*~ Czarny Las - Rytuał ~*

33 3 0
                                    

Milczał tak.
-Joke?
-Wybacz mi me zamyślenie, ale rytuał to zły pomysł. Ciężko mi się zgodzić.
-Dlaczego? Co ci się nie podoba? - starałam się go zrozumieć, ale nie potrafiłam.
Usiadł.
-To niebezpieczne. Boję się o ciebie.
-Przestań.
Spojrzał na mnie.
-Nie skracaj mi możliwości przez te twoje całe martwienie. Jesteś nadopiekuńczy.
Przymrużył oczy i zniżył wzrok. Złapał się za brodę.
-Prawdopodobnie masz rację.
-Nie prawdopodobnie, tylko na pewno - też usiadłam.
Pogładził mnie po policzku.
-Annie. Jesteś tego pewna? Wiąże się z tym wiele rzeczy... Odpowiedzialność, dużo treningu -
Pocałowałam go, aby wreszcie sie zamknął. Skoro podjęłam decyzję, to podjęłam. Nie ma prawa mnie do niej zniechęcać. Trwając w pocałunku położył mi dłonie na policzkach. Przestaliśmy po chwili. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Chcę przejść ten rytuał, ale wiem, że potrzebuję do niego paru osób.
-Zapisuję się jako pierwszy na owej liście.
-Dziękuję.
-Zanim jednak zaczniemy szukać reszty potrzebnych ogniw, pragnę cię zapoznać z tym co cię czeka. Otoczymy cię w kręgu. Każdy z nas pozwoli ci dostrzec skrzydła. Są one potrzebne po to, by odgonić anioły, które przerywają owe ceremonie. Gdy stracisz przytomność, przejdziesz do głębi swego umysłu. Zwiemy to przejściem do świata ponad światami. Każdy świat jest inny, inaczej wygląda, co innego w nim będzie, inaczej będą rozmieszczone przedmioty - czułam, że to dopiero początek najdłuższej wypowiedzi Jokea jaką zdołał przy mnie wygłosić - Jakie przedmioty? Szachownica, kamień księżycowy, książka o czarnej okładce, srebrny sztylet, złota korona i papierowe czerwone serce. Każde świadczy o twym losie, stanie duszy i przyszłych latach życia. Trzeba wybierać mądrze, przemyśleć każdy szczegół. Nie ma się za wiele czasu. Pół godziny to maksymalny czas.
-Co się dzieje po tych 30 minutach?
-Świat się rozpada, a ty zaczynasz umierać. Nie warto igrać z czasem. Szybka, mądra decyzja.
-Jaki był twój rytuał? Bałeś się?
-Nie bałem... Byłem dość młody, gdy miałem zaszczyt go przejść. Miałem problem z wyborem. Nie potrafiłem się skupić, nawet nie mogłem przemyśleć najmniejszego szczegółu, mój umysł był atakowany.
-Co wybrałeś?
-Koronę.
-Dlaczego?
-Wręcz wstyd mi rzec, że wtedy pragnąłem rządzić światem. Korona mi to przypominała.
-Czy to dlatego jesteś aż tak silny? - spytałam ciekawa.
Joke zniżył wzrok.
-Twój wybór nie ma wpływu na moce jakie ci będą zesłane. Zależą one od krwi jaka w tobie płynie.
-Nie rozumiem. Shadow i Valentino mają inne moce.
Joke na mnie spojrzał jakby zdziwiony.
-Nawet jeśli to więzy krwi, każdy ma inną moc ze względu na to, że każdy zyskuje ją po kimś innym.
-A ty? Po kim masz moc? - spytałam, choć dobrze wiedziałam, że demon ma coś z tym wspólnego.
-Zdaje się po ojcu. Zawsze mnie do niego porównywano, jak nie wyglądem, to i mocą. Tak mi opowiadał Shadow.
-Aha - mruknęłam.
-Wybacz, że znów zahaczę o temat twej matki. Wiem, iż to bolesne. Twa matka miała niesamowitą moc, bardzo rzadką. Nie znam jednak twego ojca. Użyczyłabyś mi tej informacji?
-Mama mi opowiadała - spojrzałam w głąb pokoju z żalem - że mój prawdziwy ojciec poległ w wojnie.
-Wyczuwam w tym ukryte znaczenie. Mym zadaniem jest analiza tej wypowiedzi.
Położyłam się.
-Śpiąca jestem - ziewnęłam mrużąc oczy.
Joke, już leżąc blisko, objął mnie.
-Dobranoc, ma różo - szepnął mi do ucha.
Zaraz po tych słowach usnęłam. Zadziałały jak zaklęcie. Mam nadzieję, że nie mam racji i nim nie były.
Obudziłam się nareszcie. Byłam o dziwo wyspana. Cieplutka kołdra była miękka. Usiadłam wyciągając ręce do góry w ramach rozciągnięcia. Otworzyłam oczy, a zaraz po tym byłam cała czerwona. Siedziałam na Jokeu z kolanami przy jego żebrach. Siedziałam na jego ,,męskości". Wpatrywał się we mnie spokojnie, nawet nie zareagował.
-Jak sen? - zapytał.
Szybko z niego zeszłam i wstałam z łóżka.
-D-Dobrze - odpowiedziałam wyglądając jak dorodny burak.
-Coś nie tak?
-N-Nie - mruknęłam przecierając dłońmi twarz ze wstydu.
Przyciągnął mnie gwałtownie do siebie. Siedział po turecku, a ja już jego udzie. Co on wyrabia?!
-Jesteśmy razem, nie musisz się stresować przez nawet najmniej, uroczą według mnie, podniecającą rzecz jaką zrobisz - pocałował mnie w policzek - Ubrania masz już naszykowane. Oczekują ciebie na fotelu.
Wstałam i podeszłam do wskazanego miejsca. Byłam skrępowana. Nim zdążyłam pochwycić, ułożone w mały stosik, ubrania, ten mnie objął od tyłu i musnął ustami o me ucho.
-Dziś ja zajmuję się śniadaniem, zostawiam cię w mym zaciszu - po czym wyszedł.
Odrętwiałam. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Shadowem. Bałam się, przyznam. Jestem dziwką. Kocham ich obu. Przebrałam się w końcu, a w łazience, do której poszłam, uczesałam się; pomalowałam itd. . Wyszłam z łazienki. Dokładnie przede mną stał Shadow.
-Sh-Sh-Shadow?! - zdziwiłam się.
Patrzył na mnie z żalem.
-Annie. Chcę porozmawiać.
-T-Tak. Mów - podrapałam się w tył głowy.
-Czy to prawda, że wolisz Jokea? Wiem co się wczoraj działo. Wiem też, że spałaś u niego, nie u siebie.
Zestresowałam się.
-Shadow... Joke mnie uratował, od początku był zawsze przy mnie. Nie potrafiłabym go zranić. To-
-Wiedziałem. Wiedziałem kurwa, że mnie zdradzisz. Nie jestem wystarczająco dobry? To przez to, że o mało dzięki mnie nie zginęłaś? Dlaczego chciałaś bym cię trenował, co? Bawiłaś się mną i bawisz nawet teraz!
-Shadow, to nie tak - miałam łzy w oczach.
-Nie tak? A jak?! Wytłumacz mi!
Milczałam. Po chwili ruszył korytarzem do siebie. Co miałam mu odpowiedzieć? ,,Tak, zdradzam cię"? Łzy spłynęły po mej bladej twarzy. Serce mnie bolało patrząc jak odchodzi.
-Sh-Shad... - mruknęłam ledwo słyszalnie.
Zniknął w końcu za drzwiami swojego pokoju. Rozpłakałam się. Tusz do rzęs zaczął mi się rozmazywać. Miałam złamane serce.
-Co się stało? - spytał zdziwiony.
Odwróciłam się roniąc łzy. Valentino jak tylko zobaczył mą zapłakaną buzię zaraz do mnie podbiegł.
-Annie...Czemu płaczesz? - spytał zmartwiony.
Patrzyłam mu w oczy załamana. Zmarszczył brwi, zamilkł na chwilę.
-Zdradziłam Shadowa... - powiedziałam płaczliwie.
-Hm? Z kim? Nie... Czekaj... Joke?
Pokiwałam głową przecierając twarz.
-Uważasz, że ty i Shadow w ciągu jednego dnia możecie nazywać się parą? Według mnie nie powinnaś się tak martwić. Shadow  zawsze się we wszystko cholernie angażuje, rozumiem że ty też. Jednak serce to nie sługa, pamiętaj.
Dzięki Valentino, na mojej twarzy pojawił się leciutki uśmiech.
-Nie rozklejaj się tak i leć poprawić makijaż. No chyba że wolisz wypłakać się twojemu ukochanemu.
,,Ukochanemu"... Joke... Iść do niego? A właśnie... Rytuał...
-Val...Mam pytanie...
-Tak? - złożył ręce.
-Potrzebuję kogoś do rytuału. Czy-
-Czekaj, czekaj... Rytuał? Sądziłem, że zmienisz zdanie...
-Nie.
-...Nie pomogę ci.
-Czemu niby?
-Nie...Nie...Nie wykształciłem własnych skrzydeł...
-Nie wykształciłeś?
-Rytuał jest potrzebny do skrzydeł...
-Racja...Zapomniałam
-Nie rób tego. Błagam. To jest tortura. Co jeśli będziesz nieśmiertelna jak ja? To nie są przelewki. Wchodzisz do samego serca zła.
-Nie przeszkadza mi to. Nie mam zamiaru dłużej czuć się najsłabsza.
Valentino mnie przytulił.
-Skoro tak... Powodzenia - puścił mnie.
-Dzięki, że mnie rozumiesz.
-Kto inny jak nie przyjaciel ma cię rozumieć? - zaśmiał się.
-Raczej nikt, przyjacielu - zaśmiałam się.
-Dobra. Idź się ogarnij, by Joke znów nie chodził taki posępny.
-Posępny?
-Zanim do nas dołączyłaś, Joke był strasznie drętwy. Teraz może i by się nawet uśmiechnął. Nie...Czekaj... Poruszyłem zły temat.
-Spokojnie - uśmiechnęłam się - To ja idę do łazienki.
-Elo.
Pobiegłam do łazienki i poprawiłam makijaż. Rzeczywiście wyglądałam okropnie.
Nadeszła pora śniadania. Ruszyłam do kuchni rozmyślając o tym wszystkim co dziś się stało. Jak zwykle ktoś już siedział przy stole zanim zdążyłam tam dość.
Lucyfer i Shiven siedzieli i rozmawiali.
-O! Annie! Mamy do pogadania złotko! - wstała zaciskając pięści.
Lucyfer zdawał się jej wtedy bać.
-A-Ale to nie tak! Ja - dobrze wiedziałam, że chodzi jej o Jokea.
-Rozmawiałyśmy o ciąży! Jak ty mi tu będziesz rodzić to, wierz mi, ty i Joke będziecie się czuli jak na Syberii!!
-Shiven, pohamuj chłód swej natury. Ja i Annie nie zaznaliśmy najwyższej temperatury jaką może osiągnąć miłość - rzekł Joke w fartuchu, który niósł jajecznicę w garnku.
-Weź mów po ludzku, bo nie wytrzymam! - pierwszy raz widziałam Shiven tak wkurzoną.
Joke musiał ułożyć sobie odpowiednie zdanie w głowie, bynajmniej tak mi się zdawało.
-Ja i Joke nie uprawialiśmy seksu! - wrzasnęłam zawstydzona.
Shiven na mnie spojrzała, a po chwili odetchnęła z ulgą.
-Na szczęście - mruknęła siadając na miejscu.
Lucyfer miał na twarzy bezwarunkowy poker face. Spojrzałam na Jokea.
-Annie ma dla was propozycję nie do odrzucenia - po czym wrócił do kuchni.
Racja, rytuał. Usiadłam na przeciwko nich przy stole.
-Otóż podjęłam dość trudną decyzję i potrzebuję was, by wszystko się udało.
-Mów - przemówił w końcu Lucyfer.
-Pomożecie mi w rytuale?
Shiven otworzyła szeroko oczy.
-Rytuale?! Nie zgadzam się! Nie pozwolę ci na to! - krzyczała -  Złotko! Ty nie wiesz na co się piszesz!
-Annie. Wiesz na czym polega rytuał, prawda? - spytał Lucyfer, który był również zdziwiony.
-Wiem i to doskonale.
-Dlaczego to robisz?
-Mam dość bycia słabą, dobra? Tłumaczę to dziś już po raz setny.
Joke przyniósł napoje.
-Jak dla mnie słabość jest niekiedy siłą - powiedział kładąc dzbanki z sokiem i szklanki na stole.
-Ty to naprawdę popierasz?! Rozum straciłeś?! - krzyczała Shiven.
-Najzwyczajniej godzę się z jej stanowczym wyborem - odparł składając ręce.
-Z kobietą nie wygrasz. Jest w tym prawda  -mruknął Lucyfer.
-Ja i Lucyfer ci nie pomożemy! Nie podoba mi się to.
-Mówiłem - westchnął Lucyfer.
Zniżyłam wzrok.
-To kto mi pomoże? To aż tak zły plan? - pomyślałam.
-Wasze ręce tak zamknięte, iż pomocą nie uraczycie. Pozostaje nam więc wybór mi najbrzydszy. Pomówię z tobą, Annie, o tym po posiłku - mówił jakby zmęczony żywiołością Shiven.
Spojrzałam mu w oczy. Czułam niepokój. Odwzajemnił spojrzenie.
-Smacznego życzę wszystkim tu obecnym - po czym zasiadł na swoim miejscu.
Wszyscy jedli.
Po śniadaniu Shiven i Lucyfer zadeklarowali posprzątać. Ja i Joke wyszliśmy z kuchni. Nie minęło dużo czasu, a byliśmy już w jego pokoju. Usiadł na fotelu i wskazał na swoje uda, bym usiadła mu na nogach.
-Nie, dzięki. Postoję - mruknęłam podchodząc do niego.
Oparłam się o komodę.
-Więc -
Przyciągnął mnie do siebie. Znowu postawił na swoim i musiałam siedzieć mu na nogach. On czerpie z mojego wstydu jakąś przyjemność, czy jak?
-Lękasz się bliskości? - spytał patrząc mi w oczy.
-N-nie - odwróciłam speszona wzrok.
-Annie. Kocham twą grzeczniutką stronę, aczkolwiek odczuwam zmęczenie od ciągłego zachęcania cię do rzeczy, które możesz zrobić bez namysłu.
-A skąd ty to wiesz, co?
-Widzę to.
Pocałował mnie. Odwzajemniłam. Po pocałunku, gładząc mój policzek, przemówił.
-Jeżeli żadna dusza zabłąkana w tym obozowisku nie zechce pomóc, musimy poprosić Whispera.
-Go?! Nie...proszę...
-Annie. Pragniesz rytuału?
-Bardzo.
-Marzenia wymagają poświęceń.
-Zgoda...
-Nie zamartwiaj się na zapas.
Zniżyłam wzrok.
-Kocham cię i nie zezwolę ci na poczucie bólu.
Spojrzałam mu w oczy. Przyciągnęłam go za kołnierz i pocałowałam z namiętnością. Czułam, że mu się to podoba. Przestaliśmy w końcu.
-Ruszajmy do niego. Czasu nieskończoności nie posiadamy.
-Jasne - zeszłam z niego.
Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy do Whispera. Stresowałam się. Zatrzymaliśmy się pod jego drzwiami.
-Będziesz z nim samodzielnie rozmawiać.
-Sama? Zwariowałeś.
-Spokojnie - rozpłynął się w powietrzu, skrył się w mym cieniu.
-On mnie zabije... - wzięłam parę wdechów.
Drzwi były uchylone. Weszłam do środka. Whisper siedział nieprzytomny na krześle, które dość dobrze zapamiętałam. Był brudny z krwi. Co mu się stało? Podbiegłam do niego, by sie upewnić czy nic mu nie jest. Dotknęłam lekko jego ramienia, a ten spojrzał na mnie łakomo.
-Księżniczka poszukuje wieży? Trafiłaś na idealną, tylko skrytą pod bielizną.
Odsunęłam się od niego.
-Co on pierdoli?! - myślałam.
Wstał i ruszył w moją stronę. Cofałam się aż do ściany. Jego oczy były niczym płomienie. Przybliżył do mnie twarz, opuścił maskę.
-Bez pukania, po wejściu od razu idziesz do mnie. Rozpalasz mnie - uśmiechał się.
-Nie chcę się z tobą bawić. Mam tylko prośbę - mówiłam z obrzydzeniem do niego.
-Chcesz dziecka? Masażu? Prawdziwego mężczyzny? Błagaj na kolanach, nie jestem łatwy. Przy okazji dam ci lizaka.
-Na wymioty mnie bierze od słuchania twojego głosu. Potrzebuję kogoś do rytuału.
-Rytuał? Zrobisz z siebie seksowną bestię. Zrobię co zechcesz.
-Uczestnicz w nim.
-Jasna sprawa. Liczyłem na bardziej przyszłościowe prośby. Takie jak malutki striptiz.
-Podziękuję - ohydny z niego typ.
-A gdzie Jokeuś? Za drzwiami? Boi się wejść? - zaśmiał się.
-Nie. Przyjdziemy po ciebie przed rytuałem - wybiegłam z pokoju.
Po opuszczeniu tego obskurnego pomieszczenia oczekiwały na mnie ramiona Jokea, w które wbiegłam. Przytuliłam go przerażona.
-Jego plugawe słowa zasługują na karę gorszą niż pogrzebanie żywcem. Mej róży nikt nie może tak poniżać.
-Przynajmniej ta rozmowa jest już za mną. Ohyda...
-Obiecam ci, ma osoba nigdy nie wkroczy w stan taki jak u Williama.
-Joke... Kiedy będziemy odprawiać rytuał?
-Niedługo. Potrzeba 3 osób, ale intuicja podpowiada mi, że mamy szanse przeprowadzić go we dwójkę. Bez ryzyka nie ma zabawy, tak u was mawiają, prawda?
-Prawda.
-Spotkamy się przy fontannie. Zajdę po Whispera.
-Nie rób mu krzywdy, proszę.
-Na czas twej przemiany go nie tknę nawet wydychanym dwutlenkiem węgla.
Ruszyłam do fontanny, usiadłam na ławce. Przyglądałam się tak strumieniom wody.

Część 22 za nami!
Przepraszam za długą przerwę, ale szkoła to nie przelewki ^^" !
Czy rytuał się uda?
Shadow jeszcze się odezwie?
Annie przeżyje przemianę?
Czytaj dalej!!!

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz