*~ Czarny Las - Wieści ~*

9 0 0
                                    

Gdy tak na niego czekałam, myślałam o paru istotnych rzeczach. Czy Shiven i Lucyfer się pobrali? Od kogo Valentino dostał fortepian? Czy Shadow narysował swój portret w moim szkicowniku? Tyle pytań... Spojrzałam na prysznice. Uśmiechnęłam się podstępnie. A co gdybym tam weszła, a Jack byłby nagi? Zaczerwieniłam się. Gdybym go podkusiła, to może ta jego cała zasada ,,po ślubie" straciłaby dla niego jakąkolwiek wartość? Wymyśliłam plan. Wślizgnęłam się cicho do środka, Joke jednak stał już z ręcznikiem owiniętym przez biodra czesząc swoje włosy.
-Coś się stało? - zapytał patrząc na mnie.
-Plan B! - krzyknęłam w myślach.
-Jack, coś mnie ugryzło.
Zmartwił się, podszedł bliżej mnie. Woda spływała po jego silnych barkach.
-W którym miejscu? - zapytał.
-Lewa pierś - zarumieniłam się.
Chwycił za moją bluzę i błyskawicznie ją ze mnie zdjął. Spojrzał na moją pierś.
-Nie widzę śladu ugryzienia. Podejrzewam w twym zachowaniu podstęp - złożył ręce.
-Jack, czy ja ci się w ogóle podobam? - spytałam zniżając wzrok.
-Słowami nie da się ująć twego piękna - rzekł.
Spojrzałam mu w oczy. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i przybijając go plecami do zlewu, pocałowałam go. Położył dłoń na moim policzku. Przestał w pewnym momencie.
-Annie, zaprzestań swych czynów.
Spojrzałam na niego.
-Nie pociągam cię, ani trochę?
-Sensem pozbawiona byłaby nasza miłość, gdyby podniecenie było jej ogniwem.
-Jack, ja-
-Rozumiem twe pragnienie miłości, gdyż nigdy jej w ten sposób nie doświadczyłaś, lecz nie wymuszaj jej na mej osobie. Proszę cię o tę jedną rzecz. Nie jestem gotów.
Jestem naprawdę samolubna.
-Przepraszam - mruknęłam.
Joke pocałował mnie delikatnie w czoło. Użył mocy i był już ubrany w garnitur. Patrzył mi spokojnie w oczy, złapał mnie za dłoń.
-Obozowisko dzięki twej osobie jest coraz cieplejsze.
-Dziękuję - nadal miałam wyrzuty sumienia przez moją samolubność - Nadal mam parę pytań Jack.
-Okazję na zadanie ich otrzymasz, gdy już będziemy w mym pokoju - ruszyliśmy do windy.
Jadąc tak nią spoglądałam na swoje odbicie w kafelkach. Odbicie Jokea było... mrożące krew w żyłach. Miał rogi, był chudy; nie umięśniony, troszeczkę wyższy, a jego oczy miały dziwny połysk. Ścisnął mnie mocniej za dłoń, skierowałam ku niemu swój wzrok.
-Nie spoglądaj na ściany - mruknął - Me odbicie nie jest godne twojego wzroku.
-Dlaczego wygląda inaczej?
-Odpowiem ci na twe pytanie, jeżeli obiecasz nigdy więcej na nie nie patrzeć.
-Obiecuję. Naprawdę.
Drzwi windy się otworzyły, a my z niej wyszliśmy.
-Odbiciem jest przybrana ludzka forma tkwiącego we mnie demona. Niebezpieczne na niego spoglądać, Annie.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Dlaczego wygląda jak ty?
-Demony zstępują ze swego świata, by poznać ludzkość. Ja jestem pierwszym człowiekiem, jakiego poznał, także więc jego doświadczenie jest niskie. Kradzież mego wyglądu to rzecz normalna, po mnie będą inni.
-Po tobie? Czyli kiedy?
-Gdy zginę - odpowiedział chłodno idąc ze mną w stronę jego pokoju.
Zamilkłam, cała drogę byłam cicho. Przykro mi się zrobiło po jego odpowiedzi. Co by było gdyby Joke zginął? Potrafiłabym dalej fukncjonować? Kto władałby obozowiskiem? Kto, by nas chronił? Kto? Próbowałam odgonić te okrutne myśli, ale nie było to łatwe. Pomijając fakt, że Joke jest moim narzeczonym, jest wyjątkowo istotną osobą w obozowisku, w Czarnym Lesie, dla Rady.
Usiadłam na łóżku w jego pokoju, rozmyślałam. Joke tymczasem zdjął marynarkę i powiesił ją na jednym z wieszaków w swojej dużej garderobie. Następnie usiadł obok mnie, oparłam się głową o jego ramię.
-Cóż za rzeczy trapią twą delikatną osobę? - zapytał.
-Powiedziałeś, że demon opuści cię, gdy umrzesz. Jack, czy ty wiesz kiedy to będzie?
-Jedyną osobą, której na posiadaniu wiedzy o swej śmierci zależy wręcz kolosalnie, jest Vincent. Mej osobie nie wiadomo nic o śmierci, która kiedyś zapuka do mych pełnych życia drzwi.
-A co jeżeli demon cię opuści przed śmiercią?
-Nie zanotowano ów przypadku.
-Czyli to niemożliwe?
-Z awersją stwierdzam, iż tak.
Zniżyłam wzrok, westchnęłam.
-Mam jeszcze parę innych pytań. Co z ślubem Shiven i Lucyfera?
-Pobrali się tkwiąc w cierpieniu po stracie ciebie. Wesele było spokojne i ciche, oznajmiłbym że puste.
-Smutne...
-Możliwe. Jednakże napawa ich szczęście z wiedzą o twym trwaniu wśród żywych.
-Fortepian Valentino. Od kogo go dostał? Dlaczego?
-Pragnąłem, by mój brat nie kaleczył siebie wskutek bólu, lecz przemieniał go w sztukę. Ma dar do gry i śpiewu, zajęcie nimi myśli trudne nie jest.
-Kiedy wrócą Whisper i Shadow?
-Jest to poza mą kontrolą. Wszystko jest zależne od nich samych.
-Dlaczego?
-Obozowiska nie są jednostkami wojskowymi.
Podniosłam się i usiadłam mu na kolanach wtulając się w niego.
-Zimno tu - mruknęłam.
-Sięga cię zapewne przeziębienie - podniósł mnie na rękach i położył na łóżku.
Przykrył mnie pościelą i kocem.
-Jack, nie jestem przeziębiona.
Siedział przy mych nogach.
-Jednakże twe ciało ogarnia chłód i bezsenność. Sen w cieple jest dobrym pomysłem.
-Joke, śpij ze mną - poprosiłam.
-Annie, jestem zmuszony odmówić.
Zdziwiłam się troszkę.
-Dlaczego?
-Muszę zająć się niektórymi sprawami.
-Nie będziesz spał?
-Ileż nieprzespanych mocy mam za sobą... Niepotrzebne jest twe zmartwienie.
Zniżyłam wzrok. Chwycił mnie za dłoń.
-Dobranoc ma Różo - opuścił następnie pokój cicho zamykając za sobą drzwi.
Zostałam sama w ciemnym pokoju, usiadłam na łóżku. Nie potrafiłam zasnąć. Usłyszałam ciche stukanie, spojrzałam w stronę okna. Coś się za nimi świeciło. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, to oczy Shadowa tak świeciły. Uśmiechnął się. Uchyliłam okno, by móc go słyszeć.
-Wróciłaś Annie... - uśmiechał się stęskniony.
-Co ty tutaj robisz?
-Zrobiłem sobie małą przerwę, więc wróciłem na chwilę do obozowiska. Przeskanowałem cały teren i cię wykryło. Wierzyć się nie chce, że znów tu jesteś.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Jesteś z Jokem? Nie sądzę, po tym co ci zrobił...
-Jestem z nim, wybaczę mu wszystko - złożyłam ręce, by wyrazić niezgodę.
-O... Myślałem - zniżył na moment wzrok.
-Nie, nie jestem wolna - westchnęłam poirytowana.
-Wybacz! Nie o to mi chodziło!
-A o co? Pogódź się, że kocham Jokea i nic tego nie zmieni.
-Val miał rację, nie przegadam ciebie - zaśmiał się nerwowo.
-Co Val ci mówił? - zaciekawiłam się.
-,,Stary, nie ma co się męczyć. Ona należy do Jokea. Jak pies i kość, nie odciągniesz jednego od drugiego.". Cytuję.
Zaśmiałam się lekko, cały Val.
-Nie uraziło cię to?
-Dlaczego miałoby urazić? Val to mój przyjaciel.
-A ja kim dla ciebie jestem? - przyłożył dłonie do szyby.
-Kolegą. Nie jestem gotowa na przyjaźń z tobą.
Uderzył dłonią w szybę.
-Czemu mnie tak katujesz? Sądziłem, że jesteśmy chociaż przyjaciółmi.
-Shadow, nie jestem gotowa, zrozum.
-Właśnie nie rozumiem. Staram się i staram! Jako pierwszy pobiegłem cię szukać i odzyskać!
-Skoro pobiegłeś pierwszy, to słabo ci poszło, bo Joke mi zwrócił pamięć.
-Tylko on wiedział gdzie konkretnie jesteś i nie chciał nikomu powiedzieć! Byłem nawet w twoim domu!
-Czekaj... To ty narysowałeś swój portret w moim szkicowniku?
-No tak... A kto inny?... - posmutniał - Wierzyłem, że wrócisz do domu i po tym rysunku sobie coś przypomnisz.
-Powiedziałabym, że to miłe, ale to jest też samolubne - zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego?
-Potrafisz rysować, a jednak narysowałeś tylko siebie, bym przypomniała sobie jedynie o tobie. Bym nadal nie pamietała o reszcie, ale pamiętała ciebie. Jak mogłeś?
-Nie chodziło mi o to. Znalazłabyś wtedy obozowisko i Joke zwróciłby ci pamięć szybciej. Gdyby chodziło mi tylko o mnie... to byłoby nawet niewykonalne. Joke, by cię odszukał nawet gdybym cię zabrał do mojej ukrytej gildii.
-...W tej kwestii masz rację - zniżyłam wzrok przygnębiona - Wybacz.
-Ale mała cząstka mnie liczyła, że stanie się tak jak powiedziałaś - spojrzałam na niego zdenerwowana - Ale taka malutka.
Przewróciłam oczami.
-A ... Czemu nie otworzyłaś okna? Boisz się mnie?
-Nie. Jest zimno. Może nie czujesz, ale ja tak.
-Aaa - zrozumiał - Możliwe, że rzeczywiście jest zimno. Ludzie chodzący poza lasem są w kurtkach.
-No...
Czy on zawsze był taki jakiś... dziwny? Mam nadzieję, że to nie jest jakaś słaba parodia Jokea, by mi się przypodobać.
-Shadow, chyba pójdę już spać - chwyciłam za klamkę od okna.
-Tak szybko? Porozmawiajmy jeszcze! Tak mało rozmawiamy...
Spojrzałam mu w jego metalowe oczy.
-O czym chcesz jeszcze rozmawiać?
-Chcę wiedzieć jak to jest. Jak to jest niczego nie pamiętać?
Puściłam okno i spojrzałam w ziemię.
-To tak bezduszne uczucie. Jakby coś było, ale schowane za mgłą. Wszystko ma swoje źródło, ale nie możesz do tego źródła dotrzeć.
-Nie mogę uwierzyć, że Joke cię na to skazał. Jak on mógł.
-Naprawdę muszę kończyć - uśmiechnęłam się sztucznie zamykając okno i zasłaniając je zasłoną.
Sztuczny uśmiech zniknął. On cały czas próbuje mnie sprowokować, bym myślała, że Joke to zły człowiek. Chciał mnie zwyczajnie chronić, wolał dać mi wolność; tak bardzo mnie kocha. Shadow jest naprawdę wredny i samolubny. Usiadłam na łóżku i wzięłam głęboki wdech, następnie głęboki wydech. Mimo wszystko strasznie tęskniłam za Czarnym Lasem, mimo że wtedy nawet o tym nie wiedziałam. Chyba znowu pójdę do Vala, jak zawsze gdy nie mam co robić, lub gdy potrzebuję porady. Wyszłam z pokoju mając nadzieję, że Joke nie zauważy, że nie śpię. Stanęłam pod pokojem Vala, weszłam do środka, gdybym nie spojrzała w dół, to bym najpewniej coś sobie zrobiła. Na środku pokoju było otwarte zejście schodami w dół. Ruszyłam po cichu i powoli w dół. Im niżej byłam, tym bardziej dochodził do moich uszu czyiś śpiew. Schody doprowadziły mnie do miłej w dotyku kurtyny. Podniosłam ją i się rozejrzałam. Za nią było duże pomieszczenie. Ściany były drewniane, wisiały na nich obrazy. Ja stałam na balkonie, który po obu stronach miał schody prowadzące na dół. Oparłam się rękoma o drewnianą balustradę i spojrzałam na parter. Było tam mnóstwo granatowych siedzeń skierowanych w stronę w miarę wysokiej sceny. Po bokach sceny były przywieszone aż przy suficie, odpowiadające kolorom siedzeń, kotary. Sufit był biały i wyrzeźbiony w dość ekscentryczny sposób. Śpiew dobiegał ze sceny. To był Val. Siedział na ziemi z mikrofonem i śpiewał. Jego głos był taki piękny.
!( Głos odpowiadający Valentino:  Chase Holfelder - I Will Always Love You)!
Nie tylko głos, piosenka, którą śpiewał była równie piękna. Zdaje się, że mnie zauważył. Posłał w moją stronę uśmiech i rozpoczął refren. Donośny głos roznosił się po sali. Śpiewał tak dobrze. Jest naprawdę utalentowany, bardzo się wczuwał, a jego ostatni refren był mocny. Gdy skończył śpiewać i złapał oddech wreszcie się do mnie odezwał.
-Annie schodź tu, a nie na górze stoisz - powiedział do mikrofonu.
Zbiegłam po schodach. Po podbiegnięciu pod scenę, wciągnął mnie za rękę do góry. Uśmiechał się.
-Nie spodziewałem się ploteczek o tej porze - zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się.
-Masz naprawdę ogromny talent Val - rozejrzałam się - Co to za miejsce?
-To miejsce? - rozmarzył się - Wspomnienie, które próbuję utrwalić - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-A mówiąc nie jak Joke? - zachichotałam.
-Raczej nie wiesz nic a nic o uniwersytecie Undead Habit, prawda? - spojrzał mi w oczy.
-Undead Habit?
-A no właśnie - wciągnął zadowolony powietrze - Były czasy, gdy Rada nie rządziła. Wtedy każde dziecko, którego rodzice mieli moce, miało taki obowiązek uczyć się o mocach i lasach w uniwersytecie. O tym kim jesteśmy, nie?
Zaciekawił mnie.
-No. Gdy się kończyło ileś tam lat, trzeba było rozpocząc tam naukę. Uniwerek był ogromny, dodatkowo w innym wymiarze. Był w sumie ciekawy, trzeba było do niego chodzić, ale nie trzeba było zdawać. Był, by poznać siebie. Jeżeli komuś tam jednak zależało na wynikach testów i diagnostyk, to miał szanse na pracę w uniwerku, czy w tamtejszej mało-istotnej radzie, albo nawet zostać założycielem danego Lasu.
-Czyli trzeba było być na uniwersytecie, ale nieistotne czy ma się ambicje do nauki czy nie?
-No w sumie tak.
-Joke był tak dobry, że mógł stworzyć to obozowisko?
-Miał jedne z najwyższych wyników! Mu się należały wszystkie stanowiska, ale postanowił przyjąć tylko prawo do stworzenia lasu.
-Dlaczego?
-Demon mu tak podpowiedział, to tylko plotki - mruknął.
-Co się stało z uniwersytetem?
-No było tak, że dyrektorem uniwersytetu zostawało się z pokolenia na pokolenia. Na przykład jakis tam gosciu jest dyrem, ma syna i jak ten gościu idzie na emeryturę, to jego syn musi go zastąpić.
-A jak nie będzie chciał?
-To się stało właśnie z Undead Habit. Został zamknięty z tak błahego powodu, bo synalek nie chciał zostać dyrektorem. Wszystko to doprowadziło do władzy Radę, która robi z nas zwierzęta i morderców.
-Więc to tak... - zamyśliłam się - Ale co ma do tego to miejsce?
-Byłem w tamtejszym klubie aktorskim. Zastępowałem nawet jego szefową, występowałem. To jedyne dobre wspomnienie z uniwerku.
-Czemu jedyne?
-Znęcali się nade mną tam - westchnął, ale to niestotne. Nie chcę o tym gadać - uśmiechnął się fałszywie.
-Wybacz Val, ja nie wiedziałam...
-Okej, już dobrze. Dodatkowo nie skończyłem nauki. Gdyby kiedykolwiek odnowili Undead Habit, musiałbym to odrobić.
-Dlaczego nie skończyłeś nauki?
-To dość tragiczna historyjka i nie wiem czy jestem gotowy ją komukolwiek opowiadać...



Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz