*~ Czarny Las - Pragnienie ~*

31 2 0
                                    


Joke miał już minąć Shiven, ale ta go zatrzymała, przyjrzała mu się.
-Zaraz, zaraz... Chłopie coś ci się chyba pomyliło! Zakładaj maskę!
-Nie musi. Nic mi nie grozi - odparłam.
-O co tu chodzi? - zapytała oburzona - Czy wy-
-Nie wywołuj wilka z lasu, Shiven - przerwał Joke - Potem ci wszystko wytłumaczę. Jak narazie pora zachować się jak służba straży pożarnej - ruszyliśmy wszyscy pod pokój Whispera.
Drzwi były otwarte, a Lucyfer stał przy nich spoglądając do środka. Nawet na nas nie spojrzał, a się odezwał.
-Dziwne te płomienie. Nic nie palą, a jednak każdego co je dotknie niemiłosiernie parzy. Tak jakby działał tylko na istoty żywe - mówił.
Zaczęłam kaszleć, chyba mi jako jedynej dokuczał dym.
-Annie, stań za mną - powiedział spoglądając na mnie Joke.
-Nie pieprz - kaszlnęłam - głupot. To nic nie zmieni.
Valentino do nas doszedł.
-Co tak jebie?
-Whisper się zapalił - odpowiedział Shadow.
-Ten pies?!
-Nie pora na dobieranie się do gardeł - zaczął Joke - Ktoś musi go zbudzić.
-Nigdzie nie idę. Jak go dotknę to mnie jeszcze czymś zarazi. Bakteria czy jakaś nieznana zaraza... - mówił Valentino.
-Stopię się, jeśli będę tam dłuższą chwilę - mruknął Shadow.
-Próbowałam to zamrozić i nie zadziałało, odpadam - dodała Shiven.
-Mnie nic nie ochroni, jestem bezbronny jak człowiek. Bez obrazy Annie - powiedział wpatrzony w ogień Lucyfer.
-Annie nie pójdzie. Ja więc zajmę się tym zadaniem.
-Ty? - zapytałam.
-Nie musisz się martwić. Nie takie rzeczy robił - dodał mi otuchy Shadow kładąc dłoń na moim ramieniu.
Joke podszedł do drzwi. Wszedł do środka jak gdyby nigdy nic. Płomienie się od niego odsuwały tworząc mu przejście. Wybudził Whispera, przez co ogień w ułamku sekundy zniknął. Całą grupą patrzyliśmy co się dzieje. Whisper usiadł na łóżku.
-Coś nie tak? - zapytał - A może zdecydowałeś się oddać mi Annie, co? - uśmiechnął się.
-Denerwuje mnie twe zachowanie. Otóż podczas snu rozprzestrzeniałeś czerwone z gorąca płomienie. Kontroluj się.
-Śnił mi się owłosiony gruby striptizer... Gdybym mógł, to oprócz tego ognia bym zwymiotował.
Joke spojrzał najpierw na mnie, a potem wlepił wzrok w Lucyfera.
-To ty zawiadomiłeś o pożarze? - zapytał go Joke.
-Owszem. Zapaliło się gdy... Przepraszam, już wiem o co ci chodzi. To moja wina. Koszmary to cały ja - mówił, przygnębiony tym co się stało, Lucyfer.
-Nic się nie stało, kotku - odparła Shiven - I wcale nie jest potwierdzone, że to on. Nie rzucaj oskarżeniami.
-Nie broń mnie Shiven. Inaczej się tego nie wytłumaczy.
Lucyfer i Shiven od nas odeszli, wyszli z obozowiska. Najwidoczniej postanowili wybrać się na spacer. Ja cały czas patrzyłam na Whispera. Znów ta dziwna zmiana mimiki twarzy. Początkowo patrzył na Lucyfera niezwykle smutny, a po chwili się zniesmaczył. Coś ukrywa. Porozmawiałabym z nim, ale wiem co ma w głowie i wolę się nie narażać.
-Ha! Piesek ma koszmarki i szcza w majtki! - krzyknął Valentino po czym uciekł.
-O ty skur... - Whisper pobiegł za nim.
-Ja dziś zajmuję się obiadem. Jeśli chodzi o naszą naukę, Annie - Shadow spojrzał na mnie - to najlepiej jakbyśmy spotkali się przy bramie 20 minut po posiłku. Zgoda?
-Tak. Wielkie dzięki.
Shadow poszedł korytarzem w stronę kuchni. Zostałam sama z Jokem. Staliśmy tak w ciszy przez chwilę.
-Rzeczywiście masz ciekawe moce. Ogień się pod tobą ugina - spróbowałam zacząć rozmowę
-Tak. Dziękuję - odparł.
Znów cisza. Czułam się niezręcznie.
-Whisper i Valentino...Oni tak od zawsze się nie lubią?
-Lubią się, są jak bracia. Jednakże szerzą głęboką miłość w stronę dogryzania sobie nawzajem. Pochodzą od obu, znanych z nienawiści do siebie, ras. Wampiry i wilkołaki nie chodzą w parze.
-Rozumiem - zaśmiałam się - Mogę ci zadać pytanie?
-Jasna sprawa.
-Opowiedziałbyś mi trochę o Whisperze? To czysta ciekawość, nic więcej.
-O Whisperze? Rozumiem, że ciekawi cię twój oprawca, to normalne. Pokładam jednak nadzieje w tym, że nic szczególnego do niego nie czujesz.
-Co masz na myśli? Miłość?
Joke odwrócił wzrok i poprawił swój kołnierz od koszuli.
-To dobry przykład.
-A co? - uśmiechnęłam się - Jesteś zazdrosny? - podeszłam do niego.
Nie odpowiedział, zauważyłam wtedy, jak bardzo stara się powstrzymać czerwoność na twarzy. To coś oznaczało.
-Opowiesz mi coś o nim?
-Otóż. Jego prawdziwe imię to William, nazwiska nie znam. Posiada 25 lat. Znane mi jest to, że wylądował w poprawczaku, gdzie ktoś przeprowadził na nim rytuał, by ten zdobył moce. Nieznane mi kto, ale wydam na niego wyrok śmierci za łamanie naszego prawa. Ponoć to go zmieniło, co wiąże się z tymi co przeprowadzali całą procesję. Za dużo o nim nie wiem. Moce , które są w jego posiadaniu raczej zdążyłaś z biegiem czasu poznać. Dołączył do nas po tym, jak wygnano go z Lasu Blasku.
-Za co go wygnano?
-Za-
-Za to, że mój ogień został uznany z palący nie świecący. Idioci - wtrącił się Whisper stojący w drzwiach - Nieładnie to tak o mnie gadać.
-Chciałem zaspokoić ciekawość Annie - uznał Joke.
Spojrzałam na Whispera, zmarszczył troszkę brwi i mi się przyjrzał.
-Jak jesteś taka ciekawska, to więcej mówię w łóżku - uśmiechnął się
-Ta - podeszłam do niego - Skoro się aż tak nie szanujesz, że nie oczekujesz opłaty i kręcą cię niepełnoletnie, to podziękuję - minęłam go następnie i opuściłam pokój.
Najwyraźniej go zatkało, bo nie wydukał z siebie ani słowa, Joke z resztą też. Poszłam do kuchni potowarzyszyć Shadowowi, ktoś mnie jak widać wyprzedził. Valentino siedział przy stole i nie mógł powstrzymać śmiechu, ma tak zaraźliwy śmiech, że aż się uśmiechnęłam. Shadow po chwili przyszedł z drugiej części kuchni, tej w której się gotuje, ze sztućcami i talerzami w dłoniach, też się śmiał. Po tym jak wszystko rozłożył dopiero mnie zauważył.
-O, Annie! - po czym znów się zaczął śmiać.
-Co tak śmieszkujecie? - zapytałam.
-My - Shadow nie mógł się wysłowić przez napad śmiechu.
Valentino odkrył twarz podnosząc głowę.
-Whisper mnie podpalił. Udałem, że umarłem a ten zaczął płakać jak dziecko. Następnie krzyknąłem: ,,It's a prank, bro! ". Wkurzył się i wrócił do siebie.
Trochę się jeszcze pośmiali, ale zaraz uspokoili. Ja się tylko uśmiechałam, przyznam że było mi trochę szkoda Whispera. Pojęcia nie mam czemu cały czas o nim myślę. Usiadłam obok Valentino i oparłam się łokciem o stół.
-Hej, mała. Co taka zamyślona? - spytał Valentino odwzorowując moją pozycję.
-Nieważne.
-Nie chcesz, to nie mów. Chciałem być miły.
-Spoko...
-Joke odsłonił twarz, co? Shadow mi już mówił.
-Wszyscy już o tym mówią? - spytałam zmęczona tym, że każdy wtrąca się we wszystko co mi się zdarza.
-W obozowisku nie ma za dużo osób, więc szybko się wieści rozchodzą. Joke bez maski to już sama podpowiedź.
-Nieźle.
-Czyli...Już jesteście razem?
-Co? Naprawdę to wciąż ciągniesz?
-Żarcik - uśmiechnął się i na mnie spojrzał - Chodzi mi bardziej o to, czy mam jakiekolwiek szanse.
Zarumieniłam się.
-Wiesz... - byłam zestresowana.
-Nie no...Wiem... - wstał - Kły. Krew. Ludożerstwo. Brzydziłabyś się co? - mówił ze smutnym uśmiechem.
-Val... Weź tak nie mów. To czy jesteś wampirem czy nie, nie ma znaczenia - też wstałam - Wszyscy staracie się u mnie zapunktować. Sądzę, że wystarczy po prostu być sobą.
-Kłamiesz - zaśmiał się.
-Co?
Z siłą chwycił mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
-Gdybym był sobą, byłabyś już wampirzycą - mówił przyglądając się mej szyi.
-Prze-przestań!
-Już błagasz mnie o życie?
Shadow nagle się zjawił.
-Valentino, przestań! - krzyknął.
Spojrzałam mu w oczy, ta heterochromia... Puścił mnie.
-Ta... - poprawił grzywkę - Zapomnij o tym - włożył dłonie w kieszenie i wyszedł.
Shadow do mnie podszedł i objął ramieniem.
-Nie wiem co się z nim dzieje... - mruknął.
Zastanowiłam się.
-Mówiliście, że przyjaźnił się z moją matką... Może coś do niej czuł? Coś większego, mam na myśli...
-On i Stefanie?... Wymykali się z obozowiska, ale przecież ona była od niego troszkę starsza. Jeśli jednak to prawda, to rzeczywiście mu współczuję... Jesteś do niej dosyć podobna, jedynie charakter masz inny.
-Hm? - spojrzałam mu w oczy.
-Ją wręcz ciągnęło do tych najniebezpieczniejszych mocy. Mnie omijała, nie miałem jej, jeszcze wtedy, ani troszkę. Kręcił ją Valentino i Joke...
-Joke ma niebezpieczną moc?
-Co jej już powiedziałeś? - spytał groźnie Joke stojący w drzwiach.
-J-Ja? Nic takiego. Spokojnie Joke - uśmiechnął się zestresowany zabierając ze mnie rękę.
Joke się do nas szybko zbliżył, nachylił się zdenerwowany nad Shadowem, który zdawał się przestraszony.
-Nie wyjawiaj za mnie mych tajemnic - następnie się odwrócił, bo ktoś wszedł do środka.
-Annie- - Valentino zauważył co się dzieje - Joke? Co się dzieje?
Joke na mnie spojrzał.
-Annie. Po obiedzie muszę z tobą porozmawiać. Jedynie w cztery oczy.
-A-Ale ja po obiedzie idę trenować z Shadowem...
-...A więc naszykuję ci ubrania na zmianę, a spotkamy się w czasie przerwy w tym całym ,,treningu" - następnie wyszedł.
-Ta. Też mi powiedział, że chce ze mną pogadać w cztery oczy, a potem wylądowałem w więziennej celi w piwnicy - powiedział Valentino oodpierając ścianę.
-Co go ugryzło ? - zapytałam zdziwiona.
-Nie dziwię mu się. Zapędziłem się trochę.
-Nadal nie rozumiem co niby niebezpiecznego jest w mocy Jokea...
-Malutka podpowiedź - zaczął Valentino - Nazwa ,,demony" wzięła się od niego.
-Valentino! Siedź cicho! - krzyczał Shadow.
-Dobra, dobra - westchnął - Jecie obiad we dwójkę, Shiven i Lucyfer postanowili wybrać się na miasto, a księżniczka bez maski najwidoczniej strzeliła focha. Elo - wyszedł.
Staliśmy tak w ciszy. Valentino jeszcze wrócił.
-Aha! Piesek też ma focha, tak dla jasności! - znów zniknął.
Zamyśliłam się. Wiem, że Joke stracił rodziców. Nie wiem dlaczego, ale coś mi mówi że to ma z tym jakiś związek. Shadow na mnie spojrzał.
-Popatrzę jak jesz. Moje ciało nie zezwala na jedzenie, czy napoje.
-Dziękuję, nie musisz - byłam smutna.
-Ej...Annie... Nie smuć się. Czasem tak jest, że jest napięta atmosfera. Nie raz zostawałem tu sam, jak jeszcze mogłem jeść.
Oparłam się głową o jego rękę, bo nie sięgałam mu do ramienia. Zdziwił się.
-Co jest na obiad? - spytałam.
-Pizza - odparł.
-Jest ketchup?
-Oczywiście.
-Poproszę.
Nie minęło dużo czasu, a już siedzieliśmy przy stole. Jadłam swój pierwszy kawałek pizzy. Była smaczna.
-To o czym mówił Valentino...
-Nie myśl o tym. To tajemnica, którą może ci wyznać tylko i wyłącznie Joke.
-Więc coś jest na rzeczy?
-Nie mogę ci powiedzieć! - krzyknął, po czym westchnął - Przepraszam. To sekret.
-No dobrze.
-Lubię, wręcz kocham, twoją ciekawość.
Nie odpowiedziałam, kontynuowałam jedzenie. Po trzecim kawałku już nie miałam miejsca na kolejny.
-Już nie mogę... Pójdę po ubrania do Jokea - wstałam i zdążyłam zrobić parę kroków, zanim Shadow chwycił mnie za dłoń.
-Annie...Ja...
-Tak?
Przyciągnął mnie troszeczkę bliżej siebie.
-Czy... Ja... Jest jeszcze szansa na to, że będziemy razem?
Zarumieniłam się. Jednak męczy mnie to, że już kolejna osoba zadaje mi to samo pytanie.
-Shadow... To...
-Wiem. Zależy mi na tym, na nas. Naprawdę cię kocham i pragnę ci obiecać, że nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Potrzebuję cię.
Stałam się czerwona na policzkach.
-To słodkie, ale...
-Ale?
-Musiałabym to przemyśleć...
Puścił mnie.
-Aha... Rozumiem...
-Nie wiń się za to. Nie chcę po prostu, by coś poszło nie tak jak trzeba - ruszyłam w stronę wyjścia - Widzimy się pod bramą.
Po wyjściu z kuchni wypuściłam powietrze. Shadow jest naprawdę uroczy i jest wspaniałym materiałem na chłopaka, nawet męża czy ojca, ale... Nie wiem co o tym myśleć... Idąc tak, zauważyłam Jokea pod bramą. Miał na ramieniu torbę, pomachał mi bym do niego przyszła. Podbiegłam.
-Tak Joke?
-Ujmuję mnie to jak się zachowałem. Jestem winien przeprosiny - zrzucił torbę z ramienia na ziemię i wyciągnął rękę w moją stronę.
Podczas wyciągania ręki, w jego dłoni pojawiła się biała róża, zaczerwieniłam się.
-Róża biała i czysta jak twa dusza, która ma pozostać nietknięta przez żaden brud czy wątpliwość.
Chwyciłam różę tak, by się nie nadziać na jej kolce. Powąchałam ją. Jej zapach był piękny. Spojrzałam mu w oczy.
-Dziękuję. Dobrze wiesz, że nie musiałeś.
-Zależy mi na honorze i twej opinii. Nie pozwolę ich splamić.
Ponownie ją powąchałam.
-Cudownie pachnie - dodałam.
-Zależy mi na naszej nadchodzącej rozmowie. Muszę coś z siebie wyrzucić. Coś we mnie pęknie, gdybym miał zamiar skrywać coś równie ważnego jak twa osoba.
Wyglądałam z twarzy jak burak.
-J-Joke... Opanuj się. Nie mów takich rzeczy.
-Głoszę prawdę.
Odwróciłam wzrok. Znów na niego spojrzałam gdy ten podszedł bliżej. Schylił się i pocałował mnie w policzek. Nie potrafiłam wydusić ani słowa, wręcz zdrętwiałam.
-To akurat nie był podarek przeprosinowy, lecz taki na który zasługujesz.
Patrzyłam na niego jak w obrazek.
-Torba ma w środku rzeczy, które są ci potrzebne na ćwiczenia. Życzę powodzenia i dobrej zabawy - po czym mnie minął i trzymając się z tyłu za ręce szedł przed siebie.
Stałam tak jak jakiś posąg, bez ruchu i bez oznak życia.
-Co to było? - myślałam.
Joke był nagle taki romantyczny. Pierwszy raz ze mną tak otwarcie flirtował. Uznałam to za dość dziwne, skoro jeszcze chwilę temu w kuchni był taki oburzony. Zjawił się Shadow. Miał na plecach plecak, w jednej ręce dużą torbę, a w drugiej mniejszą.
-Gotowa? - spytał pociesznie.
-T-Tak - odparłam nadal w szoku.
-Co to za róża? - spytał wskazując na nią palcem.
-Róża? A tak! - stres przejął władzę - Leżała tu - schowałam ją do torby i podniosłam, jak się okazało, bardzo ciężką torbę.
-Pomóc ci? - zapytał.
-D-Dam radę - zrobiłam krok i się wywróciłam pod ciężarem tej głupiej torby.
-Annie! - pomógł mi wstać i przerzucił moją torbę przez ramię jakby ważyła tylko kilka gram.
-Jakim cudem masz siłę to targać?! - krzyknęłam zdziwiona.
-To już nie dzięki mocy - zaczął iść, ja z nim - To już dzięki temu, że nad sobą pracuję, jak wszyscy. Wszyscy oprócz dwóch wielkich obiboków, Valentino i Shiven.
-Valentino przecież chodzi na siłownię! Osobiście mi się chwalił!
-Niby tak, ale dopiero zaczął. Shiven ma to wszystko gdzieś. By coś, lub kogoś, zamrozić nie musi kiwnąć palcem. Jedyne co robi to trenuję walkę wręcz ogromnym mieczem. Ma dziewczyna parę w łapach.
Zaśmiałam się.
-Naprawdę! Prawie odcięła mi nogę! - krzyczał z uśmiechem.
Śmiałam się z tego co mówił.
Znaleźliśmy się po niedługim czasie na czarno - szarej polanie.
-Tutaj będzie w sam raz.
-Ludzie was nie dostrzegą z powietrza? Na przykład lecąc helikopterem, dronem...
-Joke o to dba. Nic mu nie umknie - odłożył torby na ziemię.
-Skoro tak mówisz...
-Od czego chcesz zacząć? Mam każdą broń podstawową, nawet i palną.
-Palną?
-Tak. Jednak tutaj, w Lasach, palna jest bezużyteczna, nie wiem czy nawet nie zakazana w użytku.
-A co masz poza palną?
-Katany, sztylety, miecze, łuki, kusze, shurikeny; potocznie gwiazdki ninja, włócznie, noże, żyletki do których wziąłem też specjalne rękawice ochronne, szpady, bumerangi z ostrzami i jeszcze parę innych rzeczy.
-Łał... - mruknęłam z podziwem - Umiesz tym wszystkim walczyć?
-Znam każdą możliwą technikę. Kijem baseball'owym niestety można tylko uderzać. Błąd! Znam lepsze wykorzystanie owego kija. Nauczę cię wszystkiego o czymkolwiek chcesz. Wybierz sobie rzeczy, które cię interesują. Do wyboru do koloru.
Otworzył przede mną swoje torby. Usiadłam na ziemi i zaczęłam przeglądać rzeczy.
-Poczekaj! - kucnął przy mnie - Ja to wszystko rozłożę, bo jeszcze się zranisz.
-Dziękuję - zerknęłam na niego.
Mogę śmiało przyznać mu dwie rzeczy, bycie uroczym i opiekuńczym. Rozłożył wszystko. Wybrałam tylko trochę rzeczy. Nie chcę się uczyć tak dużo. Wybrałam katany, sztylet i żyletki. Znalazłam jeszcze skalpel i kosę (nie taką z Csa XD).
Zaczęliśmy naukę od żyletek. Powiedział mi, że one są właśnie najłatwiejsze do opanowania. Wytłumaczył mi jak pociąć wroga tak by nie poczuł, ale ze skutkiem śmiertelnym, albo bliskim śmierci. Ciekawe to wszystko, a on wspaniale tłumaczy. Mógłby zostać nauczycielem czy tam instruktorem od tego wszystkiego. Po żyletkach zabraliśmy się za skalpel. Długo to nie trwało. Następny był sztylet. Tutaj było już ciężej. Nie potrafiłam opanować prostszych technik, a tymbardziej tych zaawansowanych. Usiedliśmy po dwóch godzinach na kocu, który wcześniej rozłożył, by odpocząć. Jednak w sumie to tylko ja byłam zmęczona. Roboty takie jak on rzeczywiście są wytrzymałe.
-Dobrze tłumaczysz.
-Naprawdę? Dzięki - uśmiechnął się.
-Słabo mi idzie z tym sztyletem... Może go jednak ominiemy?
-Nie wolno się poddawać. Sztylet jest naprawdę przydatny. Zwłaszcza wtedy, gdy masz zamiar go ukryć, by zaatakować znikąd.
-Może rzeczywiście masz rację... - położyłam się i spojrzałam w niebo - U was w Lesie zawsze jest takie szare niebo?
-Hm? - spojrzał w górę - Tak, tak mi się zdaję. Innego nieba nie pamiętam. Większość lasów ma taki widok, a co?
-Nic. Dawno nie widziałam błekitnego.
-Ja nie widziałem takiego odkąd wróciłem z gildii. Tam jest pięknie. Kiedyś musisz się tam wybrać ze mną.
-Z tobą? - zerknęłam na niego - Po co ci ja?
-Jak to po co? Oglądanie świata samemu już nie jest takie piękne.
-Ja tam wolę samotność.
Shadow się zaśmiał.
-Zabawna jesteś.
-Brakuje mi samotności, zwłaszcza tutaj. Każdy do mnie podchodzi, ma sprawę, podrywa. Nie ma chwili dla siebie.
-Zauważ, że jak jeszcze dziś miałaś chwilę dla siebie to o mało cię nie zabiłem. Ciesz się, że cię poznałem. Tamta zbroja ma dosyć specyficzne ustawienia.
-Skoro mówisz, że mam, to się cieszę.
Shadow oparł się ręką tuż przy mej głowie, jakby chciał mnie objąć.
-Hm? Czego chcesz?
-Teraz nie użyję za wiele słów. Kochasz mnie? - po czym mnie pocałował.
Zaczęłam dyszeć. Przecież on mnie zabije. Po chwili jednak zosrientowałam się, że wszystko gra. Otworzyłam delikatnie oczy. Mimo tego, że był z metalu, całował delikatnie, z uczuciem.

18 część za nami!!!

Co odpowie Annie na pytanie Shadowa?
Czy Joke będzie wściekły, że jeszcze nie poszła z nim porozmawiać?
Dlaczego Joke był taki romantyczny?
P.S Ta część wyjątkowo dłuższa ;)

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz