*~ Czarny Las - List ~*

18 0 0
                                    

Spojrzałam mu w oczy, był na mnie zły. Puścił po chwili moje włosy.
-Wytłumacz swe poczynanie - powiedział.
-To wszystko Lucyfer! Val miał broń! Williamowi się polepszyło! Ja myślałam, że to ty, ale to był Val! Ja nie chciałam! To nie było celowe! Val był głodny! - krzyczałam przerażona.
Joke złapał mnie za podbródek i mi się przyjrzał. Zamknął oczy, wziął wdech i hamując gniew wypuścił powoli powietrze. Otworzył swe zielone oczy i rzucił mi spojrzenie mówiące ,,Zabiję cię jak skłamiesz''. Łza spłynęła mi po policzku.
-Nigdy więcej nie żądaj ode mnie spuszczenia cię z mych oczu. Następna prośba będzie związana z karą - puścił mnie - Wypowiedz się bardziej zrozumiale, przedstaw wszystko po kolei.
Musiałam się najpierw uspokoić i jeszcze raz wszystko powiedzieć. Zero paniki Annie, Joke cię kocha i zrozumie - powtarzałam sobie bez przerwy w myślach. Zacisnęłam dłonie na swojej bluzie.
-Gdy zniknąłeś poszłam z Valem do Whispera. Rozmawiałam z nim, poprawiłam mu humor i uważam że jest z nim coraz lepiej. Potem do pokoju wszedł Val, pewnie by sprawdzić czy wszystko gra - ,,Nie mogłam mu powiedzieć, że przyszedł bo narzekał na magazyn porno" - i zaczął się wygłupiać z Whisperem, więc wyszłam. Spotkałam wtedy Lucyfera, mówił że kazałeś mu mieć oko na Whispera. Potem usłyszeliśmy strzały z pokoju, a gdy do niego wbiegliśmy to Val miał przestrzelone oko. Lucyfer był na niego zły, mówił mu że łamie zakaz, że miał się pozbyć tego durnego pistoletu. Podniósł go i strzelił dwa razy do Valentino. Zaczęli się kłócić. Gdy już przestali, Lucyfer wychodząc mówił, że dziś nie zaśniemy. Okazało się, że wypadł mu ten pistolet i Val go znowu zabrał. Rzucił się na mnie, gdy kazałam mu aby go wyrzucił. Whisper go powstrzymał. Byłam tak  przestraszona i nie znając powodu mojego strachu zaczęłam uciekać. Val wciągnął mnie do swojego pokoju i wtedy miałam zwidy. Gdy otworzyłam oczy pojawiłeś się ty, zaczęliśmy się całować. Na szczęście Val wybudził mnie z transu. Potem zaczął mówić głupoty, ale to wszystko z powodu głodu. Chciał mi namieszać w głowie z powodu jego wampirzego instynktu. Uciekłam i przyszłam tutaj - zniżyłam wzrok.
-Rozumiem... - powiedział zastanawiającym tonem - Pomówię z Lucyferem i Valentino o ich zachowaniu. Postaram się być łagodnym rozmówcą.
-Nie ma potrzeby z nimi rozmawiać. Powiedziałam ci wszystko. Raczej zrozumieli swój błąd.
-Ukrywasz coś przede mną? - spytał, a jego słowa uderzyły we mnie jak grom z nieba.
-Niczego nie ukrywam! Powiedziałam ci wszystko! Nie potrafiłabym cię okłamać! Chcę za ciebie przecież wyjść.
Joke poprawił sobie włosy i spojrzał przed siebie zamyślony. Zerknął na mnie kątem oka po chwili. Milczałam nie wiedząc czego się po nim spodziewać.
-Jednakże Valentino kusi cię swą przepełnioną głupotą bezpośrednością?
-Nic takiego nie powiedziałam! To nieprawda!
-Twe myśli wylewają się z twych oczu porywnym potokiem - miał hipnotyzujące spojrzenie.
-Czytałeś mi w myślach?! Jak mogłeś?! Obiecałeś mi, że tego nie zrobisz?!
Rzucił mnie na łóżko i do niego przybił swoim ciałem. Otworzyłam szeroko oczy patrząc na niego. Podtrzymał się jedną ręką, by poluzować krawat.
-A twe usta złożyły obietnicę nie wplątywania fałszu w słowa, a także obietnicę mówienia o wszystkim.
-Po co ci wiedzieć takie rzeczy? To tylko nic nie znaczące porównania Jack!
-Cisza.
Automatycznie zamilkłam.
-Czymże jest bezpośredność? - pytając napiął mięśnie w taki sposób, że koszula na jego ramionach stała się opięta - Słowo związane ze szczerością. Pragniesz abym był osobistością szczerą, także jestem. Czym jest szczerość powiązana z głupotą? Posłużył się nią Vincent.
-Co masz na myśli? - byłam trochę przestraszona.
-Vincent wykonuje czynności nim się nad nimi zastanowi, a także nim dostrzeże wynikające z nich konsekwencje. Wykonam ruch tego typu - przesunął dłoń po moim ciele i chwycił mnie przez bluzę za pierś.
-J-Joke - pierwszy raz taki był.
-Bezpośrednośc jest słowem spokrewnionym ze słowem "głupota". Wnioskuję z tego, iż Vincent jest nią przepełniony. Martwi mnie fakt, że z tego powodu do niego lgniesz - ścisnął mocniej.
Pisnęłam cicho wskutek jego ruchu.
-Pragniesz bym porzucił mą inteligencję i sięgnął do umysłu Vincenta o porady? Pragniesz tego nieczystego dotyku?
-J-Jack ja... - byłam czerwona na twarzy - Przepraszam. Bardzo przepraszam.
Przyjrzał mi się i powoli puścił mą pierś.
-Temperatura twego ciała wzrasta. Dotyk cię ujął.
-Jack, to nie tak! Nikt tego wcześniej nie zrobił! To dlatego!
-Pragnę tylko byś na siebie uważała i nie pognała złą ścieżką. Pragnę cię przy mym boku - mówił już spokojny.
Odważyłam się spojrzeć mu w oczy.   Wstał ze mnie i podniósł mnie z łóżka. Stanęłam przed nim.
-Val mi się naprawdę nie podoba, liczysz się tylko ty. Dodatkowo Val mówił wszystko przez swój instynkt.
-Miejmy nadzieję, iż tak było. Jesteś moja, Annie Moonlight.
-Niedługo już Annie Lullaby - uśmiechnęłam się.
-Trzymajmy się ów stwierdzenia. Chodźmy już, nie zjadłaś śniadania.
-Rzeczywiście! - nawet nie zauważyłam.
Byliśmy już w kuchni, jadłam sałatkę zrobioną przez Jokea. Ten zaś siedział obok zaczytany w gazecie. Wyglądał jakby nadal był na mnie zły. Czułam się trochę nieswojo z tym faktem.
-Jack?
-Hm?
-Przyszło mi do głowy takie pytanie, ale nie wiem czy je ci zadać. Nie chcę cię urazić.
-Nie istnieją pytania niepotrzebne.
-Jeżeli mielibyśmy dziecko, to czy demon który jest w tobie, przeszedłby na niego?
-Twe pytanie wykazuje trudność w wykazaniu mej odpowiedzi. Śmiem jednak rzec, że nie. Demon przywiązuje się do jednej osoby na całe życie.
-A gdybyś zginął?
-Demon szukałby sobie następnej ofiary, ale nie z mego otoczenia, gdyż je już zna. Demony wędrują w taki sposób, aby posiąść wszelką wiedzę i doświadczenie - mówił patrząc na jedną z fotografii w gazecie.
Westchnęłam. Skończyłam sałatkę i postanowiłam wrócić do siebie. Wstałam, a Jack złapał mnie za rękę.
-Coś się stało? - spytałam.
-Dokąd to?
-Do siebie. Chcę odpocząć. Naprawdę muszę ci się teraz ze wszystkiego spowiadać? - poirytowałam się.
Puścił mnie i spuścił wzrok.
-Dbam wyłącznie o twe bezpieczeństwo - odparł.
Pocałowałam go w czoło, a następnie ruszyłam do siebie. Trafiłam po drodze na Shiven.
-O Annie! Co się stało dzisiaj? Lucyfer nic mi nie chce powiedzieć - mówiła ze swoim entuzjazmem jednocześnie będąc zmartwiona.
-Posprzeczał się z Valentino o durny pistolet.
-Pistolet? Broń palna przecież jest zakazana!
-Niby tak, ale to przecież Val. Robi krzywdę jedynie tym, których chce zjeść.
-Uważaj, by nie chciał cię nabić na widelec - zaśmiała się - Mam parę spraw złotko, do zobaczenia! - pognała w stronę wyjścia z obozowiska.
Ile razy Val już chciał mnie zjeść? No ile? Pamiętam jak go uwalniałam z więzienia. Pewnie ledwo się powstrzymywał od zjedzenia mnie. Ostatecznie mógł się nie spodziewać, że jakikolwiek człowiek zjawi się w obozowisku. Zerknęłam kątem oka na jego pokój. Kusiło mnie, by zajrzeć do Vala, ale się powstrzymałam. Muszę mieć od niego chwilę przerwy. Byłam już u siebie w pokoju, opadłam zmarnowana na łóżko. Usłyszałam wtedy, że coś spadło z łóżka na ziemię. Zerwałam się. Co to było? Rozejrzałam się po podłodze i dostrzegłam czarną kopertę. Chwyciłam ją. Była na niej czerwona lakowa pieczęć z dziwnym wzorem. Byłam zaciekawiona, nie miałam pojęcia od kogo dostałam ten list. Otworzyłam go z trudem, w środku był list. Wysunęłam go ostrożnie i zaczęłam czytać.

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz