Idąc tak pomyślałam, że wychodząc tylko udowadniam im i sobie, że jestem dzieckiem. Postanowiłam wrócić. Weszłam do kuchni.
-Wyba-
Zauważyłam w jak niekorzystnym momencie się zjawiłam.
-Annie! Nie zbliżaj się! - krzyczała Shiven stojąca za ochraniającym ją swoim ciałem Lucyferem.
-Ale o co chodzi? - spojrzałam na Jokea - ...Joke?...
Otworzyłam szeroko oczy wystraszona, zaczęłam mimowolnie drżeć. Jego oczy były czarne, wylewała się z nich czarna maź. Dojrzałam w tyle jego szyi wbitą strzałę. Musiała wlecieć przed okno. Ale co się tutaj stało? Joke dziwnie się trząsł. Nagle odwrócił głowę w moją stronę. Zamarłam wtedy.
-Annie....Moonlight... - złapał się za twarz mocno naciskając na nią palcami, cały drżał -Nowy...nabytek... - dyszał, zachowywał się jakby miał wściekliznę.
-Annie, uciekaj! - krzyczała Shiven.
Zerknęłam na nią, była ranna. Ściskała się za ramię, z którego sączyła się krew. Znów spojrzałam na Jokea, stałam jak wryta.
-Mefi...stofe...lesie... - dyszał.
Mefistofelesie...? To jakieś zaklęcie? A może jakiś las? Nieważne. Muszę coś zrobić.
-Joke. Patrz na mnie! - krzyczał Lucyfer.
Miał on nagle czarne długie i odtre rogi na głowie, oczy były całe fioletowe.
Joke na niego patrzył.
-Koszmarki... Widziałem ich wiele... - ruszył w jego stronę.
Rogi natychmiastowo zniknęły, Lucyfer zamknął oczy i tylko rozłożył ręce, by ochronić Shiven. Poczułam napływ energii, otworzyłam szeroko oczy patrząc na Jokea.
-Joke... Spokojnie... Jestem tu... Wróć do mnie... Zwolnij - mówiłam do niego w myślach.
-Strzała... - odpowiedział mi w myślach.
Nagle wszystko zwolniło. Wszyscy poruszali się jak żółwie. To jest moja moc? Rozmowa w myślach i spowolnienie czasu? Odjazd! Muszę pozbyć się tej cholernej furii. Podbiegłam do niego i wyrwałam strzałę z jego szyi, następnie go pociągnęłam do tyłu. Sprawiłam, że czas wrócił do normy. Joke poleciał do tyłu uderzając o ziemię. Lucyfer i Shiven zdawali się być oszołomieni całą sytuacją. Joke leżąc złapał się za szyję, czarna plama tworzyła się przy nim dość szybko. Położyłam wyrwaną strzałę na stole, kucnęłam przy Jokeu.
-Joke? Wszystko gra?
Spojrzał na mnie zielonymi oczami.
-A-Annie...- mówił ledwo.
Łzy mi napłynęły do oczu. Co robić? Whispera nie ma. Lucyfer podszedł do apteczki. Wyjął bandaże i leki.
-Pomóż najpierw Jokeowi! - mówiła Shiven.
-Shivi...
-No już! Przecież on się nam tu wykrwawi!
Lucyfer podbiegł do Jokea. Pomogłam mu odwrócić Jokea tak, byśmy mieli dostęp do rany. Shiven syczała co chwilę z bólu, usiadła na krześle.
-Cholera... - mruknął Lucyfer - Żaden ze mnie medyk...
Do kuchni wszedł Valentino. Był strasznie zdziwiony. Rzucił się prędko w naszą stronę, przykucnął przy nas.
-Dawaj skalpel - rzucił do Lucyfera.
Lucyfer nie wiedział zbytnio gdzie szukać, motał się. Valentino warknął, przegryzł swój nadgarstek i nastawił nad raną Jokea. Krew na nią spłynęła. Rana zgoiła się natychmiastowo. Joke spał.
-Annie... - mruknął Val.
Spojrzałam na niego.
-Zabierz stąd Jokea. Zaopiekuj się nim. Przyjdę potem.
-Nie uniosę go.
-Po przemianie ma się więcej siły niż normalnie. Uda ci się - przybliżył do mnie twarz - I przepraszam za wcześniej.
-Nic nie szkodzi - lekko się uśmiechnęłam.
-Idź juź.
Wstałam. Val podbiegł z Lucyferem do Shiven. Ledwo wciągnęłam Jokea na swoje plecy. Tak samo ledwo go niosłam. Doszłam wreszcie do jego pokoju, rzuciłam go na łóżko.
-Oby z Shiven było dobrze... - szepnęłam do siebie.
Koszula Jokea była prawie cała brudna z jego czarnej krwi. Nie zostawię go w brudnej koszuli. Rozpięłam po kolei każdy guzik. Trud mi sprawiło zdjęcie jej z niego, ale się udało. Położyłam ją na oparciu krzesła. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam koc, następnie nim go przykryłam. Przysunęłam do łóżka taboret i na nim usiadłam.
-Współczuję ci - mówiłam do niego cicho - To moja wina? - smutno mi było.
Joke zacisnął powieki i zaczął szybciej oddychać. Przyglądałam się mu. Pewnie znowu ma koszmary. Ciężkie ma życie. Nie rozumiem dlaczego się tak o mnie martwi, powinien myśleć przeważnie o sobie. Poczułam jego zimną dłoń na mojej, złapał mnie za rękę przez sen. Otworzył jedno oko i na mnie spojrzał. Najwidoczniej znów udawał, że śpi. Cwaniak.
-Martwię się tobą, gdyż mnie nie da się pomóc, musisz się z tym pogodzić.
Rozpłakałam się przy nim. Usiadł na łóżku i mnie przytulił. Przyciągnął mnie bliżej siebie, siedziałam mu na nogach i go przytulałam.
-Annie... Proszę... Alkohol zmusza do głupstw. Nie wybaczę sobie jeżeli coś ci się stanie.
-Mam gdzieś aktualnie ten cały alkohol! Kto do ciebie strzelił? Ta strzała...
-Pewne jest, że ta osoba w zgodzie z nami nie trwa. Podejrzewam parę osób.
-Las Kości?
-Nie, nie. Ich las jest za daleko. Nieopłacalne jest przybycie tu tylko po to, by mnie zranić.
-Straciłeś nad sobą kontrolę, Joke. To nie jest zranienie.
-Zbadam tę strzałę w najbliższym czasie.
-Boję się - powiedziałam ze łzami w oczach.
-Ze swą mocą strach ci niepotrzebny. Spowolnienie czasu, telepatia... Wspaniałość we własnej osobie, a siła ogromna.
-To chyba...dobrze?
-Będziemy razem trenować.
-Mam jeszcze pytanie...
-Tak? - pocałował mnie w czoło.
-Co oznacza słowo ,,Mefistofeles" ?
-Nie wypowiadaj tego słowa ani razu więcej.
-O co chodzi?
-Nie pytaj mnie o to, aż do ślubu, błagam. Proszę cię byś nie wypowiadała tego słowa przy nikim.
-Ale co ono oznacza?
-Coś bardzo złego.
-No dobrze... - mruknęłam.
Pogładził mnie po plecach.
-Zdaję się, że się do mnie przekonujesz.
-Co masz na myśli? - spytałam go.
-Nie urzeka cię aż tak ma nagość.
-Najwidoczniej - na twarzy pojawiły mi się rumieńce.
-Wyznaj mi, ma różo, czego się wstydzisz?
-To... - westchnęłam lekko - Jesteś mega przystojny i umięśniony.
-Co w kwestii z tym?
-Jesteś... - czerwieniłam się już, schowałam twarz opierając się czołem o jego tors - seksowny...
-Miłe spostrzeżenie. Nie czuję jednak tego podniecenia co ty wobec mego ciała. Mój wygląd jest skutkiem lat ćwiczeń.
-Okropny jesteś... Zmuszasz mnie do takich wyznań... - mówiłam.
-Kocham twe wyznania.
Wlepiłam wzrok w jego oczy. Przyglądał się mi ze spokojem.
Zaraz sobie przypomniałam, że jestem w jego koszuli, policzki zamieniły mi się w buraki. Siedziałam w dodatku na nim.
-Powinieneś się przespać. Valentino chciał też ze mną porozmawiać.
-Wolę pospać z tobą u boku.
-Hm?
Nim się obejrzałam, leżałam pod nim na łóżku.
-Joke! - krzyknęłam jednocześnie oburzona, jak i skrępowana.
-Twe oczy-
Do pokoju nagle weszła Shiven.
-An- ... Co tu sie wyprawia?
Joke usiadł obok mnie.
-Prosiłem cię Shiven o pukanie.
Usiadłam prędko. Shiven na mnie spojrzała.
-Uff... Już myślałam, że oboje jesteście nadzy...
Odwróciłam wzrok zaczerwieniona.
-Jak się czujesz Shiven?
-A już dobrze złotko - uśmiechnęła się.
-Cóż skusiło cię do zajrzenia do mnie? - spytał Joke.
-Ja i Lucyfer przemyśleliśmy te całe wieczory i postanowiliśmy ich nieorganizować. Tylko wszczynamy kłótnie.
Jęknęłam zawiedziona.
-Za to już za dwa dni odbędzie się nasz ślub.
-Tak szybko? - spytałam zdziwiona - Nie mam się w co ubrać.
-Zajmę się twym problemem, Annie.
-Jak ma się tyle kasy co ty, to się nie dziwię że nie ma problemu - odparła Shiven - Nieważne. Impreza rozpocznie się o 18. Dziś z Lucyferem musimy pozałatwiać parę spraw, więc nie będzie nas w obozowisku.
-Dziękuję za poinformowanie mnie o aktualnej sprawie - podziękował Joke.
Spojrzałam na niego. ,,Jak ma się tyle kasy"... W sumie to, że zbudował to obozowisko jest już wyczynem. Shiven wyszła z pokoju, a ja już miałam kolejne pytanie ułożone w głowie.
-Joke? Wiem, że to nie za dobrze o to pytać, ale ile ty masz pieniędzy? Shiven tak o tym mówiła...
-Nie afiszuję się mym stanem konta bankowego, aczkolwiek około 5 milionów posiadam.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Chyba żartujesz. Żartujesz, prawda? - byłam w szoku.
-Żarty nie są mą domeną, jedynie mój pseudonim jest z nimi spokrewniony.
-Jakim cudem masz tyle pieniędzy?!
-Mój ojciec oddał mi swoje pieniądze w spadku po nim. Przewidywał on przyszłość, więc prawdopodobnie już parę dni wcześniej pisał testament.
-Co dostali Shadow i Valentino?
-Shadow otrzymał dom. Valentino niestety nie dostał ani ziarenka piasku. Ojciec coś do niego miał, tak słyszałem.
-Współczuję.
Joke przyciągnął mnie pod swoje ramię.
-Kupię ci najpiękniejszą suknię na świecie.
-Na całym świecie?
-Owszem.
-Dziękuję - wtuliłam się w niego.
-Potrzebne będą też buty, rajstopy i torebka, by wszystko tworzyło wspaniałą kompozycję.
-Drobiazgowy jesteś.
-Najwidoczniej to trafne określenie.
Pocałowałam go w szyję, odchylił delikatnie głowę.
-Lubię twe pieszczoty - mruknął.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-Proszę - krzyknął Joke.
Valentino wszedł do środka.
-Hej. Mówiłem, że zajdę, więc jestem. Jak się czujesz Joke?
-Twa krew jest całkowicie inna niż moja, aczkolwiek się przyjęła. Gdyby nie ty mógłbym już zwiedzać zaświaty.
-Joke. Nie mów tak... - mruknęłam smutna.
-A jak u ciebie Annie? - spojrzał na mnie.
-Okej. Słyszałeś o ślubie?
-Waszym?! - krzyknął jakby przerażony.
Zaczerwieniłam się.
-Sh-Shiven i Lu-Lucyfera... - mówiłam speszona.
-Aaa... Tak, słyszałem - podrapał się w tył głowy - Muszę załatwić sobie jakiś garniak, bo będzie słabo.
-Opłacę go - rzekł Joke.
-Serio!? Znaczy... Dzięki - zaśmiał się.
-Posiadasz może wiedzę na temat Shadowa i Whispera? Ich misja zdaża się przedłużać.
-Nie... Nic nie wiem - odparł.
-Może są ranni? - posmutniałam, myślałam o Shadole.
Joke nagle wstał z łóżka. Wyjął z szafy jasno-niebieską koszulę i ją założył.
-Wyruszam na poszukiwania.
-Idę z tobą - powiedział zmotywowany Valentino.
-Nie. Ktoś zdołał zaatakować wnętrze naszego obozowiska. Zostaniesz z Annie, dla jej bezpieczeństwa.
Wstałam energicznie.
-A co jeśli znów oberwiesz strzałą?!
-Zabiję tego, kto wtargnie na me życie i stan psychiczny - ruszył do drzwi.
-Idę z tobą! - krzyczałam.
Joke się zatrzymał.
-Jeśli cokolwiek ci się stanie, nie wybaczę sobie tego.
-Nic mi nie będzie! - uparłam się, ruszyłam w jego stronę.
Odwrócił się do mnie.
-Fakt, iż masz silne moce, nie jest powodem do odwagi! Nigdy nie wybierzesz się na żadną misję! Nie zezwalam!
Łzy napłynęły mi do oczu.
-Bo się o mnie boisz?! Bo jestem słaba nawet z mocami?! Bo jesteś najlepszy i przynoszę ci wstyd?!
Joke patrzył na mnie z żalem. Valentino stał obok chyba dziwiąc się, jak szybko potrafimy się pokłócić.
-Skoro ty nie chcesz mnie na misji, to ja nie chcę cię jako małżonka - wyszłam z pokoju.
Ruszyłam korytarzem. Płakałam przez to co powiedziałam, jestem zbyt wybuchowa. Mijając pokój Shadowa, zauważyłam że ktoś jest w środku. Shadow przeszukiwał w spokoju szafy. Stanęłam w drzwiach.
-Sha-dow?... - zawołałam półgłosem ze łzami.
Shadow spojrzał w moją stronę. Otworzył szerzej oczy.
-Annie?... Płaczesz? - podszedł do mnie - Co się stało?
Milcząc nagle uciekłam, pobiegłam dalej. Wbiegłam w Whispera przewracając go przy tym na ziemię, nie zareagowałam i biegłam dalej.
-Ej! - krzyczał za mną Whisper paląc się.
Wbiegłam do siebie i zamknęłam się na klucz. Rzuciłam się na łóżko, by płakać w poduszkę. Nagle ktoś wywarzył drzwi, podskoczyłam przerażona. Usiadłam na łóżku z sercem, które uderzało coraz szybciej przez tego kto stał przy ścianie. Whisper. Co on tu...? Rozejrzałam się. To był jego pokój. Płonął żywym ogniem.
-Oj Annie - mówił z uśmiechem - Popchnęłaś mnie, a następnie wparowałaś do pokoju. Urocze, oj urocze - przesunął szafę w miejsce drzwi i zaczął się do mnie zbliżać - Czeka cię kara - uśmiechnął się.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej.
-A rób sobie co chcesz. Jestem słaba i bezużyteczna. Może tobie się przydam - mówiłam przygnębiona sytuacją.
-To mi się po - zatrzymał się i zmarszczył brwi, złapał się za głowę.
Nagle wyciągnął z kieszeni opakowanie tabletek, połknął dwie i pokręcił głową.
-Na wycie będzie czas. Skoro masz to wszystko gdzieś, to zrobimy tak jak lubię.
Nie minęło dużo czasu, a ten przywiązał mi ręce do ramy łóżka. Zakleił mi usta taśmą. Nie stawiałam oporu, leżałam tak na brzuchu i czekałam na to jak się mną zabawi. Zacisnęłam powieki, gdy poczułam jak ściąga ze mnie koszulę.
-Przygotowana, co? Bielizna też idealna, koronkowa.
-Zabij mnie pod koniec - mówiłam w myślach.
Poczułam jak mnie pocałował w kark, przypomniał mi się wtedy Joke. Więcej łez spłynęło po moich policzkach. Przejechał dłonią po mojej talii.
-Cholera... Nie wiedziałem, że jesteś taka idealna! - chwycił za zapięcie od mojego stanika i je rozpiął.
Rzucił go na bok. Zaraz po tym usłyszałam trzask, strasznie głośny.
-Spieprzaj od niej - warczał niesamowicie wkurzony Joke.
Rozpoznałam od razu jego głos. Otworzyłam oczy. Przeraziłam się.
Whisper odskoczył od łóżka. Joke do niego podszedł szybkim i pewnym krokiem, po czym przebił całe jego ciało grubymi cierniami. Widziałam jak Whisper wypluł falę krwi. Gdyby nie taśma na ustach, to bym się wydarła.
-Jeszcze raz tkniesz jej boskie ciało, a cię rozszarpię jak lew.
Whisper zniknął, widziałam jak ciernie zniknęły. Poczułam jak lina, którą miałam związane ręce po prostu wyparowała. Nie ruszałam się jednak, zrozumiałam dopiero co chciałam zrobić. Byłam nieźle popierdolona. Znów zapłakałam.
Rzucił się na mnie, przybił do łóżka, oparł się rękoma o moje dłonie. Nie przejmowałam się brakiem stanika. Bardziej przejęłam się jego słowami.
-Jesteś z siebie zadowolona? Zraniłaś me serce po to, by się rozpadło widząc cię tutaj? Tego chciałaś?
Patrzyłam mu w jego wściekłe, a jednocześnie smutne oczy. Zabrakło mi słów.
-Wolałaś oddać się w ręce tego zboczonego nieudacznika? Wolałaś mnie z nim zdradzić?
Nadal milczałam, patrzyłam na niego przygnębiona i załamana.
-Możesz robić co chcesz, bo zawsze po ciebie przyjdę, tak? Zmieni się to teraz. Nie dbam o ciebie, dbaj sama - wstał ze mnie i wyszedł.
Skuliłam się.
-Zerwał ze mną... - szepnęłam do siebie mając ochotę płakać i płakać.◇Część 25 za nami !!!◇
♤ Co będzie ze związkiem Annie i Jokea?
♤ Jaki będzie ślub Shiven i Lucyfera?
♤ Czy Whisper przeżył?
♡ Czekajcie na następną część ! ! ! ♡♧
CZYTASZ
Czarny Las - ,,Też cię kocham''
FantasiaCzarny Las. Miejsce spowite chłodem i mgłą. Plotki mówią o częstych zaginięciach młodych kobiet w tym mrocznym miejscu. Jednak czy wszystko wskazuje na pedofili, czy porywaczy? Każdy stara się unikać wzroku czegoś co się tam kryje, za drzewami, za...