Był zimny, nic zaskakującego. Nie mogłam się ruszyć. Trzymał mnie tak, jakbym wisiała nad przepaścią. Wtedy pierwszy raz poczułam na sobie jego oddech. Ciepłe powietrze, które uleciało spod jego maski, spoczęło na mym obojczyku. Przełknęłam ślinę. Byłam prawie że naga, on z resztą też. Uśmiechnęłam się lekko. Jeśli do rana tak zostaniemy, oskarżę go o pedofilię. Powstrzymałam się od śmiechu. Przynajmniej nie musiałam go rozbierać. Zadawałby mi pytania na przykładzie: ,,Dlaczego się czerwienisz?" . Ciekawe czy każdy mężczyzna posiadający moce jest tak wysportowany. Skoro nie, to tutaj dają niezły wycisk. Nie mogłam przez niego zasnąć. Nagle coś poczułam. Teraz objął mnie jeszcze nogą. Zaczęłam szybko oddychać.
-Mogłam zostać na tym głupim fotelu! - pomyślałam.
Joke zaczął coś mruczeć przez sen. Nie obchodziło mnie w sumie o czym on tam sobie śni. Marzyłam o tym by mnie puścił. Gdybyśmy byli ubrani, to by mi to aż tak nie wadziło, ale jesteśmy przecież w samej bieliźnie. Właśnie wyobraziłam sobie coś złego. Można to uznać za sprośne. Zacisnęłam powieki, by ten obraz zniknął mi sprzed oczu. Zauważyłam, że zimne ciało jakie się ze mną stykało, puściło mnie. Szybko odwróciłam się w tamtą stronę. Joke siedział na łóżku i patrzył przed siebie. Zaraz jego wzrok na mnie spoczął.
-Nie śpisz? - spytał rozkojarzony.
Milczałam, bo co miałam powiedzieć? Jego wzrok zszedł niżej, a dokładniej na moje piersi. Zboczeniec! Mówiłam, że pedofil! Natychmiast zakrył dłońmi oczy.
-Przepraszam... Właśnie spojrzałem na twe urodziwe piersi.
Spaliłam się wtedy ze wstydu. Odwróciłam się do niego plecami.
-Tylko za to przepraszasz? - mówiłam oburzona.
-A jest rzecz, za którą jeszcze nie przeprosiłem? - spytał.
Miałam już mu odpowiedzieć, ale zorientowałam się, że ten się nade mną nachyla trzymając dłoń na moim biodrze. Patrzył mi w oczy.
-Kleiłeś się do mnie przez sen! - wykrzyczałam odpychając go dłonią.
Wtedy poczułam jego doskonały brzuch. Odwróciłam się ponownie w jego stronę i zawstydzona dopiero po chwili zabrałam rękę.
-Wybacz mi. Przeważnie sypiam sam. Nie wiem skąd u mnie te skłonności.
-Nic się nie stało... - mówiłam przecierając oczy.
-Ledwo świta. Powinnaś wkroczyć jeszcze do krainy snów.
-A ty?
-Nie mogę.
-Dlaczego?
Spojrzał na mnie. Pierwszy raz, mimo że nosi maskę, ujrzałam w jego oczach coś czego wcześniej nie widziałam. Bynajmniej nie zauważyłam.
-Boję się - powiedział.
Patrzyłam na niego zdziwiona. Boi się spać? Co z nim?
-Dlaczego się boisz? - spytałam - Albo czego? - dodałam po chwili.
Patrzył mi w oczy.
-Gdy twe sny z dnia na dzień coraz bardziej przekraczają granice pomiędzy snami a koszmarami i są już wystarczająco daleko strach usnąć, a już tym bardziej nie wiadomo co gorsze. Obudzić się dysząc czy już nigdy się nie obudzić? - mówił jakby przygnębiony.
-Nie zawsze ma się koszmary. Przesadzasz.
-Ja mam zawsze, bez wględu na wszystko. Nocne mary wdzierają mi się do umysłu i przyczepiają tak, że nie da się ich wyzbyć.
Przemyślałam to co powiedział.
-Może to przez to, że czujesz się samotny?
-Skąd możesz wiedzieć jak się czuję? - odwrócił wzrok.
-Straciłeś rodziców. Odnalazłeś braci dopiero po jakimś czasie. Spacerujesz po lesie samotnie. Tak samo samotnie wyruszasz na wezwania. Mówiłeś mi, że nigdy nikt ci nie pomagał. Samotność to normalna rzecz z takim życiem.
-Mądrze mówisz.
-Tylko...Nie jesteś sam, tak? Jestem tu - położyłam dłoń na jego ramieniu.
Jego ciało zadrżało łagodnie zaraz po tym jak go dotknęłam ręką, którą po prawie minucie zabrałam. Za to moje ciało zadrżało wręcz panicznie po tym jak się na mnie rzucił. Przytulając mnie przybił mnie sobą do powierzchni łóżka.
-Joke! - krzyknęłam odruchowo.
Przytulał mnie w ciszy. Zimny i... smutny? Objełam go. Chciałabym go kiedyś zobaczyć z uśmiechem na twarzy, albo usłyszeć jego chichot. Nie wiem czy taki dzień nadejdzie, ale nie wolno tracić nadziei. Sądziłam, że ta czułość będzie krótka, ale trwała...właśnie ,,trwała". Dosyć długo trwała. Nie myślałam wtedy o tym jak jesteśmy ubrani, gdzie jesteśmy i o jakiej porze. Liczyło się dla mnie to, że właśnie takie chwile chcę pamiętać i chcę by takie zdażały się częściej. Spodziewałam się raczej tego co najgorsze po tym jak zawitałam do tego lasu, ale jak widać mój zmysł przewidywania nie działał prawidłowo. Nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam wciąż trwając w tej błogiej chwili.
Otworzyłam oczy, było rano. Słońce wisiało już wysoko. Było mi wygodnie tak jak leżałam, mogłabym nigdy nie wstawać. Dopiero wtedy odkryłam, że leżę na Jokeu i wtulam się w jego tors. Podniosłam głowę. Maskowe oczy spoglądały na mnie ze spokojem. Odskoczyłam od niego i usiadłam obok.
-Zboczeniec! - krzyknęłam.
Joke powolnie usiadł i przeczesał dłonią swoje czarne włosy.
-Przepraszam, ale czy mogłabyś powtórzyć? To była długa noc.
-Nie spałeś?
-Ani troszkę. Po tym jak zasnęłaś, puściłem twe delikatne ciało by położyć się obok. Zaczęłaś mnie papugować, bo wtedy to ty zaczęłaś się do mnie kleić.
-Co?! Kłamiesz! Ja taka nie jestem! - krzyczałam niedowierzając.
-Z mych ust nie wypływają kłamstwa - mruknął.
Odwróciłam wzrok. Joke już miał wstać z łóżka, ale na mnie spojrzał.
-Mogłabyś podejść do szafy i podać mi czarny szlafrok? Zapomniałem o swym bólu.
-Tak, jasne - wstałam i zrobiłam co mówił.
Ubrał go i zasiadł na krześle inwalidzkim, bo stało zaraz przy krawędzi łóżka. Postanowiłam się ubrać. Podeszłam do swoich ubrań z wczoraj, ale jego głos mi przeszkodził.
-Nie ubieraj ubrań z wczoraj. Przyniósłbym ci nowe gdyby nie to wszystko. Załóż na ten czas szlafrok. Mam ich dużo w szafie.
Poczułam się dziwnie, bo skanował mnie wzrokiem. Podeszłam ponownie do szafy. Ubrałam na siebie czerwony szlafrok, był trochę przyduży, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Joke mi się przyglądał.
-Czerwony to twój kolor. Pasuje do twojej cery.
Zarumieniłam się.
-Dziękuję.
-Czuję się lepiej. Mogę już poruszać się o własnych siłach.
-Jesteś pewny, że nie chcesz abym ci pomogła?
-Nie chcę cię przemęczać. Przy okazji... Musisz znów pożyczyć ubrania od Shiven. Następnie łazienka jest do twej dyspozycji. Nasze drogi splotą się przy śniadaniu - podjechał do drzwi i je otworzył - Mam parę spraw do załatwienia.
Zaraz po tym jak opuścił pokój usłyszałam podbiegającego Valentino.
-Joke! Musimy porozmawiać! Znalazłem coś okropnego!
-Co kryją twe słowa?
Dalszej rozmowy nie dosłyszałam, bo odeszli od drzwi. Ciekawe co się stało... Postanowiłam pójść do Shiven. Zapukałam, następnie weszłam.
-Hejka Annie! Co u ciebie? - przeskanowała mnie wzrokiem - Czekaj, czekaj...
Złapała mnie nagle za ramię i przyciągnęła do siebie.
-Czy ty i Joke...?
-Oszalałaś?! - wyrwałam się z uścisku - Skąd ci to przyszło do głowy?!
-Masz na sobie jego szlafrok.
-Przyszłam tu, byś pożyczyła mi jakieś ubrania. Nie mam nowych.
-A tak... Przecież Joke...Wybacz mi za te podejrzenia. Wiem jaki jest Joke i nie zdziwiłabym się gdyby zawrócił ci w głowie.
Podeszła do swojej szafy.
-Tak, spoko - odwróciłam wzrok.
Przypomniało mi się to co stało się w nocy. Poczerwieniałam. Miałam plan odsunąć się od Jokea, odpocząć, ale coś mi mówi, że mnie potrzebuje. Ten smutek w jego głosie... Coś jedynego w swoim rodzaju. O czym ja myślę? Głupia jestem. Po co mu potrzebna jakaś gówniara jak ja? Do pokoju wbiegł Lucyfer.
-Wiedziałem! Od początku!!! - krzyczał z uśmiechem.
Shiven wygrzebała się spod sterty ubrań.
-O co chodzi misiu?
Wskazał na mnie palcem.
-Zakochanie! Wyczuję to na kilometr! Nie musiałem ci nawet czytać w myślach!
-O czym ty mówisz! W nikim się nie zakochałam!
-Mówisz? Kto to? Valentino? Shadow? Pewny jestem, że to jednak Joke!
-Shiven, zrób coś! - krzyknęłam zestresowana.
-Przykro mi złotko. Lucyfer to ekspert. Zakochałaś się, nie zaprzeczysz.
-C-Co?! Dasz mi te ubrania?! Chcę stąd wyjść! Mam was dość.
Podała mi czerwone adidasy, czarne legginsy i czerwoną bluzę. Wyszłam stamtąd pośpiesznie. Byłam wkurzona. Nagle uderzyłam o coś łydką. Ogromny ból przeszedł przez moją nogę. Syknęłam chwytając się za miejsce uderzenia.
-Annie! Nic ci nie jest? Zbłądziłem w krainie myśli. Wybacz mi.
To był Joke. Zdążył się już ubrać. Musiałam przez przypadek w niego wejść, a dokładniej w jego krzesło. Trzymałam się cały czas za nogę.
-Pokaż proszę.
Kuśtykając do niego podeszłam i odsłoniłam nogę w jego stronę.
-Niestety powstanie siniak. Gdybym się tu nie zatrzymał pewnie by ci się nic nie stało.
Zabrałam nogę. Przyjrzałam mu się.
-I to w nim się ponoć zakochałam? - pomyślałam.
Zarumieniłam się.
-J-Ja już pójdę d-do łazienki - jąkałam się.
-Coś nie tak? Wyglądasz na zestresowaną.
-N-Nic - mówiłam czerwieniąc się.
Co sie ze mną dzieje do cholery?! Wychylił się i przyciągnął mnie za dłoń do siebie, siedziałam mu na kolanach. Wtedy to wyglądałam jak dorodny pomidor.
-Co ty ro-robisz?!
-Zawiozę nas na śniadanie. Dziwna jesteś.
Ruszyliśmy korytarzem.
Milczałam i starałam się nie utrzymywać kontaktu wzrokowego. Rzeczywiście dziwnie się czułam. Serce mi waliło. To wszystko przez tego głupiego Lucyfera! Namieszał mi w głowie!
-Cicha jesteś.
Nadal milczałam. Zatrzymaliśmy się. Chwycił mnie delikatnie za brodę i odwrócił moją twarz ku swojej. Spojrzał mi w oczy. Wykrzywiłam swoją czerwoną twarz.
-Ty się...czerwienisz...
-T-To nie tak! Ja-
Przyłożył palec wskazujący do mych warg na znak bym była cicho.
-Uroczo wyglądasz, wręcz bije od ciebie słodyczą.
Zamurowało mnie. Czerwień z policzków nie znikała. Czułam, że zaraz serce wyskoczy mi z piersi. Co mi się dzieje?! Mam tego serdecznie dość!
-Annie. Martwię się, powiedz coś.
Wstałam prędko z jego kolan i wręcz popędziłam do kuchni. Odłożyłam ubrania na fotel w kącie i zasiadłam przy stole. Oparłam się o powierzchnię stołu łokciami i zakryłam dłońmi twarz. Nigdy nie miałam aż tak dużego napływu emocji jak przed chwilą.
-Coś się stało Annie? - Lucyfer usiadł obok.
-Coś ty mi zrobił? - spytałam zdenerwowana odsłaniając twarz.
-Nic nie zrobiłem. Powiedziałem ci tylko o tym co wyczułem. Nie powstrzymasz tego. To jest miłość - tłumaczył na spokojnie.
-Przez ciebie nie mogę normalnie rozmawiać z Jokem! - krzyczałam.
-Czyli to on? Wiedziałem - uśmiechnął się mile.
Shiven usiadła obok niego.
-Joke? Ha! Nic pewniejszego!
-Nie! Nie ma mowy!
Shiven uderzyła dłonią o stół.
-Złotko - mówiła z niewiarygodną powagą - Joke to nie byle kto. Nie dokuczalibyśmy wam bez powodu. To WIDAĆ. Myślisz, że uratował cię ze względu na to, że Whisper cię tu przyprowadził, czy ze względu na to że masz ładną buźkę? Można wymieniać ile się chce, ale kto jak nie my dostrzeże że mu błyszczą oczy na samo wspomnienie twojego imienia. To już nie miłość. To obłęd.
-Wie co mówi - dodał Lucyfer.
Szeroko otworzyłam oczy. Więc to dlatego mnie uratował? Bo mu się podobam? Bo sobie zaplanował ze mną przyszłość?! Łzy mi napłynęły do oczu.
-Więc...Od początku było ustalone, że skończę jako jego dziewczyna?...
-Nie no Annie, nie płacz. Nic nie było ustalone. Po prostu się zakochał od pierwszego wejrzenia. Zdarza się, naprawdę. Słyszałam, że jak się to odwzajemni to można stworzyć coś pięknego.
-Nic nie zamierzam odwzajemniać...On nie jest w moim typie - mruknęłam zmęczona i zdenerwowana tym wszystkim.
-Złamie mu serce, no, złamie mu je.
-Shiven... Nie zmuszaj innych do kochania.
Spojrzałam na niego z nadzieją.
-To przyjdzie po czasie. Będzie jej mokro na sam jego widok.
-Idiota!
Joke wjechał do kuchni.
-Widzieliście-
Skierował na mnie wzrok. Znów się zaczyna, te emocje... Jak miałabym kochać kogoś, gdy nawet nie wiem jaką ma twarz i kim dokładnie jest? To ucieka od sensu.
-Tutaj jesteś - podjechał do stołu, siedział na przeciwko mnie - Co się dzieje? Ucieczką zafundowałaś mi wielkie zmartwienia.
-Ja wiem czym to jest spowodowane - zaczął Lucyfer.
-Hm? - mruknął ciekawy Joke.
Lucyferze. Obiecuję ci, że jak tylko powiesz coś na temat, który ciągniemy od dłuższej chwili to możesz szykować sobie testament.
-To na pewno zauroczenie w kimś z obozowiska. Jak widzę zachowuje się tak tylko przy tobie, więc wynik jest jasny. Wasza miłość pachnie jak maliny.
Shiven zachichotała. Joke dziwnie zamilkł. Źle się czułam w takiej atmosferze. Jak Lucyfer mógł?! Głupek! Wstałam z miejsca.
-Annie. Zaraz śniadanie. Nie wypa-
-Mam to gdzieś! - przerwałam Jokeowi - Nie tylko to mam gdzieś! Wszyscy jesteście nienormalni! - wybiegłam z kuchni zabierając ubrania z sobą.
Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Kompletni debile. Przebrałam się i zrobiłam parę rzeczy koło siebie w łazience, następnie wyszłam. Postanowiłam od tego wszystkiego odpocząć, posiedzieć samej. Zasiadłam na ławce przy fontannie. Wypuściłam z żalem powietrze wpatrując się w wylatującą z kamiennej figury wodę. Usłyszałam coś przerażającego. Krzyk, wrzask dziecka, małej dziewczynki. Dobiegał z lewej strony. Coś się działo w lesie. Wstałam ogłuszona odgłosem. Chciałam sprawdzić co się stało, i tak nie miałam nic do stracenia. Zaczęłam biec. Wybiegłam za bramę obozowiska. Coś mnie jednak zatrzymało. Moja kostka utknęła w... powietrzu?! To musi być jakieś pole siłowe. Usłyszałam po chwili komunikat: ,,Czarny Las, stopień ,,Z" ". Nie mam pojęcia co to oznaczało, ale przy użyciu siły udało mi się wydostać. Kolejny wrzask przebił się echem pomiędzy drzewami. Pobiegłam w jego kierunku. Gdy byłam na miejscu skryłam się za drzewem. Wychyliłam się zza niego i zauważyłam, że jestem blisko zielonych barierek otaczających las. Jednak nie to zmroziło mi krew w żyłach.16 część za nami!
Co zdarzyło się w lesie?
Czy Annie poczuła miętę?
Dlaczego Whisper nie pojawił się na śniadaniu?
Czytajcie dalej! ^^
CZYTASZ
Czarny Las - ,,Też cię kocham''
FantasyCzarny Las. Miejsce spowite chłodem i mgłą. Plotki mówią o częstych zaginięciach młodych kobiet w tym mrocznym miejscu. Jednak czy wszystko wskazuje na pedofili, czy porywaczy? Każdy stara się unikać wzroku czegoś co się tam kryje, za drzewami, za...