*~ Czarny Las - Ślub ~*

13 0 0
                                    

Pokazałam im się nareszcie w sukni. Wyglądali na oszołomionych moim wyglądem.
- I jak? - spytałam niepewnie na nich spoglądając.
Shiven wyglądała na rzeczywiście mile zaskoczoną, a Val... Valentino się chyba pierwszy raz tak ślicznie uśmiechnął. Taki szczery uśmiech sprawił, że kąciki moich ust także się uniosły.
- Złotko! Ta suknia jest I-DE-AL-NA ! - krzyknęła Shiven przyglądając mi się z każdej strony.
Tymczasem Val wstał, spojrzał na mnie zainteresowanymi oczami i nareszcie przemówił.
- Jesteś piękna - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Odwzajemniłam ten szeroki uśmiech, a łzy jakby mimowolnie naszły mi do oczu. Odwróciłam się w stronę lustra stojącego po lewej i na siebie spojrzałam. Słone potoki spłynęły po moich policzkach. Wyglądałam tak cudownie jak nigdy, oraz czułam się pierwszy raz spełniona. Wraz z tymi pozytywnymi odczuciami nadeszły także wątpliwości. Zniżyłam przygnębiony już wzrok.
- Ann? - zawołał Val.
- Złotko, wszystko dobrze? - Shiven do mnie podeszła i położyła swą dłoń na moim ramieniu.
- A co jeżeli to wszystko nie jest tak, jak powinno być? Co jeżeli mój ślub z Jokem to błąd? - pytałam zaczynając wewnętrzną panikę.
- Annie, nie wygłupiaj się. Joke jest ci przeznaczony jak nikomu innemu - pocieszała mnie Shiven.
- Ja jestem nadal wolny więc - rozśmieszył mnie Val.
Po paru głębszych wdechach było ze mną lepiej. Chyba każda przyszła panna młoda tak ma, że zaczyna rozmyślać o tym czy dobrze robi. Podeszła do nas pracowniczka.
- Przynieść inną, czy może to ,,ta" suknia?
- To ta - uśmiechnęłam się ponownie.
- Pomogę pani ją zdjąć i zaniosę ją do kasy, dobrze? Chyba nie potrzebuje żadnych poprawek, zdaje się być idealna.
- Bo jest. Dziękuję bardzo.
Gdy już po zdjęciu sukni stawiliśmy się przy kasie, zorientowaliśmy się że przecież Joke nie dał nam żadnych pieniędzy.
- Gotówką czy kartą płatniczą? - spytała kobieta za kasą.
Patrzyliśmy na nią jak wryci. Po chwili jednak się zaśmiała.
- Racja, mój błąd. Państwo od pana Jacka, dobrze myślę?
- T-tak? - odpowiedziałam.
- Dobrze, zapakuję pani suknię - odparła odchodząc z suknią.
Odetchnęłam z ulgą. Dobrze, że mój przyszły mąż o wszystkim pomyślał. Uśmiechnęłam się dyskretnie pod nosem. ,,Mój przyszły mąż Joke'' - nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mogła go tak nazwać, a jednak to właśnie zrobiłam. Co prawa, powiedziałam to w myślach, ale chyba się liczy. Val oparł się o ladę, czekaliśmy na suknię. Spojrzał na mnie i złożył.
- Moja najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż... Kto by pomyślał - uśmiechnął się przymykając oczy.
- A ja to nie najlepsza? - oburzyła się Shiven, po czym się zaśmiała.
- Jednak - zachichotałam - Zapowiadało się na to chyba od początku.
- No ba, złotko!
- Zagram wam na ślubie, a na weselu pośpiewam. Szkoda, że to nie mi ktoś nie zagra i pośpiewa - westchnął.
Shiven przestała się nagle śmiać i szerzej otworzyła oczy.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Nie, nie! Wszystko gra! Muszę tylko napisać do Lucka - mówiła nerwowo wyciągając telefon - Valentino, chodź ze mną, bo Lucek coś od ciebie chciał. Wspominał, że ważne.
Shiven dziwnie się zachowywała, Val za to się wyprostował.
- No dobra - odparł.
Cała sytuacja wydawała się dość podejrzana. Shiv chwyciła go mocno za nadgarstek i zaciągnęła w stronę wystawy. Zostałam sama przy ladzie. Długo na szczęście nie czekałam, dostałam duże pudło z suknią.
- Do tej sukni dostaje pani w gratisie buty z okazji rocznicy firmy - uśmiechnęła się kładąc na trzymanym przeze mnie pudle mniejsze pudełko.
- Dziękuję bardzo - starałam się wszystkiego nie upuścić.
Ruszyłam do Vala i Shiven, a następnie do samochodu. Val wziął pudła ze sobą na tylne siedzenia. Wyruszyliśmy w drogę powrotną.
- Jest stresik prawda? - spytała Shiv.
- Biorę ślub już w sobotę, to chyba oczywiste.
- Dwa dni - mruknął Val - Dał ci strasznie mało czasu. Spytał cię kiedykolwiek czy na pewno tego chcesz?
- Val - warknęła Shiven.
- Kocham go, dlatego tego chcę tak? - spojrzałam na przemijającą za szybą trasę.
- No - oparł się łokciami o dwa przednie siedzenia siedząc z tyłu.
- Ty się tak nie rozsiadaj misiak, tylko pilnuj pudeł. A ty Annie, nie martw się. Dopilnujemy by wszystko było zapięte na ostatni guzik. Na pewno ja dopilnuję - zerknęła na Vala.
- Co jest z wami? Co przede mną ukrywacie? - oburzyłam się, coś tu ewidentnie śmierdziało.
- Val mnie dziś wystarczająco zdenerwował, tyle.
Val się cofnął i oparł plecami o siedzenie.
- Sprawa skończona, tak? - mruknął.
- Nie widzę - spojrzała zła na Vala przez lusterko.
Westchnęłam głośno. Reszta jazdy przeminęła w ciszy. Po zaparkowaniu samochodu, Joke nas teleportował. Staliśmy przed nim przy fontannie, Val trzymał pudła.
- Jakże wam minęła podróż? - zapytał.
- Wspaniale - powiedziałam uśmiechając się odkąd go zobaczyłam.
- Cieszą mnie ów słowa.
- Zaniosę to do ciebie - powiedział Val kierując się z pudłami do mojego pokoju.
- Pomogę mu - ruszyła za nim nadal zdenerwowana.
Joke zauważył te dziwne zachowanie, ale nie wspomniał o tym ani słowa. Zerknął tylko na mnie, a następnie chwycił mnie za ręce.
- Dosięga mnie brak cierpliwości, a także zmartwienie.
- Dlaczego? - spojrzałam mu w oczy.
- Nasz ślub tymże powodem.
- Będzie dobrze, Shiven obiecała wszystkiego dopilnować. Nie musisz się martwić - przytuliłam go.
- Krwisty pakt dotyka również me serce. Krwista mieszanka wywołana diabłem - mruknął.
- Będzie dobrze - pogładziłam go dłonią po plecach - Pierwszy raz chyba cię takiego widzę.
- Pierwszy to raz złożę przysięgę małżeńską.
- A ja nie? Też się martwię, ale chyba lepiej być dobrej myśli.
- Ślub ów nastąpi na polanie przystrojonej w białe kwiecie.
- Wierzę w ciebie - uśmiechnęłam.
- Niech i twa wiara sięgnie możliwej grozy wesela. Demon-
Przerwałam mu.
- Nic się nie stanie Jack, wiem że potrafisz to w jakikolwiek sposób kontrolować.
- Gdyby ma kontrola sięgała mego oprawcy, nie zezwoliłbym na wszelką krzywdę.
Westchnęłam.
- Jednakże zrobię co w mej mocy - pogładził mnie po głowie.
- Wiem... - mruknęłam.

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz