*~ Czarny Las - Rehabilitacja ~*

45 3 0
                                    

Patrzyłam na niego zmartwiona. Zniżył wzrok i zabrał dłoń z mojego policzka. Wziął wdech.
-Wezwanie od Lasu Kości już od początku wydawało się podejrzane... Prośba o pomoc jednego z silniejszych obozowisk było rzeczą dziwną. Mogłem tam nie iść w pojedynkę...
-Joke...
-Okazało się to zasadzką. Przebili me ciało kośćmi. Od tyłu, przodu i z góry. Nie mogłem się ruszyć. Tonąłem we własnej krwi. Zaczęli mnie niszczyć od środka, mianowicie, wysysali ze mnie moc do zbiornika. Ostatkiem sił za pomocą mocy go zniszczyłem. Wybuch spowodował ogromne zniszczenia i pogorszenie mych ran. Teleportowałem się w pierwsze miejsce o jakim pomyślałem...
-...O moim pokoju?... Przecież tutaj nic by ci nie pomogło.
-... Zacząłem przeszukiwać pokój mimo bólu... Po chwili się poddałem, położyłem się na łóżku i przykryłem. Chciałem... Chciałem jeszcze przed śmiercią ujrzeć twą twarz, poczuć twój zapach, dotknąć cię...
-Joke...Doceniam to, ale tu chodziło o twoje życie.
-I co?... Nienawidzę swojego życia. Kocham za to twoje...
-Co?
-Przepraszam...To źle zabrzmiało... Liczy się dla mnie twoje...
-Nie wygaduj głupot. Im dłużej ciągniesz to co mówisz, tym bardziej to nie ma sensu. Przecież nic mi nie grozi. Gdybyś umarł... Nie rób nigdy czegoś takiego, jasne?
Spojrzał na mnie.
-No dobrze, Annie.
Uśmiechnęłam się. Przypomniałam sobie o czymś.
-Zaraz obiad. Jeśli wolisz odpocząć to zrozumiem.
-Obiad to poważny posiłek - usiadł, złapał się za klatkę piersiową - Czuję się jakby zerwano mi każdy nerw...
Do pokoju wszedł Whisper, wprowadził do niego wózek inwalidzki.
-Witam, witam. Być może to się wam przyda - na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
-Próbujesz mnie upokorzyć? Miałem o wiele gorsze przypadłości! - wstał.
Odsunęłam się od łóżka automatycznie podnosząc się z ziemi. Nie minęła minuta, a Joke stracił czułość w nogach i na mnie upadł. Był za ciężki, co spowodowało i mój upadek. Przygniótł mnie, w końcu ma 2 metry wzrostu i na dodatek jest umięśniony.
-Joke! Zgniatasz mnie! - krzyczałam ledwo łapiąc powietrze.
Podparł się nade mną na łokciach. Zaczerwieniłam się.
-Wybacz mi moją niesforność. To dość niekorzystna pozycja.
-T-Tak.
Dopiero wtedy przypomniałam sobie o Whisperze. Gdy spojrzałam w jego stronę, okazało się, że wyszedł.
-M-Możesz sam usiąść na krześle?...
-Postaram się - usiadł obok mnie i z trudem ale usiadł jakimś cudem zasiadł na krześle.
Wstałam i otrzepałam się z kurzu. Podeszłam do krzesła inwalidzkiego, na którym siedział i chwyciłam je od tyłu. Wyjechałam z nim z pokoju.

-Annie. Dziękuję ci, że mi pomagasz. Wstyd mi trochę, że doprowadziłem się do takiego stanu.
-To nie wstyd potrzebować pomocy.
-...Masz rację. Wybacz mi.
-Spokojnie.
Rozmawiałam z nim prowadząc go przez korytarz.
-Nie jest ci ciężko? Do najlżejszych osób nie należę.
-Wyrobię sobie mięśnie, by cię następnym razem uratować.
-Annie, nie mów takich głupot.
-Hm?
-Nawet najsilniejszy, najszybszy, czy nawet największy człowiek świata nie sprosta nadnaturalnym mocom. Nie oszukuj się.
-Jak zdobyć takie moce?
-Po co ci ta wiedza?
-Czyli można je zdobyć?
-To... - westchnął - Nie chciałbym cię w to mieszać.
-Jak to? Myślisz, że jestem za słaba?
-Nie wypowiedziałem tych słów. Chodzi mi o to, że zdobycie mocy nie jest czymś dobrym... Zwłaszcza w ten sposób jak ja.
-Jest wiele sposobów?
-Przeciętnie korzysta się z jednego, w miarę prostego, ale zrobi się jeden błąd i dana osoba umiera. Nie mam zamiaru cię narażać.
-...A w jaki sposób ty zyskałeś moc?
Wtedy zamilkł. Poruszyłam jak widać bolesny temat. Już miałam się odezwać, ale mnie wyprzedził.
-Porozmawiajmy o tym po obiedzie. Przeczuwam, że lepsza pora na szczerą rozmowę jeszcze nadejdzie, ale po co czekać? I tak jestem ci winien sporo słów.
Zaskoczył mnie. Od kiedy stał się taki otwarty? Przyznam, że się cieszę że dowiem się czegoś więcej na jego temat. Postanowiłam zmienić temat.
-Shadowa wtedy już z tobą nie było?
-Chciał iść ze mną, ale moja duma i odwaga walczyły jak zawzięte.
Musiałam sobie poukładać w głowie to co powiedział, bo jego sposób mówienia jest strasznie specyficzny.
-Gdyby jednak tam ze mną był, za dużo by nie zdziałał. Mieli przewagę liczebną.
-Są silniejsi od nas?
-Gdyby nasze obozowiska w całości stawiły się na przeciw sobie... Jest ich stanowczo więcej, ale jednak wygrywamy wartością naszej mocy. Mamy tutaj jedne z najrzadszych typów magii.
-Hm?
-Shadow. To humanoid o destrukcyjnej sile, która, jeśli ją zrozumie i nauczy używać, może zniszczyć wszystko. Sam w sobie jest najlepszym wojownikiem o orężu zwanym kataną jakiego znam. Lucyfer. Człowiek koszmar. Miesza w ludzkich umysłach, przewiduje ich ruchy, potrafi doprowadzić do strachu, którego nie wywoła najlepszy horror czy morderca. Shiven. Chłodny rycerz. Kobieta o zdolnościach kontroli lodu i śniegu. Stworzy wszystko, nawet istoty żyjące. Whisper. Wilkołak płonący żywym ogniem, podpali wszystko. Ma zdolności pozwalające mu na leczenie sojuszników. Potrafi też bardzo dobrze odwracać uwagę, zwłaszcza kobiet.
-A ty?
-Ja?...Nie w smak mi mówić o sobie...
-Nigdy nie widziałam twojej mocy. Bynajmniej w pełnej okazałości.
-Też nie widziałem. Mówiąc potocznie...Jest we mnie coś, co by pokazać cały swój potencjał, musi znaleźć konkretny powód.
-Nigdy nie miałeś ,,konkretnego powodu" do walki? - spytałam zdziwiona.
-Miałem. Bardzo dużo. Jednak nie czułem, że daję z siebie wszystko. To były walki bardziej z przyzwoitości, przymusu.
-Nie rozumiem...
-Masz prawo. Nie sądzę byś kiedykolwiek walczyła.
-To raczej oczywiste. Przeciętni ludzie nie walczą. No chyba, że to bokserzy, wojsko, policja...
-Nie chodzi mi o taki sposób walki. Posiadanie mocy to nie jest zabawa, życie czy co tam wymyślisz. To nieustanna walka przeciwko innym i przeciwko sobie. Zauważ. Jest tyle obozowisk. Oznacza to, iż wiele ludzi ma moce. Dlaczego nikt o nich nie wie?
-Bo sie ukrywacie?
-Sądzisz, że nie ma takich co by występowali na scenie wiążąc występy z mocami? Mylisz się. Dużo jest takich osób. Przeważnie te osoby zostają zabijane, więżone pod kluczem albo starają się walczyć z samym sobą. Jak świat się o nas dowie...Licho wie co by nastało.
-Joke?
-Tak?
-Od kiedy stałeś się taki rozmowny?
-Przepraszam, ale czytałem ci w myślach. Wiem czego chcesz, więc ci to daję.
-Gdybyś nie wiedział, to byś nic mi nie powiedział, tak?
-Jestem ci winien wielu odpowiedzi, masz rację. Znajdą się niestety pytania, których odpowiedzi zatrzymam dla siebie.
-Słuchasz mnie?
-Owszem.
-Nie. Nie słuchasz.
Doszliśmy do kuchni, wprowadziłam go i przysunęłam do stołu. Ustawiłam następnie blokadę na jego kołach, by samowolnie nie odjechał. Usiadłam na krześle naprzeciw niego. Do kuchni wbiegła Shiven, dyszała.
-Joke! To prawda?! - podbiegła do niego - Wszystko dobrze?
-Trochę mi słabo, ale poza tym dziękuję za troskę.
Shiven na mnie spojrzała.
-Annie! Widziałam twój pokój. Tyle krwi...tak dużo krwi....
-Dlatego szybko wyszedłem. Moje zmysły wariują przy takich ilościach - dodał Val wchodząc i zajmując miejsce, tuż przy mnie.
-Annie. Tak mi przykro...Odkupię meble. Obiecuję, że nie zauważysz różnicy.
-Dziękuję - odpowiedziałam.
-Myślę, że Shadowa tam w częściach nie zostawiłeś - dodał żartobliwie Valentino.
-Nie było go ze mną.
-Aha.
Lucyfer zaczął każdemu przynosić jedzenie. Na obiad były pierogi z kapustą i grzybami. Zanim zaczęłam jeść spojrzałam na Jokea. Siedział i milczał, nic nowego. Coś mi nie pozwalało jeść, przez przypadek wlepiłam w niego wzrok. Spojrzał na mnie jakby ogłuszony mym spojrzeniem. Zaraz zniżyłam wzrok i zaczęłam wreszcie posiłek. Nie zjadłam za dużo. Zaczęłam spoglądać na innych. Przy stole siedzieli wszyscy oprócz Shadowa. Chłodny rycerz, Shiven. Płonący wilkołak, Whisper. Człowiek koszmar, Lucyfer. Joke, można powiedzieć że król demonów. Valentino... Chwila moment! Joke nie wspomniał ani słowa o Valentino. Czyżby o nim zapomniał?
Val wstał po chwili i wyszedł. Widocznie nudziło go patrzenie na wszystkich jak jedzą. Joke robi to zawsze, ciekawe jak to jest. Nosić maskę i móc ją zdjąć tylko wtedy gdy jest się samemu. Nie zwróciłam nawet uwagi jak długo tu siedzę. Znów się rozejrzałam. Pozostałam tylko ja i Joke. Wstałam nagle.

-Przepraszam! Przeze mnie nie możesz zjeść! Już wychodzę.
-Spokojnie Annie, nic się nie stało.
Idąc do wyjścia usłyszałam brzdęk. Odwróciłam się. Widelec Jokea leżał na ziemi, a ten próbował się do niego nachylić. Gdy już go dosięgał, wyprostował się nagle i chwycił za brzuch. Podeszłam do niego i podniosłam widelec. Następnie ruszyłam do zlewu i go tam włożyłam. Wyciągnęłam nowy i mu go podałam.
-Przepraszam za kłopot. Wszystko mnie boli. Nie mogę utrzymać nawet bzdurnego widelca.
-Może ci pomogę?
-Co masz na myśli?
-Nakarmię cię.
-Dobrze wiesz, że-
-Zamknę oczy. Jeśli będziesz chciał to nawet zawiążę ręcznik wokół głowy.
-Jesteś pewna?
-Nie pozwolę ci umrzeć z głodu - uśmiechnęłam się.
-Czuję się jakbym to już gdzieś kiedyś słyszał...
-Hm?
-Nieistotne. Wracając do tematu naszej rozmowy. Zamykając oczy nie trafisz mi widelcem do ust. Uniosę więc trochę maskę. Cokolwiek się stanie, nie patrz mi w twarz.
-Tak, tak - przyciągnęłam do siebie jego talerz i pokroiłam pierogi.
Joke zdążył w tym czasie unieść maskę. Postanowiłam się skupić właśnie na niej, by nie spojrzeć mu choćby na fragment brody czy ust. Mój pomysł zdał test pomyślnie. Gładko poszło. Nawet nie zorientowałam się, że talerz jest pusty. Joke naciągnął maskę.

-Twoja pomoc jest mi niezbędna. Dziękuję, że utrzymałaś swą ciekawość na wodzach.
-Nie ma za co. Przecież się przyjaźnimy, prawda?
-Nie zaprzeczam.
-Dokąd teraz?
-Do mojego pokoju. Pomożesz mi znów.
-Nie ma sprawy.
Wstałam i poszłam z nim do jego pokoju. Zamknęłam za nami drzwi.
-A więc? Co mam zrobić?
-Włącz komputer, wejdź w przeglądarkę, następnie do zakładek. Powinna być tam strona z umeblowaniem. Wejdź w ,,Dokonane zamówienia" i zamów te wszystkie rzeczy po raz drugi.
-Naprawdę ci zależy na moim pokoju - zaczęłam robić tak jak mi kazał.
Przyglądał się temu co robię, gdzieniegdzie mi podpowiadał. Skończyliśmy w końcu.
-Od obiadu nurtuje mnie pewna rzecz - zaczęłam.
-Jakaż to?
-Gdy mi opowiadałeś o tych całych mocach zapomniałeś o Valentino.
Zamilkł na moment.
-Otóż... Ciężko się przyznać, lecz nie posiadam za dużej wiedzy o tym co potrafi Val.
-Jak to?
-Wiem, że jest wampirem i jest nieśmiertelny. Same te dwie rzeczy czynią go niezniszczalnym i silnym. Skoro ma jeszcze jakieś moce to na liście od najmocniejszych do mniej mocnych zajmuje drugie miejsce.
-Pierwsze miejsce to pewnie ty, prawda?
-Dobrze myślisz. Niekomfortowo mi z tym, że musisz mi pomagać w każdej czynności, gdy jestem uznawany za najlepszego.
Odwróciłam wzrok.
-Skoro aż tak ci niekomfortowo, to zawsze możesz poprosić Whispera czy Valentino o pomoc. Wcale nie muszę się udzielać.
-To nie tak.
-A jak? - spojrzałam na niego zdenerwowana - Zachowujesz się tak, jakbyś był jakimś królem. Nie pomiataj mną.
-Annie... - zniżył wzrok - Tu nie chodzi o ciebie... Przez całe życie byłem zdany na siebie, byłem sam. Nikt mi nie pomagał i do tej pory nikt nie pomaga, teraz to nawet nie ma powodu. Dlatego mi z tym dziwnie.
-Jak mogłeś być sam? Przecież masz braci.
-Odzyskałem ich dopiero podczas tworzenia obozowiska.
-Co się stało?
-...Nie mam pojęcia, ani nawet zielonego.
Położyłam dłonie na jego policzkach, w zasadzie to na masce i nasze oczy się spotkały.
-Potrzeba czyjejś pomocy to nie oznaka słabości. To oznaka tego, że było się silnym za długo.
-Twoje słowa są kojeniem dla mego bólu.
Zaczerwieniłam się i zabrałam dłonie.
-Jestem zbyt rozrzutny wobec słów.
-Może trochę...
Potem rozmawialiśmy o mnie. Wolałam wam oszczędzić czytania jak to pękam ze śmiechu, czerwienie się czy nawet smucę. Mówiliśmy o rzeczach już dobrze wam znanych. Nadeszła pora kolacji.
-Pora się zbierać - zaczęłam - Zaraz kolacja.
-Nie jestem głodny, możesz wybrać się sama.
-Nie pozwolę ci tu zostać samemu.
-Nic mi nie będzie.
-Przed wyjazdem też mi tak mówiłeś, a teraz siedzisz na wózku.
-Zawsze się o mnie martwisz, cokolwiek bym nie zrobił.
-Dlatego nie pójdę na kolację, a z resztą głodna nie jestem.
-Zdajesz się zmęczona - powiedział znikąd.
-Czemu?
-Ziewasz co chwilę.
-Naprawdę? Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. Możesz iść już spać.
-Niby gdzie? Widziałeś mój pokój.
-Dzisiaj śpisz u mnie. Moje posłanie stoi dla ciebie otworem. Ja użyję fotela.
-Że co? Chyba oszalałeś! To ja będę spać w fotelu. Powinieneś leżeć w miekkim i ciepłym łóżku.
-Ale-
-Bez gadania!
-Przyznam, że jestem śpiący.
-Pomogę ci - podjechałam z nim do łóżka.
Wpełznął jakoś na nie i na nim usiadł. Zaczął się rozbierać.
-Ja...Ja nie będę przeszkadzać - podeszłam do fotelu i na nim usiadłam. Starałam się odciągnąć od niego wzrok, ale me starania na nic.
Najpierw ściągnął z siebie marynarkę, rozwiązał i zdjął krawat, zrzucił z siebie białą koszulę.

-Przyznam się, że trochę mi lepiej. Moc do mnie wraca - dodał.
Nie odpowiedziałam, bo to co ujrzałam odebrało mi głos. Ramiona szersze od bioder. Dosyć dobrze umięśnione ciało. Co ja gadam...BARDZO UMIĘŚNIONE. Po chwili ściągnął spodnie i skarpety. On ma takie seksowne ciało... Dlaczego nosi te cholerne garnitury?! Zakrywa takie cudo... ,,Cuda" za długo nie mogłam podziwiać, bo schowało się pod kołdrą. Leżał tak. Nie miałam odwagi się tak przy nim rozebrać. Najgorsze było to jak sobie przypomniałam o czymś ważnym... On potrafi czytać w myślach... Spokojnie Annie, bez stresu...
Ten fotel był strasznie niewygodny. Każda pozycja powodowała ból pleców.

-Coś nie tak Annie? - mówił do mnie w kółko patrząc w sufit.
-Nie, nic!
-Nie kłam... Fotel jest niewiarygodnie uwierający. Gdy ostatnim razem z niego korzystałem mocno bolał mnie kręgosłup.
-Nic nie poradzę.
-Możesz spać ze mną - położył się na brzuchu i zaczął się na mnie patrzeć.
-C-Co? - moje policzki objęła czerwień.
-Przyrzekam, że nie będę patrzył na twe dobra fizyczne. Nie musisz się nadaremno przejmować.
-J-Ja....J-Ja...
-Śmiało. Nie wstydź się.
-...No....No dobra! Odwróć się!
Zrobił jak kazałam. Powoli się rozebrałam. Zostałam w samej bieliźnie, bo w bluzie byłobg mi gorąco. Mój organizm zwariował, nie mogłam się ruszyć. Po chwili się przełamałam i wsunęłam się obok niego pod kołdrę. Przykryłam się cała, a mimo tego nadal mi było zimno.
-Dobranoc Annie.
-Do-Dobranoc.
Moje ciało delikatnie drżało z zimna. Już miałam zasnąć, ale zdarzyło się coś co o mało nie wywołało u mnie krzyku. Joke śpiąc, albo może udając że śpi, przyciągnął mnie, chwytając mą talię, do siebie i mocno przytulił od tyłu. Oparł się brodą o moje ramię. Czerwień pokryła całą mą twarz. Nie mogłam ani drgnąć. Czułam jak jego mięśnie brzucha stykają się z moimi plecami. Na samą myśl o tym przechodził mnie dreszcz. Joke nigdy nie był tak blisko mnie, skóra przy skórze.



Część 15 właśnie skończona ; ) !
Jakie moce ma Valentino?
Co wstąpiło w Jokea?
Czy Joke odpowie na kolejne, problematyczne, pytania?
Kiedy wróci Shadow?

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz