*~ Czarny Las - Rozmowa ~*

13 0 0
                                    

*-Vincencie? Jesteś po drugiej stronie?*
Valentino mnie w końcu znalazł wzrokiem, pomimo tego że stałam zaraz za nim.
-Ta, ta. Annie jest ze mną. I mamy dla ciebie dużą niespodziankę.
*-Co masz na myśli?*
-No. Gość z Lasu Iluzji ją znalazł. He...he....he.
*-Nintendo w Czarnym Lesie?*
-Tak. Znowu mi wciskał ten zasrany pergamin. Pojawisz się tu?
*-Gdybym już mógł namierzyć Annie, byłbym tuż obok. Obecność Nintendo zakłóca, że tak to ujmę, łącze między mną, a wami.*
-I co Ninek narobiłeś!
*-Vincent. On cię nie słyszy.*
-Ja wiem, że to głupie jak Whisper czy inny pies, ale wygląda jakby rozumiał.
*-Vincencie.*
-Dobra. Idziemy już. Za 5 minut będziemy z nim pod obozowiskiem- rozłączył się.
A więc Nintendo nie słyszy. To wszystko wyjaśnia. Jak taki ktoś może władać lasem? Jedno oko, głuchy, może nawet niemy. No może i ten pergakin pojawił się znikąd, ale to jakaś super moc nie jest. Jednak to, że Joke nie może się tu przeteleportować, to coś złego. Valentino też jest zestresowany jego obecnością. Widać, że to nie najlepsi przyjaciele. Valentino wygestykulował coś rękoma i ruszyliśmy leśną ścieżką. Nintendo szedł za nami powolnym krokiem, bo robiliśmy wobec niego małe kroki. Ciekawe co mu przekazał Val? I o co chodz-... A no tak. To może być migowy. Skoro Nintendo nie słyszy, to na pewno to jest migowy.
-Val?
Zerknął tylko na mnie idąc przy mnie.
-No odezwij się... -mruknęłam.
Val westchnął.
-Co chcesz?
-Nintendo jest głuchy?
-Aaa.. bo ty go nie znasz. Racja. Ile się na niego gapiłaś, że zrozumiałaś? Łatwo się domyślić.
-Wywnioskowałam to z twojej rozmoay z Jokem. Sama się nie domyśliłam. Wiedziałam tylko, że mnie nie rozumie.
-Nintendo nie słyszy, nie mówi; a bynajmniej nie słyszałem, ale zna migowy lepiej niż ktokolwiek kogo znam.
-Okej... A co jest z jego okiem?
-Okiem? - zerknął na niego idąc - A. Że czerwone, że tylko jedno odsłonięte, że straszne?
-Tak-odpowiedziałam niecierpliwa odpowiedzi.
-A w sumie nie wiem - odparł.
Naprawdę? Naprawdę Val? Ty mi mówisz, że go nie znam a sam prawie nic nie wiesz. Co za wampir...
-A jeżeli chodzi o dzisiaj-
-Annie, daj spokój. Naprawdę. Co było, to było.
-Nie wiedziałeś o bezpłodności,prawda?
Zniżył wzrok.
-Nie... Nie chce mi się w to wierzyć. Mama była wampirzycą...
-Huh? - oczy mi zabłysły.
Pierwszy raz słyszę coś o ich rodzicach.
-Miała białą cerę, pastelowo różowe włosy i oczy jak...ocean. Nie mogę nadal się pogodzić z jej śmiercią... To była mama, która... Po prostu była dobra. Jak mało kto w tych czasach
-Val... Przykro mi...
-Nie, nie...
-Joke mówił, że na świecie były tylko 3 przypadki wampirzych porodów, ale ich skutki były złe. Mówił o waszej mamie tak? A tymi złymi skutkami jesteście wy?
Valowi podeszły łzy. Patrzyłam na niego rozkojarzona. Pociągnął nosem.
-To jie jest miejsce... i temat... Nie tutaj i nie teraz - mówił prawie płacząc.
-Val proszę nie płacz. Nie chciałam.
Byliśmy już pod obozowiskiem. Val miał złożone ręce i zniżoną głowę, aby włosy zakryły jego prawie płaczące oczy.
-Val...
Pociągnął znowu nosem. Weszliśmy z Nintendo do środka. Joke się pojawił, przytulił mnie zaraz.
-Annie, różo ma. Wybacz mi. Byłem nieodpowiedzialny, nie przewidziałem że uciekniesz poza obozowisko. Wybacz mi za me czyny. Pragnąłem cię nauczać.
-Jest dobrze Jack - przytulałam go spoglądając na Valentino idącego smętnie do siebie.
Puścił mnie. Podszedł do Nintendo. Porównałam wtedy ich wzrost. Nintendo był o głowę wyższy, oczywiście będąc zgarbionym. Skąd się biorą takie wysokie mutanty... Joke powiedział coś do niego po migowemu. Nintendo podał mu zwój. Joke go rozłożył i zaczął czytać. Nie było to chyba nic dobrego, bo im dłużej czyta, tym bardziej marszczył brwi. Nintendo bez emocji się w niego wpatrywał. Joke nagle zwinął pergamin i zacisnął na nim pięść.
-Rozgość się na ten moment, potrzebuję czasu na rozmowę z rodziną.
Przecież Nintendo ponoć nie rozumie... Może jednak rozumie?... Nic już nie wiem. Joke chwycił mnie za rękę i zabrał ze sobą do pokoju obrad. Wysłał za pomocą mocy powiadomienie o naradzie.  Rzucił pergaminem o stół.
-Szczyt bezczelności - warknął.
-Nie denerwuj się. Co się dzieje?
Joke przyłożył dłoń do twarzy patrząc na pergamin. Do pokoju obrad weszła Shiven, a za nią Lucyfer.
-Co ten chodzący trup robi w obozowisku? - krzyknęła Shiven - Jeżeli jest naszym nowym członkiem to ja odchodzę. Nie będę mieszkać z tym czymś
-Nintendo nie powinien tutaj być. Rzadko przychodzi, więc wnioskuję, że to coś poważnego - rozmyślał na głos Lucyfer.
-Ba, że poważnego! Ostatnim razem prawie wypowiedział nam wojnę. Pieprzony cyklop! - warknęła Shiven siadając z Lucyferem przy stole.
-Jaką wojnę? - zaciekawiłam się.
-Eh! - machnęła ręką - Gdy obozowisko jeszcze poszukiwało członków, ten patałach przylazł tu i przyniósł o właśnie taki papierek. A co na nim? Wymagania, wyobrażasz to sobie?! Wymagał 1/2 naszego lasu i darów za ochronę! Kij mu w oko, tyle w temacie!
-Już dobrze Shiv, nie denerwuj się - Lucyfer pogłaskał ją po ramieniu.
-KIJ MU W OKO! - wrzasnęła nagle, że Lucyfer prawie spadł z krzesła.
Więc Nintendo nie zwiastuje szczęścia. Czego innego mogłam się spodziewać, wystarczy nanniego spojrzeć. A co jeżeli teraz naprawdę wywoła wojnę?... Nie chcę o tym myśleć... Pojawił się Whisper.
-Chodzi o tego Xboxa?
-O Nintendo.
-Różne nazwy, konsole podobne - spojrzał na mnie, podszedł - Mogę ci pożyczyć kontroler.
Zawstydziłam się. Musiałam znowu go jakoś zatkać.
-Joke ma sprawniejszego niż ty, wierz mi -mówiąc to byłam cała czerwona.
Whisper usiadł w ciszy na swoim miejscu. Jakby ktoś mu coś wbił. Zerknęłam na Jokea, zaraz odwrócił ode  mnie wzrok. A więc słyszał, czyli będzie pogawędka. Val się pojawił. Usiadł na swoim krześle. Nagle do środka wszedł Shadow. Whisper wstał , od razu się zapalił. Joke uwięził mocą Whispera, unieruchomił go na krześle, przybił krzesło mocą do ziemi.
-Puszczaj mnie! -warczał wściekły - Tolerujesz kogoś takiego jak on?!
-Toleruję go, nie toleruję jego czynów.
Shadow tylko podniósł dłoń na znak przywitania i usiadł z tyłu, poza wzrokiem Whispera.
-Wszyscy się już zjawili? - zapytał kontrolnie Joke - Zatem-
-KIJ W OKO NINTENDO! NIE ZGADZ-
Lucyfer złapał Shiv i zamknął jej usta dłonią.
-Zatem Nintendo postanowił złożyć nam wizytę, której celem był drugi w historii tego obozowiska pergamin. Jak wiecie na ostatnim pergaminie Nintendo rozpisał swe żądania. Teraz żądania nie są główną domeną, jest nią otóż groźba.
Shiven coś krzyczała niezrozumiale przez rękę Lucyfera.
-Przeczytam owe pismo, proszę zachowajcie spokój. ,,Czarny Lesie. Obozowicze. Przywódco. Lata temu przyprowadziłem do was me prośby, które zignorowaliście. Zrozumiałem, postanowiłem ignorancję odwzajemnić. Trwaliśmy w spokoju, oraz nie naruszaliśmy swych dróg. Jednakże ostatnimi czasy, doszły mnie słuchy od mych sług, iż ktoś pochodzący z tego obozowiska naruszył Las Iluzji swą stopą. Poprzysiągłem nie ingerować w wasze działania, nie nachodzić waszego terytorium. Niestety wy naruszyliście swą obietnicę. Wspomnę ją ponownie. Obietnica wasza głosiła, iż żaden człowiek nie wstąpi do obozowiska, i broń Boże, żaden człowiek nie wstąpi do Lasu Iluzji. Jesteśmy ludźmi Czarny Lesie. My ludzie, gdy jesteśmy wściekli używamy siły. Za złamanie obietnicy, wypowiadam wam wojnę. Niech poleje się krew winnych. Niech poleje się krew niedotrzymującyh słowa. Niech poleje się woda na znak oczyszczenia Czarnego Lasu z nieprawowitych mieszkańców. N."- odłożył pergamin z powrotem na stół.
Wojna?....Byłam przerażona. Wojny w świecie ludzi są okrutne, a jak okrutne mogą być wojny tutaj? Boję się.
-Nie wiemy ile mamy czasu - zaczął Shadow - Nie wkemy kiedy, z kim i jak. Nie wiemy niczego.
-Może na tym całe okrucieństwo polega - mruknął Lucyfer.
-Jakie okrucieństwo? To głupota zaatakować kogoś do tego nieprzygotowanego. To przecież pewna wygrana.
-Jakby nie chodziło mu o wygraną pieprzony gadzie - warknął Whisper.
Shadow zniżył wzrok.
-Musimy być przygotowani tak? - spytał Valentino.
Spojrzałam na Jokea. Pierwszy raz widziałam, by był zagubiony. Jakby nie wiedział za bardzo co zrobić, którą opcję wybrać
-Musimy być zdolni do walki w każdym momencie. Pierwszą istotną sprawą jest ukrycie Annie na ten czas. Ona przekroczyła Las Iluzji, ją za swój cel obierze Nintendo. Musimy bezzwłocznie ukryć ją w taki sposób, by nic ani nikt jej nie dojrzał. Najlepszą opcją byłby jeden z mych wymiarów. Są bezpieczne.
-Annie się może przydać - mruknął Val.
Zerknęłam na niego. Siedział ze zwiszoną głową.
-Jeżeli ją schowasz, Nintendo pomyśli, że coś jest w niej cennego. Zrobi wszystko by ją znaleźć, a gdy ją znajdzie to jej nie odda.
Joke zastanowił się nad tym pytaniem.
-Nintendo może się nie zjawić na wojnie. Nie będzie z pewnością czuł potrzeby, gdyż ostatnim razem ledwo dawaliśmy radę z jego iluzjami. Teraz mamy siłę, mqmy moc, mamy ambicję i wiarę. Musimy walczyć o Czarny Las. Musimy walczyć o nasz dom. Jestem godzien poświęcić wszystko co posiadam,jednakże nie poświęcę Annie. Nie dopuszczę jej do walki.
-Gdybym z nią trenował, nie miałbyś powodu do obaw - mruknął Shadow.
Zerknęłam na niego zmęczona.
-Walczyłem z Annie, by ją sprawdzić. Jeżeli iluzje będą mną, to bez problemu je załatwi. Poznała czuły punkt wampira.
-Vincencie, złych rzeczy nam życzysz. Jesteś nieumarły.
-Walczyłem z iluzjami Nintendo. Wystarczy znać nasze czułe punkty. Jeżeli będziemy je znać, to zabijemy wszystkich.
Valentino, jak się okazuje, jest inteligentny. Joke patrzył na niego zaciekawiony tym, co mówił.
-Złym pomysłem to nie jest. Jeżeli jednak poznamy swe czułe punkty, w emocjach możemy je wykorzystać.
-Jesteśmy rodziną - odparł Val zerkając na Whispera.
Whisper cicho warknął.
-Podpiszmy więc krwisty pakt - zaczął nagle Lucyfer - Złamanie go odsyła do zaświatów. Wystarczająca groźba.
-Jestem za - dodał Val nagle energiczny.
Valentino, dlaczego jesteś taki radosny?... Jeżeli Val będzie próbował wykorzystać ten pakt, by popełnić samobójstwo... Ten pakt to zły  pomysł.
-Nie zgadzam się - odezwałam się- To bardziej niebezpieczne niż ujawnienie czułych punktów. Skoro jesteśmy rodziną, to powinniśmy sobie ufać. Pierwsze co powinniśmy zrobić, to wszystkich ze sobą pogodzić. Bez tego nic nie wyniknie.
-Łączę me zdanie z Annie. Mądrze mówi. Skłóceni niczego nie osiągniemy. William -zwrócił się do Whispera - Musisz wybaczyć Stephenowi. Wykonywał jedynie swe obowiązki. Strzegł obozowiska, nie posądzaj go o coś, co sam musiałbyś dokonać.
Whisper zaciskał zęby, zaczął się trochę trząść.
-Whisper? - zawołałam.
-Dajcie mi moje tabletki - mówił z zaciśniętą szczęką.
-Williamie, o jakich lekach mówisz?
Whisperowi spłynęły z oczu łzy.
-Dajcie mi tabletki - mówił szlochając - Podajcie mi je. Błagam.
Podeszłam do Whispera.
-Annie nie podchodź - rzekł Joke.
Kucnęłam przed nim.
-Whisper, dlaczego płaczesz? Po co ci te tabletki?
-Nicole zniknęła... Była ranna... Dajcie mi tabletki. Dajcie mi tabletki.
-Jakie tabletki bierzesz?
-Antydepresanty...specjalne antydepresanty... Daj mi tabletki - bez przerwy płakał.
-Whisper. Spokojnie, już dobrze. Nie potrzebujesz tych tabletek. Jesteś lepszym człowiekiem bez nich.
Wszyscy patrzyli zszokowani na Whispera. Chyba też widzieli go w takim stanie po raz pierwszy.
-Whisper spójrz na mnie.
Podniósł drżąc głowę. Miał mokre od łez oczy.
-Uspokój się. Rozmowa pomaga, naprawdę.
-Ja... przepraszam...
Otworzyłam szerzej oczy.
-Za co przepraszasz?
-Te tabletki... Dostaje je od demona , którego spotkałem w lesie.
Wszystkie głowy skierowane nagle były w stronę Jokea.
-W lesie nie ma żadnego demona.
-Wiemy o Lethalu - westchnęła Shiven.
-Lethal nie jest tym demonem. Whisper jest taki od dawna.
-Nie spotkałem go w naszym lesie... Spotkałem go w ludzkim lesie... Chciał mi pomóc..
-To nie był dobry człowiek Whisper.
Z 25 letniego faceta, nagle obudziło się w nim dziecko.
-Ja nie chciałem... Tyle dziewczyn... kobiet... Nie chciałem...
-Gdzie masz te tabletki?
-W kieszeni. I w pokoju...za plakatem...
Joke nagle zniknął, wrócił po 10 minutach.
-Pozbyłem się tego świństwa. Były w ścianie, w szafkach... Pokój był nimi wypełniony.
-Whisper. Nie łam się w tym momencie. Masz okazję naprawić swoje błędy.
-Jak?...
-Walcz w imię rodziny, którą masz- uśmiechnęłam się.
Spojrzał mi w oczy, zobaczyłam wtedy na jego twarzy uśmiech;pierwszy raz nie zboczony.
-Będę walczył. Co mam robić?
-Jack puść go już.
Nagle Whisper zniknął. Wstałam impulsywnie. Nie wiedziałam co się dzieje.
-Zamknąłem go w jednym z mych wymiarów. Jest niesprawny psychicznie. Musi się usprawnić.
-Joke tak nie można! - krzyknęła Shiven.
-Nie możemy ryzykować życia i wszystkiego co tu mamy wobec niego. Gdy już będzie po wojnie, wypuszczę go na wolność.
-Chcesz go od tak więzić za to, że się pogubił? Jak możesz? - pytałam.
-Annie. Pogubił się to jest mało powiedziane - mruknął Valentino - Chwila odosobnienia dobrze mu zrobi.
-Ale-
-Tak będzie lepiej - powiedział głośniej Val.
Zamilkłam. Może oni jednak mają rację... Tak czy siak, to trochę niemoralne. Nagle ziemia się zatrzęsła. Joke do mnie podbiegł i stanął przede mną, by mnie ochronić gdyby coś się stało.
-To trzęsienie nie pochodzi z ziemi - zaczął Val - Ktoś nadchodzi... wiele ich...

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz