Mellanie i Victor. Stali tam i się we mnie wgapiali. Cofnęłam się o parę kroków. Podbiegli do mnie, zastygłam.
-Annie! - krzyczała Mell - Nic ci nie jest! - uśmiechała się - Chodź! Zabierzemy cię stąd!
-Dlaczego przede mną uciekłaś? - spytał Victor.
Milczałam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Co oni tu robią? Muszą uciekać, bo stanie się im krzywda.
-Idźcie stąd - mruknęłam - Póki macie szansę.
-Bez ciebie nigdzie nie idziemy! - krzyknęła Mell.
-Cicho, proszę. Idźcie stąd - mówiłam oglądając się za sobą czy nikt nie idzie.
Victor złapał mnie za dłonie.
-Chodź z nami Annie. Nie bój się. Obronię cię.
-Coś ciężko mi w to uwierzyć - pomyślałam.
Postanowiłam ich jakoś wystraszyć.
-Oni tu mordują i gwałcą. Uciekajcie póki możecie. Nie chcę byście ginęli.
-Nie zostawię cię tu! - krzyczała Mell.
Victor mnie delikatnie pocałował, a potem spojrzał w oczy.
-Nie przestraszysz mnie. Chodź z nami.
Usłyszałam uderzenia o drzwi. Puściłam go i się odwróciłam. Uderzenia dobiegały z pokoju Jokea. Zmartwiłam się. Zaraz po tym usłyszałam śmiech. Ten wredny, a zarazem uroczy śmiech Valentino. Ukazał się on w przejściu. Victor przyciągnął mnie do siebie i stanął przede mną wyciągając nóż z kieszeni. Mellanie chwyciła mnie za rękę.
-On ma rogi! - wystraszyła się Mell.
-Ta. Ładne, co? - uśmiechnął się Val.
Był ubrany w biały garnitur. Dlaczego? Kto wie...
-Mam nóż! - krzyknął Victor z drgającymi dłońmi wymierzającymi ostrze w stronę różowowłosego wampira - Nie zawaham się go użyć!
Val złożył ręce.
-Wiesz. Ja mam dużo rzeczy. Converse-y, komputer, fortepian, pilot od telewizora, pościelone łóżko w pokoju, ostre w cholerę kły, pusty żołądek, przyjaciółkę; którą niepotrzebnie bronisz... Aha! I snickersa w kieszeni!
-Kim jesteś?! - krzyczał Victor.
-Kurczę, stary. Nie czaisz? Stoję dwa metry od ciebie, a ty drzesz japę. Mogę ci przynieść pilota, to się trochę ściszysz, ale... Wiesz co? Mam lepszy pomysł - ruszył w jego stronę.
Victor odruchowo wbił nóż w serce Vala. Val jęknął z bólu. Czekaj... Z bólu? Nie sądzę. Klęknął trzymając za nóż.
-Zabiłeś mnie - powiedział ledwo - Moje serce... - po czym zasnął.
-Chodu! - krzyknął Victor pociągając mnie w stronę bramy, Mell biegła z nami. Zatrzymał nas głos Vala.
-Ej! Ej, ej, ej! - krzyczał za nami idąc powoli w naszą stronę - A kto mi za garniak zapłaci? - uśmiechał się - Jest brudny z krwi...
-...Co? - przeraził się Victor razem z Mellanie.
Jakoś nie potrafiłam ukryć uśmiechu. Valentino jest po prostu bajeczny. Idąc wyrwał z piersi nóż z bruzgą krwi uderzejącą o ziemię. Przekręcił nóż w dłoni, uniósł rękę w górę. Zamarłam, on go zabije. Nagle się zatrzymał, źrenice mu się pomniejszyły.
-Val? - zmartwiłam się.
Mellanie na mnie dziwnie spojrzała, Victor kulił się ze strachu z zamkniętymi oczami.
-Annie. Szybko. Do mnie - mówił ze strachem Val.
Zdziwiłam się i do niego powoli podeszłam. Przyciągnął mnie prędko, nóż wbił w ziemię i schowaliśmy sięvza fontanną, kucaliśmy.
-Co się dzieje? - pytałam wystraszona.
-Cicho - mruknął - Nie wstawaj, ani nic - szeptał zaglądając co chwilę znad fontanny.
-Val. O co chodzi?
-Cholera - skulił się - Chowaj się i nie waż ruszyć - objął mnie ramieniem.
Milczałam, bałam się. Usłyszałam rozpadające się drzwi. Joke? Czy to on? Z ziemi wyrosły gdzieniegdzie czarne metrowe ciernie. To on, na 100%. W powietrzu zawisł czarny pył, nie przeszkadzał na szczęście w oddychaniu. Usłyszałam wrzask Mellanie. Poczułam specyficzny chłód, co oznaczało albo to, że zapora przestaje działać, albo to, że Mefistofeles się przebudził. On zrobi im krzywdę. Nie pozwolę. Wyrwałam się od Vala.
-Annie! - krzyknął szeptem.
Zobaczyłam coś strasznego. Joke w czarnym długim płaszczu, czarnych skórzanych rękawicach, biła od niego mroczna aura, na twarzy miał maskę, skóra blada jak trup, z każdego śladu jaki zostawiał wyrastały ciernie. Szedł wyprostowany z elegancją w stronę moich przyjaciół. Zastygłam w miejscu. Nie zwracał na mnie uwagi, złapał Victora za szyję. Podduszony wierzgał nogami. Joke rzucił nim z ogromną siłą w ceglasty mur. Victor wrzasnął, złamał rękę, widziałam jego kość. Mellanie kucnęła i się skuliła, była przerażona. Spojrzałam na Victora. Przypomniało mi się moje porwanie, Whisper rzucił mną tak samo. Coś we mnie pękło. Stanęłam przed Mellanie.
-Zostaw ich! - wydarłam się.
Zapominam całkowicie o swojej mocy podczas takich sytuacji, nie myślę wtedy ani trochę. Rządzi mną strach. Patrzyłam na niego drżąc. Był straszny. Uderzył mnie pięścią w brzuch, osunęłam się z bólu na ziemię. Podniósł mnie za ubrania do góry i kopnął ponownie w brzuch. Nie mogłam złapać przez chwilę oddechu.
-Joke - mówiłam cierpiąc z bólu - Wacz z...nim...
Rzucił mnie na ziemię. Ruszył na Mellanie. Nagle wybiegł Val, wziął ją w biegu na ręce i uciekł na drugi koniec obozu. Odstawił ją na ziemię i stanął przed nią, by ją chronić. Zdziwił mnie. Mellanie płakała ze strachu.
-Nie tkniesz jej - warknął Val.
-On cię zabije - mówiła płacząc.
-Oj gdyby się dało - zaśmiał się.
Mellanie patrzyła na niego dziwnie, nigdy nie widziałam u niej takiego wzroku. Joke mnie podniósł i przywarł ciałem do muru. Złapał mnie za brodę. Ciernie zaczęły obrastać mi nogi, bolało okrutnie, kolce wbijały mi się w skórę, którą następnie rozdzierały. Syczałam z bólu. Joke chwycił się za maskę, miał zamiar ją zdjąć.
-Victor... zamknij oczy... - mówiłam ledwo.
Val zasłonił Mellanie oczy. Victor się mnie posłuchał. Joke ściągnął maskę. Jego czarne ślepia aż błyszczały, tak jak i czarna maź wypływająca z jego oczodołów. Patrzyłam mu w oczy ze strachem.
-Pamiętasz... Pamiętasz jak prawie się z tobą zabawiłem? - pytał morderczym i potwornym głosem - Dałem ci wystarczająco dużo forów. Za dużo.
-I co? - odwróciłam głowę - Zgwałcisz mnie, bo masz taki kaprys? Zajebisty z ciebie demon.
Ciernie błyskawicznie doszły mi do żeber, jęknęłam z bólu.
-Brzydzę się tobą. Jednak inne demony przystaną na twe ciało. Inkuby interesują się tobą od paru dni.
Milczałam. Bałam się.
-Wybieraj. Albo przez wieczność będziesz w inkubskim królestwie, albo staniesz się królową piekła, zabawką Mefistofelesa.
Spojrzałam na niego.
-Wolę Jokea - pocałowałam go.
Znów liczyłam, że to coś da. Przestałam.
-Wybierasz mnie? - spytał demon, który nadal przejmował nad nim kontrolę.
Jego szyję przebiła kula. Spojrzałam w prawo. Val trzymał w dłoni pistolet, miał zmarszczone brwi. Joke upadł na ziemię.
-Ten demon nie ma jak się wyleczyć! - krzyczał Val - Musi dać Jokeowi wrócić, bo inaczej oboje zginą.
Joke leżał nieprzytomny, kucnęłam przy nim. Victor posykiwał obok z bólu. Nagle Joke otworzył zielone oczy, rana się zrosła. Spojrzał na mnie.
-Annie... - pogładził mnie po policzku.
Założyłam mu na twarz maskę i wstałam.
-Val... Wyprowadź ich stąd...
-Nie mogę. Wiedzą jak wrócić.
Joke wstał.
-Ludzie... Dlaczego? - spojrzał na mnie.
-To mój były i przyjaciółka.
-... Były? - zdziwił się Victor otwierając oczy - Uciekaj Annie! Przecież to potwory! Twoja babcia za tobą tęskni! Kocham cię.
Patrzyłam na niego.
-Nie, Victor. Tu jest mój dom i moja rodzina. Jest tu facet mojego życia i go kocham. Stoi tu przy mnie i mimo, że czasem się go boję to... - spojrzałam na Jokea - Kocham go pomimo wszystkiego i chcę w przyszłości być jego żoną.
-Chwalebne słowa Annie - powiedział - Rozgrzały zmarznięte serce, jednakże twoi przyjaciele muszą odejść i mają obowiązek. stracić pamięć o tym co dziś zaszło.
-Dopiero co cię odnalazłem i już chcesz się mnie pozbyć? Dlaczego Annie?
-Joke... Zrób to już... - odwróciłam wzrok.
Joke przeteleportował Victora.
-Już? - rozejrzałam się - Tak szybko?
-Zmazanie pamięci z jednego dnia nie jest trudem. Pora na twoją przyjaciółkę.
Spojrzałam na Mellanie. Ona... próbowała pocałować Vala? On zdawał się nie być tym zadowolony. Joke nie zwlekał i ją również przeteleportował. Val odetchnął.
-Dzięki - odparł.
Joke złapał mnie za ręce.
-Pragnę cię ucałować, aczkolwiek wyczuwam twą niechęć.
-Niechęć? - zdziwiłam się i ściągnęłam mu maskę - Mylisz się. Tęsknię za tobą.
-Mówi prawdę! - krzyknął Val znikający za rogiem korytarzy.
-Tylko... Chcę coś wiedzieć...
-Natalie nie jest mi bliska, nie darzę jej uczuciem.
-Lethal mi wszystko o was powiedział. Chcę tylko wiedzieć czy na pewno nic do niej nie czujesz. Wszystko to puste słowa, a ty jesteś dość tajemniczy.
Joke nas przeteleportował do jego pokoju, usiadł na łóżku.
-Jestem zdolny do wszelakiej rzeczy jaką mi rozkażesz. Pragnę dowieść mej miłości wobec ciebie i udowodnić, iż Natalie trwa w mej przeszłości. Odłożyłam maskę na komodę.
-Wszystkiego? - spytałam siadając na jego nogach odwrócona w jego stronę, owinęłam ręce wokól jego szyi.
-Co chodzi po twym umyśle? - spytał.
-Nie chcę cię zmuszać do udowadniania mi, że mnie kochasz. Wierzę ci Joke - mówiłam.
-Wiem o twym sekrecie związanym z Vincentem.
Zatkało mnie wtedy. Skąd?
-Ciekawość wyniszczała mnie od środka. Było mi tak chłodno bez ciebie. Mróz obrastał me ciało. Zasiadłem w twym cieniu. Trafiłem jednakże na czas, na który wolałbym nie być z tobą. Wolałbym wymazać swe wspomnienia z tej chwili.
-Joke... - wstałam z niego - Ja już pójdę.
Wstał i mnie przytulił.
-Nie żywię złości. Zrównoważyliśmy wszystko. Uznam to za zemstę za Nightrun.
-Ja się nie mszczę Joke. To nie w moim stylu.
-Uwiódł cię mój młodszy brat. Wasz wiek jest wręcz ten sam. Nie dziwne, iż dogadujesz się z nim lepiej niż z mą osobą.
-Joke. Kocham cię i nigdy sobie ciebie nie odpuszczę, bo z kimś mam kontakt - spojrzałam mu w oczy - Nie patrz na mnie jak na puszczalską.
Przyglądał się mi spokojnie. Poruszył delikatnie kącikami ust, jakby chciał się uśmiechnąć. Łzy mi napłynęły.
-Joke... Naprawdę cię kocham. Bardzo. Kocham cię jak nikogo. Bardziej niż każdego. Na nikim innym mi aż tak nie zależy. Nie potrafię odpędzić od siebie chłopaków. Przepraszam...
-Masz w sobie urok, przeciwko któremu walka jest niemożliwa, Annie. Jestem zawsze godny ci wybaczyć, aczkolwiek Valentino jest jedynym wyjątkiem jaki sprawię.
-Tu już nie chodzi mi o niego! - wyrwałam się z jego uścisku - Nigdy nie zostawiaj mnie samej, bo każdy się na mnie czai.
-Podczas mej nieobecności podczas zabawy po weselu poddam cię opiece Shiven. Nie martw się.
-Wielkie pocieszenie...
Pogładził mnie po policzku.
-Nie mogę odstąpić od wizyty w radzie. Jest to bardzo ważne.
-Przecież wiem - westchnęłam - Boję się. Dlaczego praktycznie każdy chłopak jakiego poznałam w tym lesie od razu sie we mnie zakochuje? Co ja w sobie takiego mam?
Pocałował mnie w policzek.
-Duma mnie rozpiera, iż pomimo grona zalotników postanowiłaś wybrać mnie.
-Może i nie mamy wielu wspólnych tematów, zainteresowań czy przeżyć, różnimy się w niemal 100% charakterem - spojrzałam mu w oczy - Kocham cię Joke, bo... bo...
-Annie. Rozumiem twe uczucia bez zbędnych słów. Kocham cię całym mym stwardniałym i mroźnym sercem.
-Stwardniałym i mroźnym? Nie mów tak. Jesteś kochany, uroczy, troskliwy, kulturalny, serdeczny...
-Twe oczy dostrzegają jedynie me dobre cechy. Wyznaj mi me złe, abym mógł je naprawić.
-Złe? -skrępowałam się delikatnie, nie chcę go urazić - Jesteś... zazdrosny... Mówisz dość skomplikowanie... Czasem twoja niewiedza w kwestii ludzi mnie irytuje, ale minimalnie...
-Dziękuję ci za te słowa.
-Ale Joke... Proszę, nie zmieniaj nic. Wady też kształtują człowieka, a akurat twoje są dla mnie piękne. Kocham cię takiego jakim jesteś.
-Jestem też okrutnie skryty, pozwoliłaś mi się na tym poznać.
Przytuliłam go.
-Zmieńmy temat. Błagam.
-Iż tego chcesz.
-Obiecałeś mi wszystko wytłumaczyć.
-Pamiętam o tym fakcie. Pozwolisz mi jednak zebrać myśli? Opowiedz mi o tym co napotkały twe uszy u Lethala.
Tracę już przez niego cierpliwość. Cały czas ucieka od mówienia o sobie. Nie ufa mi? Cały czas uciekam... W sumie gdybym nie miała powodu, to bym nie uciekała. Sama potrzebuję zebrać myśli...
-Mówił mi o tobie i Nightrun... Wszystko mi powiedział...
Joke spojrzał na mnie wzrokiem, którego jeszcze nigdy u niego nie widziałam. Widziałam w jego oczach i smutek, i zakłopotanie, może nawet złość. Zieleń w jego oczach mnie przeszyła. Westchnął cichutko.
-Natalie i ja byliśmy w związku. Kochałem ją, jak i mocniej teraz kocham ciebie - przewróciłam oczami - Pragnę byś już nie czuła się źle myśląc, że cię zdradzam. Nigdy bym nie zostawił dla kogoś twej osoby. Natalie chciała mnie siłą zmusić do współżycia. Zgodziłbym się, jednakże mam zasady i nie mam zamiarów ich łamać. Nasze drogi się rozeszły gdy tylko ma osoba dowiedziała się o tym, iż William również ją darzy uczuciem. Przybyła tu i użyła mocy bym nie mógł reagować póki nasze oczy łączą się drogą wzroku.
-Co robi jej moc?
Otarł wierzchem dłoni mój policzek.
-Śnisz nieśpiąc. Śniłem o tobie. Gdy do mych uszu dotarł twój głos, odkryłem oszustwo, które się na mnie osadziło niczym kurz.
-Joke... Jack, dlaczego zawsze widzę wszystko od złej strony, zamiast poczekać i wysłuchać?
Leciutko otworzył usta i przymrużył oczy.
-Dostrzegasz to co najgorsze, a świadczy to o twym pesymiźmie i ciężkiej przeszłości z ludzkiego życia. Straciłaś rodziców, jak i ja. Zazdrość mnie jednak sięga, gdy widzę że nadal potrafisz być szczęśliwa. Sięga mnie też ciepło, bo twój uśmiech mnie rozgrzewa.
-Jack, to ty powinieneś być szczęśliwy. Uratowales braci. Ty.... jeszcze ci ta bestia zakazuje emocji..... Tak mi przykro z tego powodu.
-Czemuż to nazywasz mnie Jackiem?
-Bo nie jesteś pieprzonym żartem. Jesteś wspaniałym facetem, moim facetem.
Nagle Joke podwinął moją koszulkę.Hohohoho
To chyba była najdłuższa przerwa
Wiele się zmieniło i działo
Widzimy się w następnej części
Baju.
CZYTASZ
Czarny Las - ,,Też cię kocham''
FantasíaCzarny Las. Miejsce spowite chłodem i mgłą. Plotki mówią o częstych zaginięciach młodych kobiet w tym mrocznym miejscu. Jednak czy wszystko wskazuje na pedofili, czy porywaczy? Każdy stara się unikać wzroku czegoś co się tam kryje, za drzewami, za...