*~ Czarny Las - Czystość ~*

34 1 0
                                    

Nie reagował. Patrzył się tylko czarnymi ślepiami. Złapał mnie za pośladek jedną ręką. Próbowałam go odepchnąć, ale był zbyt silny. Zaczęłam panikować. Uderzyłam go pięścią w brzuch. Wygląda na to, że tego nie poczuł, bo nie zareagował. Ręką przyciągnął mój tułów do swojego. Stykałam się moim płaskim brzuchem z jego umięśnionym torsem.
-Przestań! Joke zostaw mnie! - krzyczałam ze łzami.
-Annie różo ma... To nie będzie boleć... - mruczał do mnie.
Zaczął całować mnie nad piersiami. Musiałam się wyrwać. Dopiero co było tak wspaniale, a teraz czułam się tak jak wtedy, gdy Whisper mnie porwał.
-Zostaw! - wydarłam się z płaczem.
Usłyszałam jak ktoś szarpie za klamkę od zewnatrz, musiał mnie usłyszeć. Joke spojrzał za siebie na drzwi. Miałam szansę. Odepchnęłam go jak najmocniej się dało, wystarczyłoby mi, by ze mnie wstał. Tak się stało. Musiałam myśleć szybko, chwyciłam jego koszulę, wstałam prędko z łóżka. Podbiegłam do okna, odsłoniłam zasłony i starałam się je otworzyć, by uciec. Gdy już udało mi się je otworzyć, Joke mnie złapał od tyłu. Poczułam jak przybliżył się dolną częścia tułowia do mojego tyłka. Szarpałam się mocno. Nie poddam się. Kopnęłam go w czułe miejsce, jakie posiada każdy facet. Najbardziej niewiarygodne było to, że nie zareagował. Zaczęłam krzyczeć i się wydzierać.
-Joke przestań! NIE CHCĘ!
Płakałam potwornie. Nie miałam jak się wydostać z jego objęcia, był wyższy i silniejszy.
-POMOCY! - wydzierałam się tak głośno jak mogłam, słyszałam uderzenia w drzwi - JOKE ZOSTAW MNIE! BŁAGAM! RATUNKU!
Gdy tylko poczułam, że zwolnił się uścisk, wyskoczyłam przez okno. Na moje nieszczęście skręciłam kostkę. Założyłam jego koszulę, póki miałam czas zapiełam z 5 guzików. Była na mnie znacząco za długa. Zaczęłam biec, noga bołała niesamowicie. Kulejąc dobiegłam do bramy. Zatrzymałam się wtedy.
-Zostawić ich wszystkich? Nie potrafię... - pomyślałam.
Odwróciłam się. Joke oszalał, a jest ponoć najsilniejszy. Nie jestem nawet trochę tak silna jak on. Ucieczka to jedyna rzecz jaka jest możliwa. Ruszyłam z bólem przed siebie. Płakałam. Potknęłam się o coś i wykręciłam bolącą kostkę w drugą stronę. Zawyłam z bólu. Leżałam na ziemi parę metrów od bramy. Serce biło mi tak szybko.
-Znajdzie mnie. Znajdzie mnie i zgwałci. Joke...Tak ci ufałam... Tak ci kurwa cholernie ufałam! - krzyczałam w myślach.
Zamknęłam na chwilę oczy i starałam się uspokoić. Po tym jak je otworzyłam, zaczęłam się czołgać. Brudna z ziemi i zraniona uciekałam. Po paru metrach opadłam z sił. Leżałam. Usłyszałam kroki, gęsia skórka pojawiła mi się na całym ciele. Odwróciłam się. To on. Joke. Biegł. Był ubrany, miał nawet maskę.
-Odejdź! - wrzasnęłam - Zostaw mnie!
Zatrzymał się parę kroków za mną. Strach wziął górę, zaczęłam płakać.
-Odejdź Joke... Odejdź... błagam... - płakałam.
Patrzył na mnie wciąż.
-Błagałem cię przed tym wydarzeniem... Twe uszy nie słuchały. Iż błagasz mnie teraz, me uszy są zamknięte - podszedł do mnie i przyjrzał się mej kostce.
-Nie dotykaj mnie! - odsunęłam się od niego.
Złapał się za serce.
-Annie... Przepraszam za to wszystko. Poniosło mnie, świętość również cię nie obejmuje. Nakręciłaś...mnie...
-To był powód do gwałtu?! Co jest z tobą do cholery?! Miałeś czarne oczy! Wytłumacz mi kurwa o co chodzi! - syknęłam pod koniec z bólu.
-Annie... Wytłuamczę ci każdą rzecz, jakiej zapragniesz pod dwoma warunkami - ścisnął mocniej serce - Pozwolisz mi cię stąd zabrać i obiecasz mi, że będziesz ze mną po swój koniec.
-Joke... - łzy spłynęły z mych oczu - Obiecam ci wszystko, jeśli nigdy mnie już nie skrzywdzisz...
Przybliżył się do mnie, wyleczył mą ranę za pomocą mocy. Zadziałało natychmiastowo. Usiadłam, a Joke pomógł mi wstać.
-Po co ci maska? - patrzyłam na niego lekko drżąc.
-Ma twarz została okryta hańbą po tym wszystkim - chwycił mnie za dłoń i wprowadził z powrotem do obozowiska. Usiedliśmy przy fontannie. Ściągnęłam mu nagle maskę. Zdziwił się. Miał zielone oczy. Pocałowałam go w policzek.
-Annie... - mruknął.
-Co oznaczają czarne oczy? - rozpoczęłam zadawanie pytań.
Trzymałam jego maskę w dłoniach.
-Ma dusza odsłania swe mroczne zakamarki, by me oczy prawdy nie widziały całego mego zła. Czarne oczy zawsze oznaczają jednak coś złego.
-Da się je jakoś powstrzymać?
-Nie posiadłem jeszcze tej wiedzy. Tyle lat, a ja tkwię w niewiedzy.
-Joke... Czy to moja wina? Czy to wszystko co dziś się stało, to ja?
-Gdyby ma dusza była normalna, nic potwornego by się nie zdarzyło. To tylko i wyłącznie mój grzech.
Zniżyłam wzrok.
-Gdybym cię nie podpuszczała...
-Nie zamartwiaj się tym! Nie potrzebujesz takich wspomnień! - wykrzyczał patrząc na mnie z żalem.
-Przepraszam i tak... - mówiłam smutna.
Milczeliśmy przez chwilę.
-Joke... Nie przemieniłeś mnie jeszcze...
-Chcesz tego teraz? Po tym wszystkim? Nadal pragniesz mego udziału w tym?
-Po tym wszystkim - spojrzałam mu w oczy - nadal cię kocham.
Możliwe, że demon którego ma w sobie ma coś z tym wspólnego. Będę musiała porozmawiać o tym z Valentino.
-Jesteś gotowa na wymianę DNA?
-Jak to działa?
-Musiałabyś dostać mą krew do ciała, a ja twą. Ślina działa tak samo.
-Pocałunek z językiem, co? - zaśmiałam się lekko - Chyba najprzyjemniejszy.
-Annie...To będzie cię boleć. Dopiero co ja-
Pocałowałam go. Dopiero po chwili nasz pocałunek został wzbogacony o języki. Przyciągnął mnie bliżej siebie, nadal całował. Czułam mrowienie w całym ciele. Przerwaliśmy w końcu. Mrowienie nadal chodziło po mym ciele. Spojrzałam na niego z uśmiechem, który mi zaraz zgasł. Oczy. Zmieniały się u niego co chwilę z czarnych na normalne i na odwrót.
-Joke? - martwiłam się.
Zamknął oczy, wziął głęboki oddech. Spojrzał na mnie swoją przejrzystą zielenią.
-Jest dobrze - powiedział spokojnie.
-Co to było?
-Widocznie tak już mam, gdy dopuszczam jakąś duszyczkę do przemiany.
-Więc... Teraz mam moce? - wstałam.
-Aczkolwiek nie wiemy jakie. Będę musiał przeprowadzić na tobie badania - przeskanował mnie wzrokiem, odwrócił nagle głowę.
Pierwszy raz dojrzałam u niego czerwień na policzkach. Jasne, że chodziło o mój aktualny ubiór, ale to przecież Joke! Joke i czerwone policzki nie chodzą w parze! Pierwszy raz widzę jakąś pozytywną emocję na jego twarzy.
-Joke?...
Schylił się ku mnie i dopiął guziki od koszuli, która na przekór, że mam ją na sobie, należy do niego.
-Byłem okrutny. Obnażyłem cię wbrew twej woli - odwrócił wzrok.
-Nie mówmy już o tym... - przypomniało mi się coś - Jak odzyskałeś kontrolę nad sobą?
Spojrzał mi w oczy.
-To... - zamyślił się - Twoje wrzaski... Zabolały tak mocno, że przebiły powłokę furii.
-... Rzeczywiście mnie kochasz, skoro przebudza cię to jak się boję czy mnie coś boli.
-Wątpisz w me uczucia, Annie?
-Nie - odparłam wprost.
-To co potrzebuje twego zdziwienia?
-Nie jestem zdziwiona. Bardziej...szczęśliwa.
-Za pomocą mocy się odziałem. Pod drzwiami stał Shadow. Gdybym się nie teleportował, istniałaby możliwość potyczki między nim a mną.
-...Shadow? - posmutniałam.
Przybiegł na me zawołanie, by mnie ratować. Jak się okazuje, potrafię o siebie zadbać, bo sama uciekłam. Pomijając fakt skręconej kostki. Niezdara ze mnie.
-Obiecałeś mi odpowiedzieć na każde me pytanie...
-Owszem, przyznaję prawdziwość twej wypowiedzi.
-Jaką masz konkretnie moc?
Joke zamilkł. Patrzył się we mnie zamyślony.
-Chodźmy coś zjeść, ugotuję ci coś smacznego - odwrócił się i ruszył powolnym krokiem.
Podbiegłam do niego i pociągnęłam go za koszulę.
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie! - krzyknęłam oburzona - Coś ukrywasz nawet przede mną?
Milczał przez moment.
-Annie Moonlight, ma różo. Twe igły ostre jak szpady, a liście miękkie jak jedwab, aczkolwiek tajemniczy z ciebie okaz - odwrócił się do mnie i chwycił mnie za nadgarstki - Zadajesz trudne pytania, które posiadają jeszcze bardziej skomplikowaną odpowiedź.
-...Co? - patrzyłam na niego lekko rozkojarzona.
-Ma kochana. Obiecałem odpowiedzieć ci na pytania, aczkolwiek czas oczekiwania na odpowiedzi, może ulec wydłużeniu.
Zawsze ukrywa tą informację. Aż tak się wstydzi? Jak sobie pomyślę tak o demonie, to kiepsko się tym chwalić. Nie rozumiem go. Zna mnie tak dobrze, powinien wiedzieć, że tego nikomu nie wygadam.
-Więc nie chcesz odpowiedzieć? - zabrałam dłonie - Ta... Nic nowego. Tylko te twoje całe sekrety i tajemnice. Wspaniale... - ruszyłam do kuchni.
Szedł za mną w ciszy. Tak mu zależy, bym mu ufała a nie potrafi mi pokazać swojej mocy. Ponoć ma ich nieskończoność i jest niewyobrażalnie silny. Może się po prostu boi? Joke to Joke. Ciężko go rozgryźć. Dobija mnie to, że dowiaduję się o nim najwięcej od innych, zamiast od niego samego. Tajemniczy z niego typ i na to nic nie poradzę. Czuję jednak, że się zmienia. Widziałam jak się czerwieni. Już nie wstrzymał tego w sobie. Albo słabnie... Ah... Za dużo myślę. Zatrzymałam się w drzwiach do kuchni. Odwróciłam się do niego.
-Joke...
-Tak?
-Boisz się o sobie mówić? - zapytałam wprost.
-Bać się... Może i masz rację. Nie czuję sie dumny z tego kim jestem. Nie zadowala mnie to co robię. Dziwota, iż cię jednak ciekawię. Kroczysz w złą stronę.
-Czyli mam chodzić z kimś kogo kompletnie nie znam? Głupi jesteś.
-Annie - spojrzał mi w oczy - Nadejdzie dzień, gdy ci ujawnię wszystko co mam, wiem i chciałbym posiadać. Uzbrojenie się w cierpliwość to twój obowiązek. Łatwym tematem to nie jest.
-Mogę czekać, ale nie długo, bo myśli mi rozwalą mózg - weszłam do kuchni.
Joke podszedł do części kuchni, gdzie się gotuje. Poszłam do niego.
-Pomóc ci w czymś?
-Pomocna dłoń nie jest dłonią do ucięcia.
Podeszłam do niego i pomagałam mu przy robieniu omletów, oraz sosu mięsnego.
-Dziś musimy zjeść samotnie.
-Dlaczego?
-Whisper i Shadow są na misji, a Lucyfer i Shiven znowu gdzieś zaszli - podał mi dwa talerze z jedzeniem - Zanieś to proszę do jadalni. Zajmę się napojami i sztućcami.
Zaniosłam nasz posiłek na stół i usiadłam na swoim miejscu. Przyszedł w końcu, rozłożył sztućce,nalał wody i usiadł przede mną. Zaczęłam jeść. Po zjedzeniu na niego spojrzałam. Przyglądałam się mu jak je.
-Odwdzięczasz się? - spytał.
-Hm?
-Za to, że ci się przypatrywałem, gdy nosiłem maskę.
-Można tak powiedzieć - uśmiechnęłam się.
-Urocza jesteś - spojrzał mi w oczy.
-Dziękuję - oparłam się łokciem o stół.
-Nie wybaczysz mych win, prawda?
-Chodzi ci o dzisiaj?... - odwróciłam z żalem wzrok - Byłeś straszny, ale... przecież nic się nie stało.
-Stało się, Annie, stało się. Gdybyś nie postanowiła ucieczki, mogłabyć stracić drogocenne dziewictwo.
Zaczerwieniłam się.
-Drogocenne? Dziwnych określeń używasz... W każdym bądź razie nie powinieneś się aż tak zamartwiać.
Wstał nagle uderzając pięścią o stół.
-Gdybyś zaszła w ciążę, urodziłabyś za tydzień. Nieślubne dziecko plugawe życie prowadzi w naszym świecie.
-Wymyślasz...
-...Chciałabyś mieć dziecko?
Spojrzałam na niego, odebrało mi nagle głos.
-Dodatkowo jesteś niepełnoletnia - znów usiadł.
-Widocznie buntowniczka ze mnie - zaśmiałam się.
-Mam nadzieję, iż to cię nie zaprowadzi do czegoś złego - kontynuował jedzenie.
-Co chcesz przez to powiedzieć? Uważasz, że jestem jakaś puszczalska?!
-Skądże. Nie chcę byś się wdała w coś złego.
-Co na przykład?!
-Dlaczego unosisz głos?
-Bo przewracasz kota ogonem i oskarżasz mnie o bycie dziwką! Skoro ci nie pasuję, to dlaczego ze mną jesteś?!
Złapał mnie za dłoń.
-Annie... Uspokój się.
Zamilkłam zdenerwowana.
-Rozumiem, że tkwimy w dość nieprzyjaznej sytuacji, nie traćmy głowy aczkolwiek.
Milczałam. Gdy skończył swój posiłek, zadałam mu pytanie.
-Dlaczego wtedy, gdy przyszłam do ciebie, jak siedziałeś u siebie po ciemku, wszędzie było moje imię? Pentagramy? O co chodzi?
-Odpowiedź związana jest z mą mocą.
-Czyli też mam czekać? - westchnęłam.
-Obiecam ci coś jeszcze.
-Co niby?
Przybliżył moją dłoń do swoich ust, delikatnie ją pocałował.
-Jeśli w przyszłości zostaniesz mą żoną, otworzę przed tobą to co skrywam.
Zaparło mi dech w piersiach. Joke chciał się ze mną kiedyś ożenić. Traktował nasz związek rzeczywiście poważnie. Patrzył mi głęboko w oczy.
-To trudna decyzja...
-Rozumiem cię w pełni. Nie oświadczam ci się przecież w tej chwili - puścił mą dłoń.
-Przepraszam. Muszę - zdążyłam ledwo wstać, a do kuchni wbiegł Lucyfer z Shiven.
-Stać i się nie ruszać! - krzyknęła Shiven - Lucuś! Mów!
-Otóż - zaczął - mamy dla was zaproszenia.
-Jakaż to okazja? - spytał Joke.
-Pobieramy się - powiedział Lucyfer z uśmiechem.
-Naprawdę? - byłam szczęśliwa - Gratuluję!
Shiven dała mi kartkę do ręki, Lucyfer dał Jokeowi. Joke zaczął czytać.
-Wieczór kawalerski... - mruknął.
-Annie! Zabalujemy! Mój wieczór panieński nie ma prawa być nudny, a w końcu jesteśmy jedynymi dziewczynami z obozowiska.
-...A Nightrun? - spytałam.
Zapadła cisza. Joke na mnie spojrzał.
-Sądzę, że powinna cieszyć się razem z nami.
-Annie... - zaczął Joke - Nightrun nie może się tu zjawić. Nie zezwalam na to pod żadnym pozorem.
-Ty Joke zapewne przyjdziesz! Alkohol, wypad na miasto... Będzie zajebiście.
-...Postaram się zajść.
-Nie ,,postaram się", tylko idziesz! Nie opuścisz chyba tej zabawy! - mówiła oburzona Shiven.
-Alkohol mi nie w smak.
-Nie rób z siebie słabeusza! - zaczął Lucyfer - A co z winem? Czerwone pochłaniasz jak nikt!
Joke zniżył oczy.
-Inaczej rzeknę - spojrzał na niego - Nie piję wina odkąd jest z nami Annie. Nie mam zamiaru zajmować się popijaniem czerwieni, gdy wiem że mam lepsze rzeczy do robienia.
-Ale ty nudny... - westchnęłam, by go wkurzyć.
Spojrzał na mnie.
-Naprawdę nie robisz rzeczy, które lubisz, bo ,,Annie"? - mówiłam - Powinieneś choć na tę chwilę o mnie zapomnieć i świętować z Lucyferem ostatnie dni jego wolności - złożyłam ręcę.
Shiven na mnie spojrzała cichutko chichocząc.
-Nie mam zamiaru wracać do ciebie pod wpływem tej trutki.
-Czyli będziesz stał jak kołek, gdy chłopaki będą wariować?
-Owszem. Nie radość mi w planach.
Odwróciłam wzrok, po chwili spojrzałam na Shiven.
-Skoro ty nie, to ja się zabawię.
-Nie zezwalam. Masz 17 lat .
Wkurzyłam się.
-Mam cię dość! - opuściłam kuchnię.

24 część za nami ! ! !
Jak potoczy się kłótnia z Jokem?
Co zrobią Shiven i Lucyfer?
Jak potoczą się wieczory?

Czytaj dalej!

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz