*~ Czarny Las - Niebezpieczna Miłość ~*

16 2 0
                                    

-Cóż żem ci uczynił... - patrzył tak, rozpaczliwym wzrokiem, na mój posiniaczony brzuch.
Nadal potwornie bolał, Joke wtedy się nie powstrzymywał.
-Joke...Jest dobrze... -mówiłam z żalem po cichu.
Palcem narysował coś na moim brzuchu. Użył mocy i siniaki zniknęły.
-Nie musiałeś Joke. Zniknęłyby same po czasie.
Spojrzał mi w oczy z powagą.
-Nie pozwolę, by pani mego serca nosiła rany na swym ciele. Jakżem śmiał ci coś zrobić...Annie...Wiem, iż to potwornie bolało. Nie oszukasz mnie.
Zrobiłam zatroskaną minę, a po chwili zamknęłam oczy i pocałowałam go w czoło.
-Kocham cię. Mimo wszystko co mi zrobisz, zawsze będę.
Pocałował mnie w usta, to był długi pocałunek. Gdy się zakończył spojrzałam mu głęboko w oczy. Kto by pomyślał, że poznam miłość mojego życia w taki sposób. W takim miejscu. W takim wieku. Jego oczy przeszywały mnie na wskroś.
-Annie. Jesteś najwsapanialszym co mnie w życiu napotkało.
--Zabawne, bo pomyślałam o tobie to samo - uśmiechnęłam się.
-Pozwól, że cię gdzieś zabiorę - wstał ze mną, chwycił mnie za dłonie.
-Gdzie dokładnie?
-Do jednego z czterech lasów uczuć, do Lasu Emove.
-Dlaczego chcesz mnie tam zabrać?
-Porozmawiamy o nas, o wszechświecie.
Oczy mi zabłysnęły. Może Joke wreszcie sie przede mną otworzy.
-Zbliż się do mnie.
Podeszłam bardzo blisko niego. Wokół nas wyrosły ciernie, wciągnęły nas pod ziemię, a następnie wróciliśmy na powierzchnie. Miałam zamknięte oczy. Gdy je otworzyłam byłam w szoku. Byliśmy w lesie pełnym drzew kwiatu wiśni. Było tu pięknie. Tyle różu. Płatki wirowały miło w powietrzu, cała leśna ścieżka była nimi pokryta. Niebo było białe i błyszczące. W powietrzu unosił się słodki zapach. Ruszyłam biegiem, a potem sie zatrzymałam i zaczęłam kręcić. Tu było tak pięknie. Miałam we włosy wplątane kwiaty, uśmiechałam się cały czas. Po chwili przypomniałam sobie o Jokeu, wszystko przez ten zachwyt. Stał wśród tych pięknych drzew taki ponury, mroczny, ciemny. Jakby to w nim kończyło się piękno i wszystkie cuda. Spojrzałam na niego z lekka zadumą. Chwycił za krawat, aby go poprawić, a gdy skończył jego garnitur był już w szaro-białych barwach. Teraz już nie był mrokiem, ani końcem lasu. Teraz był początkiem i pięknem. Uśmiechnęłam się z rumieńcami na policzkach. Joke podniósł kwiat i przypiął go sobie do marynarki. Spojrzał na korony drzew. Wydał się wtedy taki beztroski, szczęśliwy i spełniony.
-Idziesz Joke? - spytałam uśmiechając się.
Joke najpierw zniżył wzrok i zamknął oczy, ale potem go uniósł na mnie. Uśmiechnął się delikatnie. Zakryłam dłońmi usta, to był chyba najbardziej wyczekiwany przeze mnie obraz. Dlaczego nie mam aparatu, ani telefonu. Dwie, może trzy, łzy szczęścia spłynęły mi po policzku.
-Owszem. Idę - po czym znów zrobił poważną grobową minę idąc do mnie.
-Ty sie uśmiechnąłeś...
-Hm? -zatrzymał się przede mną - Naprawdę? - patrzył na mnie zdezorientowany.
-Tak. Joke ty sie uśmiechnąłeś! Jaki....Jaki ty masz uroczy uśmiech....
Joke patrzył na mnie najpierw zmartwiony, ale potem spojrzał na ciąg dalszy drogi.
Wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Przejdziesz wraz ze mną przez Las Emove, Las Miłości?
-A więc....-rozejrzałam się - Miłości... -spojrzałam na jego dłoń wyciągniętą w moją stronę i ją chwyciłam.
-Tak, co tylko zechcesz - uśmiechałam się.
Idąc tak lasem Joke się odezwał.
-Annie. Takie dni, także i takie miejsca, zmuszają do mówienia ,,Kocham cię". Kocham cię Annie jednak za bardzo, by te dwa słowa wystarczyły.
-To powiedz ,,Kocham cię bardzo"
-Wystarczą słowa ,,Też cię kocham", gdyż miłość polega na wzajemności i czułości.
-Jesteś najwspanialszym człowiekiem jakiego poznałam, albo nie poznałam... Mało o tobie wiem.
-Annie. Wiem, że wiesz - mówił z powagą - Wiem co powiedział ci Valentino, czy Lethal. Jednakże samym dowodem, że odpowiadają ci me wady jest otóż to, iż nie uciekłaś.
Zatrzymałam się.
-Wiedziałeś?
-Owszem, Annie. Sekrety przy tak dużej rodzinie są łatwe w utrzymaniu - też się zatrzymał i na mnie spojrzał - A ja posiadam nadzwyczaj ciekawską duszę.
-Ty... Ty mnie szpiegowałeś?
-Annie. Pragnąłem w pełni ci zaufać. Strach mnie obleciał, iż uciekniesz.
-I co? Nadużywasz mojej prywatności -wkurzyłam się - Bo masz problemy z zaufaniem?!
-Annie - chwycił mnie za dłoń - Nie unoś na mnie głosu. Nie rozumiem ludzi tak dobrze jak ty. Nie chowałem się wśród nich.
Zmarszczyłam brwi, ale też lekko posmutniałam. Cały czas mnie obserwował, ale... przecież nie w złym celu.
-Jack. Opowiedz mi o sobie. Błagam.
Przyjrzał się mi, puścił mą dłoń i pogładził mnie po policzku.
-Chodźmy najpierw w pewne miejsce - ruszył ścieżką usypaną różowymi kwiatami.
Zaraz go dogoniłam. Szliśmy tak w ciszy. Chwyciłam go po chwili za rękę, nadal szliśmy. Nagle przed mymi oczami pojawił się srebrny staw. Joke usiadł na białej trawie przy brzegu, usiadłam przy nim.
-Nie dotykaj przypadkiem wody. Piękna, a rani. Jak róża. Jak ty, ma różo - zerknął na mnie.
-Nikt nie jest idealny - odwróciłam wzrok.
-Pytaj mnie o co zechcesz. Jestem otwarty na wszystko. Tutaj jesteśmy sami, bez demonów świata przedniego.
-Nawet tego, którego-
-Tutaj jest uśpiony.
-Dlaczego tu nie zamieszkamy?
-Im dłużej coś uśpione, tym bardziej energiczne przy pobudzce.
-To zostańmy tu na zawsze.
-Nie ma takiej możliwości, wybacz mi.
-Dlaczego?
-Ten las jest przeklęty. Miłość tu rośnie tak silna, że zabija.
-Joke...
-Opowiem ci o sobie odpowiadając na pytania. Zadaj mi je, proszę.
Miałam szansę. Poznać go. Uspokoić myśli.
-Dlaczego...mnie uratowałeś? Mów szczerze.
Patrzył przez moment ślepo przed siebie.
-Pewnego dnia postanowiłem wybrać się na spacer poza lasem. Zasmakować czegoś nowego. Wyruszyłem do miasta, kapturem zakrywając oblicze mej maski. Dojrzałem nagle drobną i piękną dziewczynę. Zatrzymałem się, a me oczy nie potrafiły odejść od jej blasku. Oszołomiony wciąż jej urokiem, dojrzałem chłopaka. Drażnił ją. Dziewczyna od niego uciekła, szybko i zgrabnie - spojrzał na taflę jeziora - Minąłem chłopaka rzucając mu pełne chłodu spojrzenie. Pragnąłem poznać tę różę. Zniknęła jednakże w szkolnym budynku. Pochwyciłem lodowatą dłonią również lodowatą barierkę przy schodach. Rozpłynąłem się w powietrzu ujmując w dłoni serce. Nie potrafiłem uspokoić serca.
Byłam czerwona. Wiedziałam, że mówił o mnie.
-Miłość od pierwszego wejrzenia Joke. To właśnie poczułeś - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Więc to tak... - spojrzał w niebo.
-Nie wiedziałeś co poczułeś?
-Sądziłem, iż to zauroczenie.
-W sumie racja - pomyślałam.
Zadałam mu więc kolejne pytanie.
-Dlaczego mi nie ufasz?
Spojrzał na mnie.
-Twój umysł nie pojmuje jeszcze wszystkiego. Nie znałem cię jednakże. Aktualnie ci ufam. Kocham cię kwiecie północy.
-Znasz mnie?
-Annie. Jesteś nieśmiałą, a zarazem buntowniczą, ciekawską, utalentowaną, uroczą i silną dziewczyną. Do twej rodziny zalicza się formalnie jedynie matka twej matki, jak narazie.
-Jak narazie?
Spojrzał na mnie z powagą.
-Za 2 lata się pobierzemy - odparł jakby to nie było coś ważnego.
Zaczerwieniłam się. On już planuje ślub? Nawet się nie oświadczył.
-Już planujesz ślub?...To nie za szybko?....
-Annie. Już pora wkroczyć w dorosłość.
Poczułam się tak, jakbym musiała się z nim ożenić, bez względu na wszystko.
-Jeszcze nic nie wiadomo. Mogę umrzeć w ciągu tych 2 lat.
-Nie mów tak Annie. Zabraniam ci. Będę cię chronił. Nikt, ani nic, cię nie skrzywdzi.
Przytuliłam go. Objął mnie.
-Zadaj mi jeszcze jakieś pytanie - mruknął
-Zaśpiewasz mi coś?
Zamilkł. Byłam ciekawa jak śpiewa. Nie sądziłam jednak, że tak mi odpowie.
-Nie.
-Hm?
-Nie przepadam za śpiewem.
-No...No dobrze... Po prostu Shiven mówiła, że pięknie śpiewasz.
-Nie miała prawa mnie słyszeć. Zwiodła cię.
Shiven by mnie okłamała? Nie wierzę w to. Joke też nie jest kłamcą. K9mu już mam wierzyć.
-Skoro tak sądzisz.
-Annie. Kończy nam się czas w tym miejscu. Masz szansę zapytać mnie ostatni raz.
Odchyliłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
-Obiecujesz mi, że mnie nigdy nie zostawisz i nigdy we mnie nie zwątpisz?
-Choćby świat tonął w płomieniach.
Pocałowałam go wtedy. Po pocałunku zorientowałam się, że wróciliśmy. Staliśmy przy fontannie. Joke znów był ubrany na czarno. Zniknął zapach kwiatów.
-Zabierz mnie tam jeszcze kiedyś... Proszę... - oparłam się czołem o jego tors.
-Dobrze - pogładził mnie po głowie - Demon się wybudza. Zaszyję się byś nie ujrzała tej bestii...
Spojrzałam na niego, poszedł do siebie. Pobiegłam do Valentino. Zapukałam. Wewnątrz zastałam jedynie kartkę : ,, Jestem na misji, nie ma mnie xD " . Westchnęłam. Wyszłam z pokoju. Usłyszałam coś z pokoju Shadowa. Zajrzałam tam.
-Shadow?... - weszłam do środka.
Rozejrzałam się. Już wtedy zauważyłam tu coś podejrzanego. Wszystko było na swoim miejscu, a jeszcze niedawno był tu bałagan. Usłyszałam zamykane drzwi. Odwróciłam się. Shadow stał przy drzwiach, zamknął je.
-Shadow? Chciałam porozmawiać - złapałam się za ramię.
-Ja też - mruknął - O nas.
-O nas?... Shadow. Nie ma żadnych nas i nie będzie. Chciałam cię jedynie przeprosić za moje idiotyczne zachowanie. Niestety do ciebie nie wrócę. Kocham Jokea i tego nie zmienisz.
-Annie - przybił mnie nagle do łóżka, był ciężki - Joke się nie dowie. Proszę.
-Co ?! - krzyczałam - Puszczaj!
Próbowałam się mu wyrwać. Krzyczałam. Usłyszałam uderzenie. Joke wyważył drzwi i jednym silnym pociągnięciem zrzucił Shadowa na ziemię. Usiadłam wystraszona.
-Joke... - odetchnęłam z ulgą.
Po chwili jednak dojrzałam jak wściekły jest Joke. Rzucił bratem o ścianę.
-Jak śmiałeś?! Kto pozwolił ci ją dotknąć?! Kto?!
-Chciałem by do mnie wróciła!
Joke podniósł go jedną ręką za szyję. Shadow coś mruknął duszony.
-Joke! - zeskoczyłam z łóżka i złapałam Jokea za ramię - Przestań!
Joke spojrzał na mnie czarnymi oczami. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
-J...Joke... - odsunęłam się.
Dłoń, którą nie trzymał Shadowa zamieniła się w duże czarne ostrze, wziął zamach. On go zabije!
-JOKE NIE! - wrzasnęłam stając przed nim.
Przebił mnie. Widziałam jego rękę przechodzącą przeze mnie na wskroś. Słabo mi się zrobiło. Obraz przed moimi oczami się rozmazał. Z mych ust spłynęła ciemno-czerwona fala  krwi. Zbladłam. Spojrzałam na Jokea. Jego oczy wróciły do normy, również zbladł. Zamarł. Puścił Shadowa i wyciągnął ze mnie rękę. Padłam na ziemię. Shadow cofnął sie do rogu, był przerażony.
-Coś ty zrobił... - mówił.
Joke stał, patrzył na mnie wykrwawiającą się na ziemi.
-ANNIE! -wrzasnął potężnie.
Kucnął przy mnie i mnie lekko podniósł. Przytulił mnie mocno. Usłyszałam jak zapłakał.
-Joke....-mruknęłam ledwo, umierając - nie... płacz...
Zaczął coś szeptać.
-Czemu to nie działa?! - wrzeszczał.
Nie było Valentino. Nie miał mnie kto jak uratować. To był ten dzień. To dziś umrę. Cieszę się, że jednak kogoś uratowałam. Poświęciłam się, by Shadow mógł żyć. Usłyszałam Shiven.
-ANNIE! PUŚĆ MNIE LUCEK! JOKE!
Nie widziałam jej. Widziałam z resztą coraz mniej. Obrazmi się rozmazywał. Joke wyglądał jak przez mgłę.
-Annie. Błagam..... Kocham cię....Przepraszam....Ja... - ucałował mą dłoń.
-Jo-Joke.... - straciłam głos.
Czułam jakby dusza ze mnie ulatywała. Serce przestało bić. Straciłam oddech. Nagle czerń.
Joke. Gdziekolwiek jesteś. Kocham cę bardzo mocno.
Babciu, przepraszam jak nigdy.
Valentino, nie płacz po mnie.
Shiven, wybacz mi, że odeszłam.
Victor, wiem, że byłam suką. Bardzo przepraszam.
Nie byłam idealna. Nikt nie jest.
Czuję na sobie czyiś wzrok. Jak kiedyś w moim pokoju. Joke, czy to ty?
Chcę drugiej szansy. Kocham ich wszystkich.
Muszę wrócić.
Muszę!
Nie chcę odejść.
Potrzebuję ich.
Potrzebuję życia.
Dajcie mi drugą szansę.
Poprawię się.
Będę pamiętać o mocy.
Zmienię się.
Obiecuję.
Tylko...
Oddajcie mi...
Oddech...
Bicie serca...
Miłość...
Szczęście...
Płacz...
Wszystko co miałam...
Może troszkę mniej...
Bez tych wad...
I złości...
Nie chcę umierać...

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz