*~ Czarny Las - Przy Ognisku ~*

28 2 0
                                    

Otworzyłam oczy. Najpierw obraz był troszkę rozmazany, ale zaraz wszystko wróciło do normy. Patrzyłam na drewniany sufit.
-Umarłam?... - spytałam przecierając zimnymi dłońmi twarz.
-Tak dobrze to nie ma - mruknął ktoś.
Spojrzałam w stronę, z której wydobył się dźwięk. Ktoś kucał przed kominkiem i metalową włócznią szturchał palące się drewno. Usiadłam na łóżku. Byłam w jakiejś drewnianej chatce. Było tu pojedyńcze łóżko, kominek, kącik kuchenny i stół z krzesłami. Przyjrzałam się facetowi, który prawdopodbnie mnie uratował. Wstał i odwrócił się moją stronę. Lethal. Dlaczego akurat on?
-Elsa się obudziła. Lubisz śnieg? - podszedł do kuchenki.
-Nie - mruknęłam.
Nie ufałam mu. Jest demonem.
-Pan Jack Lullaby znów stracił nad tobą kontrolę? Pamiętam jak w samej koszuli czołgałaś sie spod bramy - spojrzał na mnie - Interesujący widok. Uciekasz, uciekasz, ktoś cię ratuje i bajeczka ma dobre zakończenie. Dokładnie jak oglądanie starego filmu.
-Skoro coś do mnie masz to po co mnie wyciągałeś z tej wody? Gdzie ja w ogóle jestem?
-Jeden: Gdybyś tu zwyczajnie utonęła na terenie mojego domu, to przypuszczenia padłyby na mnie. Joke by mnie zamordował. Dwa: Jesteśmy w moim domu w lesie. Przez ciebie pierwszy raz odkąd tu mieszkam rozpaliłem ognisko.
Wstałam.
-Wracam do... - zamyśliłam się.
-Uciekłaś przez Jokea i teraz do niego wracasz? Mądrze - usiadł przy stole i zaczął kroić jabłko.
Westchnęłam i oparłam się plecami o drzwi. Zniżyłam wzrok zmęczona.
-On z nią już pewnie... - myślałam ściskając powieki.
-Nie wiem czy to cię pocieszy czy nie, ale dziwnie mnie przyciągasz. Demony się jeszcze ciebie uczepią.
-Co? - otworzyłam oczy.
-Przyciągasz demony. Mogą cię łatwo namierzyć. Wszystko dlatego, że i ja i Mefistofeles braliśmy udział w twoim rytuale.
-Nie rozumiem.
-Masz coś w sobie z demona, tak chyba zrozumiesz.
-Jak to? - zmarszczyłam brwi.
-Podczas rytuału wszczepiły się w ciebie pojedyńcze cząsteczki jakie posiadają we krwi demony.
-Jak to? - nie rozumiałam o czym on do mnie mówi.
-Tak to. Przez rytuał. Gdyby przemieniało cię ufo to byś coś z nich miała i mogłabyś powoli zacząć zachowywać się jak one. Demony to... Zacytuje: bestie, krwiożercze pasożyty, upadłe anioły, mordercze istoty. Jeszcze trochę, a sama będziesz zabijać bez powodu.
-Skoro zabijacie bez powodu, to czemu mnie nie zabiłeś?
Odwrócił głowę.
-Nie zabijam. Bynajmniej się staram.
-Nie sądzę. Boisz się czegoś.
-Ja? Czego? - zaśmiał się.
-Jokea. Jego mocy. Jego demona.
-Nie. To nie tak, że czuję strach. Zdaję sobie po prostu sprawę z tego, że jest silniejszy.
-Skąd tyle o nim wiesz, co? - złożyłam ręce.
-Obserwuję was lepiej niż myślisz. Widziałem też dzisiejszy odpał. Nie dziwię się, że był z tą całą Nightrun.
-Co masz na myśli?
-Opowiem ci historyjkę o Jokeu - spojrzał na mnie - Sam ci jej nie opowie. Ręczę za to. Kiedyś, tak z dwa lata temu to spotykał się z Nightrun. Dałbym głowę, że się ze sobą przespali. Potem przestało się układać, bo ta chciała nieślubne dziecko. Joke się nie zgadzał. Whisper zbudował z nią tę całą rezydencję. Potem Joke z nią zerwał, odciął od wszystkich, zapieczętował ścieżki; by nigdy nie trafiła do obozu.
-Dobra. To jak niby dostała się tu dzisiaj, co?
Więc Nightrun to jego była dziewczyna. To dlatego ma bzika z tym seksem po ślubie... Po prostu nie chce mnie zostawić jak Nightrun. Whisper pomagał Nightrun, wczoraj płakał i ją leczył, on ją kocha. To jedyna kobieta, która go obchodzi. Ohydne jest to, że zadowala się innymi, gdy nie może jej spotkać. Dlaczego Joke pozwalał dziś Nightrun na takie rzeczy?
Płyn przepłynął przez jeden z kabli, który łączy się z jego gardłem.
-Pomogłem jej - roześmiał się - Chciałem wprowadzić trochę zamieszania, zwykła intryga.
-Że co? - oburzyłam się.
-Chciałem zobaczyć parę rzeczy: furię Shadowa, Nightrun i Jokea w jednym pokoju i ciebie z bliska. Wszystkie punkty mi się udały.
-Jesteś bezczelny! Jak mogłeś?! - ruszyłam wkurzona w jego stronę.
Wstał i ruszył też w moją. Poczułam się wtedy niepewnie. Zatrzymałam się, a ten chwycił mnie za szyję, pchał mnie aż do ściany, następnie do niej przycisnął podduszając. Jęknęłam cicho.
-Nie naskakuj na mnie, bo stanie ci się krzywda.
-Zostaw - mówiłam ledwo.
Jego oczy momentalnie stały się całe białe.
-Wiesz jakie jest moje prawdziwe imię? Hm?
Ściskał coraz mocniej.
-Wiesz?! Jam jest Lupus. Zsyłam choroby na takie marne istnienia jak ty. Spójrz na mnie! - krzyczał.
-Ponoć... nie zabijasz - mówiłam ledwo.
Jego oczy wróciły do normy, jeśli tak dziwne oczy jak on posiada można nazwać normą. Puścił mnie. Zaraz wybiegłam z jego domu. Sypał śnieg. Biegłam na oślep. Uderzyłam o bramki, te otaczające las. Ujrzałam kogoś na ścieżce. Kogo? Victora.
-Annie? - patrzył na mnie w wielkim szoku - Ty żyjesz! - wykrzyczał uradowany.
Odwróciłam się i pobiegłam w odwrotną stronę. Już wie gdzie jestem. Znajdzie mnie. Ludzie dowiedzą się, że żyję w Czarnym Lesie. Odkryją tajemnicę tego lasu. Tyle myśli przechodziło mi przez głowę. Było ciemno i zimno. Uderzyłam mocno w kraty. Brama. To była brama obozowiska. Dlaczego była zamknięta?
-Halo! - krzyczałam - Pomocy! - marzłam.
Cisza. Kapało mi z nosa, oczy mi łzawiły od wiatru. Byłam pewna, że będę chora. Brama znikąd błyskawicznie uniosła się w górę i równie błyskawicznie zostałam wciągnięta do środka. Usłyszałam donośny trzask opadającej ponownie bramy. Ciepło uderzyło mi w twarz. Obozowisko było pod kopułą chroniącą przed śniegiem i zimnem. Spojrzałam na fontannę. Stał przy niej Joke, który właśnie opuszczał dłoń. To on otworzył bramę i to on chroni obozowisko przed taką pogodą. Nagle zniknął. Najwidoczniej się przeteleportował. Jestem na niego zła, dobrze że do mnie nie podszedł, bo bym mu wszystko wygarnęła. Val do mnie podbiegł.
-Hej, hej - mówił.
-Czego? - spytałam ocierając dłoń o dłoń, by szybciej się ogrzać.
-Nie opowiadaj, wiem co się działo. Otworzyłem drzwi, bo Joke cię wołał. Chciałem ogarnąć co się dzieje. Akurat wybiegłaś z obozowiska, a Joke...
-A Joke...? Dokończ.
-Wyrzucił Nightrun za obozowisko, był wściekły jak nigdy. Potem zamknął się u siebie. Shiven się rozchorowała i nie kontroluje mocy. Widziałaś śnieżycę...
-To jej sprawka?
-No. Źle się czuje czy coś. Nie da się jej wyleczyć, więc przekładają ślub do chwili aż wyzdrowieje.
-Naprawdę? Współczuję...
Objął mnie ramieniem.
-Chodź do mnie. Powiesz mi co się dokładnie stało, bo widziałem tylko jak uciekasz.
Poszłam z nim do niego. Usiadłam na krześle od jego biurka, a on na łóżku.
-Zobaczyłam jak Nightrun go rozbiera. Nie miałam zamiaru z nim o tym rozmawiać, to uciekłam.
-Podła zołza - warknął - Czy ona naprawdę nie potrafi zrozumieć, że to koniec? - zamilkł na moment - Ajć. Miałem nic nie mówić.
-Lethal mi wszystko opowiedział.
-Co?
-Gdyby nie on to bym utonęła pod lodowiskiem. Opowiedział mi o Nightrun i Jokeu. Potem dostał furii, więc uciekłam gdy nadarzyła się okazja.
-Ty wiesz, że to demon, prawda?
-Wiem. Nie to jest niestety najgorsze.
-Co się jeszcze stało?
-Biegnąc do obozowiska na oślep trafiłam na barierki. Zobaczył mnie Victor.
-Kto to taki?
-Mój jakby chłopak.
-W sensie ten ludzki? Ten z którym byłaś zanim wszystko się zrypało?
-Powiedzmy. Chodziłam z nim 1 dzień.
-I tak dłużej niż z Shadowem.
-Głupku! - oburzyłam się - On mnie widział! Wie że żyję! Będzie mnie tu szukał!
-Chętnie go zjem, spokojnie - uśmiechnął się.
-Nie zabijaj go. Nie chcę by umarł. To mój przyjaciel. To że tu był to nie przypadek. Mieszka w całkowicie innym mieście.
-Myślisz, że cię szukał?
-On wie, że tu jestem. Joke go zabije.
-Zamknął się u siebie, więc szybko nie wyjdzie. Ja jestem tutaj, więc go nie ruszę. Shadow gdzieś pobiegł. Whisper się upił i leży u siebie na ziemi. Shiven jest chora, a Lucyfer się nią opiekuje. Lethal to ciota, nic mu nie zrobi.
-To znaczy, że tu przyjdzie?! Nie chcę!
-Powiedz tylko słowo, a
-Val! Zawaliłam po całości! - rozpłakałam się .
-Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale skoro ty poznałaś ex Jokea, to i on pozna twojego ex. Odwdzięcz się mu.
-Co mam niby zrobić? Pocałować Victora? Nie ma mowy!
-Nic ci nie każę. Nawet dobrze, bo Joke jest chyba największym zazdrośnikiem jakiego znam, jeśli chodzi o ciebie. Jeżeli Victor tu wejdzie, to będę zmuszony go zabić. Jeśli ja tego nie zrobię, to zrobi to Joke.
Wstałam i się do niego przytuliłam.
-Ty też bez uprzedzenia, co? - objął mnie.
Milczałam. Byłam smutna. Jestem zdolna do wybaczenia Jokeowi, w końcu to wina Lethala, że Nightrun tu przyszła i nie jestem wcale lepsza, tu mam na myśli Vala. Jeszcze, że Victor mnie widział. Nie jest głupi, znajdzie mnie. Właśnie poczułam, jak bardzo tęsknie za Mellanie. Jest w sumie podobna do Shiven. Czy to dlatego dopiero teraz o niej myślę? Co ze mnie za przyjaciółka. Puściłam Vala.
-Śpiąca jestem - mruknęłam.
-Jest 5 rano - odparł.
-Daj mi parę godzin. Dłużej ci łóżka nie zajmę, proszę.
-Jasne. Nie przeszkadzasz mi. Też jestem śpiący.
Rzuciłam się na łóżko i schowałam pod kołdrę. Zamknęłam na chwilę oczy. Val ściągnął bluzę. Przyznam, że widać efekty jego ćwiczeń i nie widać jego koszmarnej niedowagi. Położył się obok mnie, starał się nie zbliżać. I dobrze, nie chcę by do czegoś doszło. Nie mogłam zasnąć. Wciąż myślałam o Jokeu. Brakuje mi go trochę. Od sprawy w pociągu więcej się kłócimy niż na przykład całujemy. Jeszcze ta sprawa z dzisiejszej nocy... Tęsknię za nim. Nie zdałam sobie nawet sprawy, że zasnęłam. Śnił mi się Joke. Stał w miejscu daleko ode mnie, a ja nie mogłam do niego podbiec. Biegłam i nic. Obudziłam się. Val siedział przy biurku i grzebał w telefonie.
-Dzieńdoberek - powiedział zagapiony w telefon.
-Hej... - mruknęłam wstając - Idę do siebie. Chcę się przebrać.
-Jasne. Pa - pomachał mi.
Wyszłam z jego pokoju i poszłam do siebie. Na biurku leżała koperta. Podeszłam i ją otworzyłam. Ktoś coś do mnie napisał. Zaczęłam czytać.

♡♤■♤♡

Ma droga, najpiękniejszy kwiecie, błogi spokoju. Nierzadko zdarza się mej osobie pisać listy. Ten jednakże jest wyjątkowy, iż skierowany do Ciebie, różo. Milczysz wobec mnie od ostatniego wieczoru, nad czym ubolewam. Odczuwam cierpienie czując jak omijasz mnie myślami, jak oblewasz jadem mą duszę. Możliwe, że nie jestem skory do ukazania Ci jak bardzo Cię potrzebuję, aczkolwiek jesteś mi tlenem, jesteś mi słońcem i jesteś mi różą o barwie zachodu. Twa dusza winna mej trwanie u boku w najcięższych okruchach życia. Posiadam wiedzę o tym, jakże skrzywdziłem Twe otwarte na miłość serce, mą winą jest przemiana go w cząsteczki mniejsze od atomu. Nadzieja trzyma me życie w ukojeniu wierząc w twe wybaczenie. Nie jest mi dana siła życia bez róży, gdyż jam jest niczym Mały Książę. Brak mi Twego zapachu, ciała. Te godziny będą zamieniać się w wieczność z każdą przemijającą sekundą. Nie jestem jednak w stanie idealnym, nie zbliżaj się do mnie, bo zranię. Ukuję jak igła w palec, ale z siłą miliardów galaktyk. Będę trwał zepsuty aż po noc, bure niebo otworzy Ci do mnie drzwi.

Kocham Cię,

Jack Lullaby.

♡♤■♤♡

Łzy niepowstrzymanie spłynęły po mojej twarzy. To był piękny list, Joke ma śliczne pismo; bardzo staranne. Nie rozumiem tylko, dlaczego aż do nocy nie mogę się z nim spotkać. Czyżby demon znowu się odezwał? Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Joke zdecydowanie nie zasługuje na takie cierpienie. Pewna jestem, że nienawidzę Nightrun. Jak śmiała go tknąć. Joke też jest mi winny wytłumaczenia. Chwyciłam ubrania schludnie ułożone na fotelu i pognałam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i pomalowałam swój krzywy ryj. Potem poszłam do kuchni. Byłam ubrana w szarą bluzę do kolan z czarnym napisem ,,Misery" i brązowe botki. W kuchni nikogo nie było. Czułam się jakbym była w obozowisku sama. Każdy był u siebie, cisza odbijała się od ścian. Wyjęłam chleb, masło i ser. Zrobiłam sobie kanapki i zaczęłam jeść siedząc samotnie przy stole. Taka cisza nie jest tutaj normalna. Obozowisko przeważnie tętni życiem. Słychać odgłosy kłótni, żywe rozmowy, śmiechy. Mogę wtedy poczuć na sobie wzrok Jokea. Spojrzałam na drzwi. Nikogo tam nie było, westchnęłam. Po śniadaniu wyszłam na zewnątrz. Stałam i patrzyłam na fontannę, przyglądałam się tarczy chroniącej obozowisko przed śniegiem. Ciepło było, mimo tego, że za bramą było wręcz biało. Nagle jakiś hak na sznurze zahaczył o mur obozowiska. Patrzyłam na to niepewnie. Dwie osoby po chwili siedziały na murze. Były ubrane w kurtki, golfy, mieli ochronne gogle na oczach, grube spodnie i buty idealne do wspinaczki po górach. Zeskoczyli na ceglane parapety, potem na ziemię. Rozglądali się przez chwilę wokół. Jedna z tajemniczych osób wskazała na mnie palcem. Zdjęli kaptury i gogle, potem zrzucili z siebie kurtki. Jakim cudem oni mnie znaleźli?!

34 część za nami!
Kto zawitał w obozowisku?
Gdzie Shadow?
Co się dzieje z Shadowem?
Czy Shiven wyzdrowieje?
Valentino dotrzyma sekretu?

Widzomy się niedługo.

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz