Wydarłam się z całych sił i zaczęłam znów biec.
-ZOSTAW MNIE! BŁAGAM! - krzyczałam uciekając od czegoś od czego nie da się uciec.
Potknęłam się. Cofałam się przed rosnącym cieniem.
-Zostaw mnie! ZOSTAW JOKEA! CZEGO CHCESZ?! - skuliłam się i zamknęłam oczy płacząc.
Poczułam uderzenie w kark, po tym leżałam na ziemi. Stał z tymi szkarłatnymi oczami. Już miał coś powiedzieć, ale Valentino ze ślizgiem wpadł do nas i stanął przede mną.
-Zostaw ją! - był wkurzony.
Oczy Jokea zmieniły się na zielone. Czyżby wrócił? Upadł na kolana dysząc. Zapłakałam.
-Joke...
Valentino nie tracił czujności. Usiadłam na ziemi, patrzyłam na Jokea. Wstał w końcu, spojrzał na mnie.
-Annie... Valentino... Wybaczcie mi...mą niesubordynację... Przepraszam...
Joke...To był on. Wstałam. Już miałam do niego podbiec, ale Val mnie zatrzymał.
-Val! - warknęłam.
Wpatrywał się w Jokea podejrzliwie.
-Bracie... To ja - rzekł Joke.
Odepchnęłam Vala i podbiegłam do Jokea. Przytuliłam go mocno, byłam szczęśliwa.
-Joke... - mruknęłam.
-Ty nigdy nie mówisz do mnie ,,bracie", ani nawet ,,Valentino". Do Shadowa też tak nie mówisz... Annie - mruknął.
Racja... Nie zauważyłam tego. Puściłam Jokea, a ten trzymał mnie mocno. Valentino próbował mi pomóc, ale został odrzucony przez niewidzialne siły.
-Puszczaj! - krzyczałam.
Z jego pleców wyrosły skrzydła, takie jak z rytuału. Wzbił się ze mną w powietrze, bardzo wysoko. Bałam się. Skoro to miał być mój koniec, to cieszyło mnie to, że jestem przy nim. Wypuścił mnie w końcu. Lecąc w dół spowolniłam czas i przesłałam mu w myślach słowa.
-Joke... Kocham cię... Pamiętaj o tym... - po czym unormowałam czas.
Łzy leciały do góry, płakałam spadając. Poczułam nagle ostry powiew powietrza na twarzy. Otworzyłam delikatnie oczy będąc na skraju śmierci. Leciał do mnie. Męczy mnie ta zabawa. Nie jestem rzeczą.
Moje włosy stykały się z ziemią, z którą się o dziwo nie zderzyłam. Otworzyłam przerażona oczy. Ujrzałam zieleń, która była żywsza niż ta, którą widziałam przed wzbiciem się w niebo. Joke. Czy to on, czy kolejna iluzja?
-Ró-Różo... - klęknął ze mną na rękach, skrzydła zniknęły.
-Ty skurwielu! Zostaw ją! - wydarł się Val biegnący w naszą stronę.
-Poczekaj - rzekł do niego Joke i odłożył mnie na bok, stanął przed Valem - Vincencie... Ukarz mnie za me grzechy wobec miłości, rodziny i przyjaźni. Ukarz mnie za okrucieństwo.
Valentino starał się zachować poważną minę, ale zaraz się rozpłakał i oparł czołem o jego tors.
-Rodziny... się nie karze... - mruczał z płaczem Val - Rodzinie... się wybacza... Jeśli jednak mnie teraz okłamujesz... to cię zajebię.
-Kłamstw nie usłyszysz z mych ust - poklepał go delikatnie po plecach.
Wstałam ku braku sił. Fizycznie i psychicznie byłam poturbowana. Valentino odsunął się od Jokea przecierając oczy. Joke na mnie spojrzał, zaraz odwróciłam speszona wzrok. Podszedł do mnie i klęknął przede mną.
-Nienawidź mą duszę - rzekł - Połam me serce. Skrzywdź mnie, taki nakaz otrzymujesz. Doprowadziłbym do twego zgonu. Nie jestem godzien na miano kogokolwiek. Na miano kogokolwiek oprócz potwora.
Rozpłakałam się.
-Kocham cię. Bardzo cię kocham. Ale też się cholernie boję! Nie boję się jednak ciebie! Bardziej O ciebie! Dlaczego nic mi nie mówiłeś o tym pieprzonym demonie?! - krzyczałam.
-Więc twa wiedza się pogłębiła - wstał ze zniżoną głową.
-Nie pozwolę ci na więcej tajemnic!
-Odejdę. Nie chcę cię ranić.
-Jezu - jęknął Val i do nas podszedł, przysunął nas do siebie - Pocałujcie się już, bo przeciągacie.
-Val... Nie wygłupiaj się... - mruknęłam.
Joke milczał.
-I co? Będziecie się kłócić? Już wolę patrzeć jak się całujecie. Nie stęskniliście się za sobą?
Joke chwycił mnie za brodę.
-Hm? - spojrzałam mu w oczy.
-Niewybaczalne czyny poczyniłem.
-Wybaczam ci, jasne?
-Wybaczasz mi takie zło? Wybaczasz mi mą niemądrą tajemniczość?
Valentino ma rację. Znowu.
Przyciągnęłam Jokea za kołnierz i pocałowałam.
Poczułam się jak w niebie.
-Wzruszające, ale już możecie kończyć - mówił Val.
Nie przestawałam, Joke mnie objął.
-No ej - mruknął Val.
Nadal. Trwaliśmy w chwili. Valentino się zaśmiał.
-Widzimy się w centrum. Elo - ruszył do sklepów.
Przestałam, patrzyłam Jokeowi w oczy.
-Obiecałeś mi kupić suknię, pamiętasz?
-Najpiękniejszą - odpowiedział.
Uśmiechnęłam się. Zauważył ranę, ugryzienie Vala.
-Cóż to? - oburzył się.
-Nie wściekaj się. Gdyby Val mnie nie ugryzł, nie mógłby mnie wyleczyć.
-Dlaczego ta rana się nie zgoiła? - zainteresował się.
-Nie mam pojęcia, Val też nie.
Joke użył swych mocy. Chwyciłam się na ramię, tam gdzie jeszcze przed chwilą było ugryzienie. Nie było go.
-Ale...jak? - spytałam.
-To był inny rodzaj magii. Poziom wyższy niż samego Boga.
-Joke... Zanim pójdziemy... Dlaczego... Dlaczego ten demon cię opanował?
-Nieistotne.
-Joke! - wkurzyłam się.
-Opowiem ci o tym w drodze powrotnej. Pragnę pozbierać myśli - pogładził mnie po policzku.
-No dobrze. Tylko obiecaj, że mnie nie będziesz już okłamywał.
-Oczywiście, aczkolwiek nie kłamałem, broniłem sekretów.
Złapałam go za rękę.
-To naprawdę ty, prawda? - spytałam niepewnie.
-Nie ufasz mi?
-Po tym wszystkim...
-A więc sprawię jeszcze do końca dzisiejszej nocy, że we mnie uwierzysz.
To zabrzmiało troszkę sprośnie. Co on planował? Herbatę o północy? Im więcej o tym myślę, tym bardziej zboczone rzeczy przechodzą mi przez umysł.
-Zgoda.
Spotkaliśmy się z Valem w centrum. Ruszyliśmy do chyba najdroższego ze sklepów w galerii. Gdy zobaczyłam te wszystkie suknie, poczułam się jak kaiężniczka.
-Łał... -przyglądałam się sukniom.
Joke schylił się ku mnie i zbliżył usta do ucha.
-Któraś ci wpadła w oko?
-Wszystkie są piękne - westchnęłam.
-Wybierz dwie, ja również coś dla ciebie znajdę. Będę czekał z Vincentem przy przymierzalni.
Chłopaki poszli przeglądać suknie. Miałam dylemat. Wzięłam dwie czarne koronkowe. Jedna była do kolan, a druga długa i przygległa z wycięciem na plecach. Ruszyłam do przymierzalni. Zdziwiłam się, że nie byłam pierwsza, stali i czekali.
-Wy już?
-Zaplanowałem przed wyjazdem, które suknie ci ukażę.
-Uroczy jesteś - uśmiechnęłam się.
Ubrałam pierwszą z nich w przymierzalni. Pokazałam się im.
-I? - spytałam lekko skrępowana.
-Ładnie wyglądasz - odparł Joke.
Valentino milczał przyglądając mi się.
-Przymierzę następną.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Znów im się pokazałam.
-Uwydatnia twe piękno - mówil Joke.
Valentino wciąż milczał, złożył tylko ręce.
Wróciłam do przymierzalni. Usłyszałam, podczas gdy ściągałam sukienkę, że Valentino się odezwał.
-Jak znów wyjdzie, to znów walniesz że jej ładnie? - mówił zmęczony Val.
-Co masz na myśli? - spytał Joke - Pięknie jej we wszystkim.
-Tak? - spytał Val.
Czułam, że coś planuje. Byłam w samej bieliźnie, sięgałam po kolejną suknię.
-Owszem. Nie pokładasz wiary w me słowa? - spytał.
Nagle usłyszałam jak jeden z nich się potyka, najwyraźniej któryś drugiego popchnął. Nie spodziewałam się tylko, że Joke wpadnie do przymierzalni prosto na mnie i przybije mnie do lustra. Milczałam cała czerwona. Opierał się rękoma o lustro, zauważyłam gdzie spogląda. CZY MOJE PIERSI SĄ AŻ TAK INTERESUJĄCE?! Joke się odsunął, nie wyszedł z przymierzalni. Zakrył oczy dłonią.
-Proszę o wybaczenie, aczkolwiek mój brat nie toleruje twej prywatności.
-W sumie... Dobrze, że przyszedłeś - zaczęłam ubierać kremową, koronkową, krótką sukienkę - Pomożesz mi ją zapiąć.
Wsłuchując się w jego milczenie, ubrałam ją i przełożyłam włosy do przodu.
-Joke? - zawołałam go jakby.
Przybliżył się i powoli przesunął zamek do góry. Przytulił mnie następnie od tyłu. Spojrzałam na niego w lustrzanym odbiciu. Zamknął oczy opierając się o moją głowę.
-Coś się stało?
-Źle mi z tym co żem narobił. Martwię się - mówił z nadal zamkniętymi oczami.
Joke pierwszy raz powiedział mi coś tak bardzo...szczerego.
-Joke - posmutniałam - Czym się tak martwisz?
-Że skrzywdzę twą osobę tak mocno - mruczał mi prosto do ucha.
-Pomogę ci jak tylko mogę, aby ten cały demon odszedł.
-Annie... - mruknął.
-Nie pozwolę na to, by robił z ciebie bestie.
-Annie! - krzyknął otwierając oczy.
Ucichłam.
-Tego... Nie ma sposobu, by mi pomóc. Twym zadaniem jest przyjęcie do wiadomości, że do końca życia będę dźwigał na barkach te piętno.
-Ja sądzę, że trzeba coś z tym zrobić. Masz to od urodzenia? - udawałam, że nie wiem.
-Otóż nie... Ta historia ma głębokie dno.
-Opowiedz - odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.
-Annie... - mruknął wpatrując się we mnie.
-Opowiedz mi - położyłam dłoń na jego klatce piersiowej - Chcę wiedzieć, Joke.
-Opowiem ci, jeżeli obiecasz sen w mym pokoju. Po powrocie, właśnie tam przyrzekam ci powiedzieć, jak życie potrafi przemienić się w jeden z najgorszych koszmarów.
-Aż tak źle miałeś, że chcesz to przełożyć?
-Teraz masz znaleść twą idealną suknię.
-A co myślisz o tej co mam na sobi? - odsunęłam się od niego i obkręciłam, by mu się pokazać.
-Jak znów powiesz, że jej ładnie to cię zabiję! - krzyczał Val stojący pod przy zasłonie.
-Joke - spoważniałam - Mów szczerze.
-Według mnie, powinnaś przymierzyć coś o kolorze szkarłatu. Czerwień do pasuje do twej twarzy.
-To znajdź mi coś - zaśmiałam się.
Joke wyszedł i razem z Valem poszli coś dla mnie poszukać. Gdy wrócili zobaczyłam prześliczną czerwoną suknię. Była piękna, a przeważnie uciekam do szarości, jak widzę było to moim błędem. Pochwyciłam ją, ubrałam za zasłoną i im się pokazałam.
-I jak? Piękna prawda? - mówiłam rozpromieniona.
-Wyglądasz jak ideał - mruknął Joke.
Valentino nagle się odwrócił.
-Idę popatrzeć na garniaki. Widzimy się potem. Elo - wyszedł prędko ze sklepu.
To było dość dziwne z jego strony.
-Ile kosztuje? - spytałam.
-Prawdopodobnie 20 tysięcy.
-Co? - zbladłam.
-Nie przejmuj się ceną. Płatnością zajmuję się ja, a ta kreacja jest swej ceny warta.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Wróciłam do przymierzalni, by ściągnąć suknię. Wyszliśmy w końcu ze sklepu, Joke niósł w pudełku moją suknie.
-Musimy znaleść Vala - odparłam.
-Odszukam go, a tobie powierzam mą kartę kredytową. Zakup sobie telefon i załatw sprawy wobec taryfy. Przy okazji dokup sobie słuchawki. Wiem, iż kochasz muzykę - mówił podając mi kartę i przekazując mi jaki jest PIN.
-S-Serio? Pomyślą, że jestem złodziejką...
-Nawet jeżeli tak się zdarzy, będą czuć strach. Jestem tu doskonale znany, wiedza tutejszych sięga memu niepowstrzymaniu. Będą otóż sądzić, że mnie pokonałaś i zebrałaś to co po mnie pozostało.
-Jesteś pewien? - martwiłam się trochę.
-Będę przy tobie. Korzystaj ze swych mocy - pocałował mnie w poluczek i ruszył na poszukiwania Vala.
Teraz pozostał mi dylemat. Nie miałam pojęcia ile mogę wydać. Najlepsze telefony kosztują po 5 tysięcy. Co to dla Jokea? Ma tyle pieniędzy, że parę tysięcy go nie zbawi. Kupiłam najlepszy IPhone jaki był, dobre słuchawki na bluetooth. Potem zarejestrowałam telefon. Zaschło mi w gardle, więc zaszłam do KFC po dolewkę. Przy zakupie stało się coś, czego się obawiałam.
-Karta nie należy do pani - zaczęła sprzedawczyni - Jest własnością pana Jokea. Ochrona! Złodziejka! - krzyczała.
Co robić? Racja. Użyć mocy. Zanim cokolwiek zrobiłam poczułam na ramieniu zimną jak lód dłoń.
-Czyżby wystąpił jakiś problem? - spytał Joke z mrocznym spojrzeniem.
Przyjrzałam się sprzedawczyni, zaczerwieniła się. Joke jej się podobał? Nie ma mowy kochana! On jest mój.
-P-Panie Joke. To... To jest złodziejka. Korzystała z pa-pańskiej karty... - jąkała się.
-Jeszcze raz nazwiesz ją złodziejką, a nie będziesz widzieć niczego innego, niż mroku.
-P-Proszę pana... Ja-Ja chciałam tylko pomóc - coraz bardziej się czerwieniła.
-Daj mi to, co zamówiła. Następnie zwróć mi mą kartę. Następnym razem nie okażę ci należytego szacunku.
-A-Ale proszę pana...
-Milcz - warknął Joke obejmując mnie ramieniem.
Po krótkiej chwili siedzieliśmy przy stoliku. Popijałam nestea z kubka.
-Jaki telefon sobie sprawiłaś? - spytał.
Pokazałam mu go. Bałam się, że wścieknie się za jego cenę.
-Bardzo dobry wybór. Posiadam ten sam model.
-Joke...Ty... Znasz tę dziewczynę co nie chciała mi sprzedać picia?
-Selenize. Pamiętam ją z uniwersytetu, do którego uczęszczałem.
-Kim dla ciebie była?
-Nieznajomą, co źle się uczyła. Jak mnie pamięć nie myli, dużo paliła.
-Aha - spojrzałam w jej stronę.
Zaraz odwróciła wzrok. Przyglądała się skrycie Jokeowi.
-Bo chyba coś do ciebie ma - mruknęłam zniżając wzrok na napój.
-Nie obchodzą mnie uczucia innych, gdy wiem że moja Belle jest przede mną.
Uśmiechnęłam się.
-Gdzie Val? - spytałam po chwili.
-Po zakupie garnituru rozpoczął konwersację z grupą panien.
Od kiedy to Val tak po prostu do kogoś zagaduje? Dziwny coś jest... Dosiadł się do nas nagle. Był w garniturze i okularach przeciwsłonecznych.
-Swag - mruknął.
-Co? Chciałeś poderwać?
-Bardziej pokazać kto tu jest zajebisty. Patrz na ten garniak! Na okulary! Nikt nie jest lepszy ode mnie.
Zaśmiałam się.
-Joke. Szacun, ty nosisz te marynarki codziennie.
-Elegancja to oznaka dżentelmena - rzekł.
-Ja to jestem dżentelboy. Albo nie. Sexyboy. Idealnie - złożył ręce.
-Panie Sexyboy - zaczęłam - Twoja grzywka niszczy efekt.
-No przykro mi. Nie zetnę jej za żadne skarby.
-To nie jesteś Sexyboy.
-No dobra. Zostanę Valentino. Pasi?
-Bardzo - droczyłam się.
-Mamy pociąg za godzinę. Czy chciałabyś coś zjeść Annie?
-Mam ochotę na frytki - mruknęłam.
-Poczekaj moment, a ci je przyniosę - wstał i stanął w kolejce do McDonald's.
Dlaczego nie poszedł teraz do KFC? Chodziło mu o tą dziewczynę?
-Ja bym zjadł takiego kebaba - jęknął Val - Szkoda, że jestem wampirem. Do dupy z takim życiem.30 część za nami!
Kiedy Annie, Joke i Valentino wrócą do obozowiska?
Jak przebiegnie ślub?
Co z Shadowem i Whisperem? Czy przejdzie im wściekłość?
Jaką noc planuje dziś Joke?
Widzomy się niebawem.
CZYTASZ
Czarny Las - ,,Też cię kocham''
FantasyCzarny Las. Miejsce spowite chłodem i mgłą. Plotki mówią o częstych zaginięciach młodych kobiet w tym mrocznym miejscu. Jednak czy wszystko wskazuje na pedofili, czy porywaczy? Każdy stara się unikać wzroku czegoś co się tam kryje, za drzewami, za...