki pokryte białymi paskami. Oddzielały tutejszy zielony las od... co to właściwie jest? Drzewa z pniami i koronami pokrytymi czernią i szarością. Nie tylko drzewa, także i trawa i wszystko co w lesie.Unosiła się również mgła. Wyglądało to jak jakiś odległy świat, inny wymiar. Zlękłam się, przyznam. Jednak nadal dręczyło mnie to uczucie. Rozejrzałam się. Ujrzałam nagle kogoś siedzącego na jednej z gałęzi najbliższych mnie czarnych drzew. Przymrużyłam oczy, chciałam się dokładnie przyjrzeć tej osobie, wiedziałam już że to jest mój ,,stalker". Nie tylko mnie ciekawił, ale interesowało mnie jakim cudem dostał się tak wysoko bez żadnej liny, ani niczego, jeszcze mgła go przysłaniała. Choćby nie wiem co nie potrafiłam go dojrzeć. Nagle zeskoczył z niesamowitą prędkością na ziemię. Zakryłam dłońmi oczy, wyobraziłam sobie już jak leży i się wykrwawia. Jednak po tym co dziś przeżyłam, nic nie zdoła mnie już aż tak zdołować. Spojrzałam ponownie na tajemniczą postać. Stała normalnie, nie wylewały się z niej litry krwi, nie było widać wnętrzności... Zwyczajnie stała. Wryta przyglądała się tej osobie. Po posturze poznałam, że owa tajemniczość jest mężczyzną, miał szerokie ramiona, oraz miał wąskie biodra. Odziany w wręcz czarną koszulę zapinaną na guziki, czarne spodnie, oraz błyszczące eleganckie buty. Włosy również miał czarne, na początku pomyślałam sobie że to pewnie jakiś przebieraniec, cosplayer... Jednak to co wywołało u mnie poczucie lęku była maska na jego twarzy. Biała maska zakrywająca całą twarz z zarysowanym uśmiechem z zielonych pionowych prostokątów, oraz dwa ciemno - żółte kółka nad uśmiechem (symbolizujące oczy) z małymi, ledwo dojrzałam, zielonymi źrenicami. Wpatrywał się we mnie tajemniczo. Maska jakby zaczarowana normalnie poruszała oczami, jednakże nie mrugała. Poczułam jak nogi się pode mną uginają, opary chłodu przeszły mi po karku. Odsunęłam się od okna i schowałam za ścianą, wszystko byle uniknąć tego przeraźliwego odczucia iż jestem bezbronna. Stałam tak ledwo 5 minut. Przełknęłam ślinę i spojrzałam przez okno. Zniknął. Niczym duch, nie zostawił po sobie śladu.
-Miejmy nadzieję, że nie czai się pod drzwiami... - pomyślałam spoglądając na stare drewniane drzwi od mojego pokoju.
Jeszcze raz przez okno rozejrzałam się po dworze upewniając się, że żaden zboczeniec mnie nie zjada oczami i podeszłam do plecaka, by wyjąć telefon. Siedząc na ziemi przeglądałam portale internetowe, już w nich pisało o pożarze. Serce mnie ściskało podczas czytania tego co piszą media. Rzuciłam urządzeniem o dywan i ocierając twarz z łez pognałam do łóżka. Usiadłam na nim po turecku spoglądając na wychodzący zza czarnych drzew księżyc. Była pełnia, a w dodatku Księżyc zdawał się być bliżej niż zawsze. Jedyne o czym aktualnie myślałam to to by zagłębić się w krainie snów i koszmarów, bynajmniej pójść spać. Wstałam. Zdjęłam buty, następnie ściągnęłam bluzę, koszulkę, skarpetki i spodnie. Stałam w samej bieliźnie, z szafy wyciągnęłam szlafrok by się zakryć. Miałam w tym pokoju ubrania przyszykowane na właśnie takie sytuacje, babcia stara się wszystko przewidzieć, szkoda że przewidziała akurat najgorsze. Mimo wszystko, jest najlepszą babcią na świecie. Zgasiłam światło i pognałam pod kołdrę. Sen był rzeczą, która jest mi dzisiaj rzeczą jedną z najpotrzebniejszych. Szybko usnęłam. 

NASTĘPNY DZIEŃ

Obudził mnie budzik w telefonie, którego zapomniałam wyłączyć gdyż dzisiaj sobota. Usiadłam na łóżku, wyciągnęłam ręce do góry w ramach porannego rozciągania się i ziewając wstałam. Podeszłam do telefonu leżącego na ziemi i go podniosłam, wyłączyłam budzik. Położyłam go na biurku i zeszłam na dół. Babcia jeszcze spała, a więc by nie narobić zbędnego hałasu wzięłam coś gotowego z lodówki. Moim dzisiejszym śniadaniem był kawałek ciasta. Po zjedzeniu go wróciłam na górę po ubrania i z powrotem zeszłam na dół, planowałam się ubrać i zrobić parę rzeczy koło siebie. Babcia siedziała w kuchni i piła spokojnie kawę.
- Dzień dobry Annie. - powiedziała z porannym świeżym uśmiechem. 
Przywitałam się i powędrowałam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, ubrałam się, uczesałam oraz zrobiłam makijaż. Wyszłam ubrana w czarną bluzę z kapturem sięgającą mi do kolan, czarne legginsy z dziurami, również czarne skarpetki. Włosy miałam spięte w wysoko umiejscowioną kitkę. Ruszyłam na górę. Położyłam się jeszcze by nadrobić dwie godziny snu. Była 7:00. Zamknęłam oczy, lecz nagle przypomniało mi się to co spotkało mnie wczoraj. Usiadłam gwałtownie, na szczęście za oknem nie było nikogo oprócz ludzi przechadzających się leśną ścieżką, oczywiście nie tą pomiędzy czarnymi drzewami, lecz po części ,,normalnego" lasu. Zniżyłam wzrok, zacisnęłam pięści. Zbiegłam na dół i nagle podeszłam do babci. Była zaskoczona.
-Babciu, mam pytanie. - powiedziałam donośnie. 
-Tak? 
-Ten ciemny las-
-Masz na myśli Czarny Las?

-Czarny Las?... Tak się nazywa? - usiadłam obok niej zaciekawiona tym co mogę się dowiedzieć na ten temat.
-Owszem. Jestem zdziwiona, że nic nie wiesz, bo... nic nie wiesz, tak?
Skinęłam głową. 
-Więc tak...Jakby to zacząć... Dużo okropnych rzeczy, o których było dosyć głośno, działo się w obrębie lasu. Porwania, okrutne morderstwa, zniknięcia... Ludzie wariują na samą nazwę tego mrocznego miejsca. - spojrzała mi w oczy - Nie waż się zbliżać choćby do barierek otaczających las. Moje życie nie miałoby już sensu gdyby i moja wnuczka wzniosła się w górę do nieba.
-Chyba oszalałaś, że postanowiłabym podejść bliżej tego...tego....czegoś...
-Tylko ostrzegam.

-Ktoś zamieszkuje ten las?  - możliwe, że powie mi o tym tajemniczym panu, którego widziałam.
-Nikt nic nie wie. Strach rządzi ludźmi. Wiem to co pisało w internecie, oraz to co mówili w telewizji: Czarny Las to miejsce o aż 9 stopniu niebezpieczeństwa. Są gagatki, które nagrywają jak przekraczają zielone barierki, są osoby którym nic się nie stało. Jednakże są osoby, które po wyjściu z lasu, będącym rzeczą niemożliwą, zmieniają się kompletnie. Robią sobie krzywdę, zamykają się w sobie... Szaleją. 
Zrozumiałam, że wiem coś co mogłoby pomóc w sprawie. Widziałam kogoś kto zamieszkuje Czarny Las. To mógł być...morderca. Co jeśli jestem następną ofiarą? Gęsia skórka pojawiła się na moich rękach. Głowa mnie zabolała na sam przypływ tylu okropnych myśli. 
-Dziękuję, że mnie przestrzegłaś. - wstałam - Aha. Wyjdę dziś z domu, wolę przewietrzyć umysł niż marnować czas na telefon czy inne bzdety.
-Bardzo dobrze Annie, bardzo dobrze. Popieram twoje myślenie. Tutejsza młodzież to tylko w tym internecie... 
Przytaknęłam i pobiegłam na górę. Po zamknięciu drzwi oparłam się o nie plecami, serce mi biło tak szybko jak nigdy, byłam przerażona. Dopiero co straciłam rodziców, a teraz mogę zginąć z rąk kogoś kto jest nieuchwytny nawet przez najsilniejsze władze ? 


Dziękuję za przeczytanie drugiej części Czarnego Lasu :)
Nie wiesz ile dla mnie znaczy przekazanie wam tej z pozoru mrocznej historii.

Kim był tajemniczy jegomość? 
Co sprowadziła na siebie nasza bohaterka?
Co zamierza zrobić?
Co skrywa Czarny Las?

Czytaj dalej a się dowiesz ;)

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz