*~ Czarny Las - Samotność ~*

22 3 0
                                    

Byłam już u siebie. Ubrana w jego koszulę usiadłam na łóżku. Nie miałam już sił na płacz. Na fotelu leżały nowe ubrania. Wstałam i się przebrałam. Związałam włosy w koka. Nie jestem na niego za to zła, bo wiem że jestem beznadziejnym materiałem na dziewczynę, czy nawet żonę. Z resztą nie robiłam nic oprócz pakowania się w kłopoty, z których nie potrafiłam się sama wydostać. Dlaczego już za nim tęsknię? Mogłam wtedy przed porwaniem nie wychodzić z domu, nie musiałabym przeżywać takich rzeczy. Jeszcze ta sytuacja z Whisperem... Jestem ohydna i cholernie wredna. Ktoś zapukał do drzwi.
-Odejdź! - krzyknęłam z myślą, że to Joke.
Do pokoju, pomimo mych słów, wszedł Valentino.
-Czego chcesz? - odwróciłam głowę.
Usiadł obok.
-Potrzebuję rady.
Spojrzałam na niego smutna.
-Przyszedłeś w nieodpowiednim czasie.
-Coś się stało? - spytał zaciekawiony.
-Nie.
-Annie...
-Idź już, błagam...
Wstał.
-Jeśli będziesz chciała o tym porozmawiać to przyjdź.
-Nie mam o czym rozmawiać.
-Ta - westchnął - To pa.
Wyszedł. Przynajmniej się nie narzucał. Przytuliłam poduszkę i zamknęłam oczy. Zaraz je otworzyłam, bo poczułam się obserwowana. Spojrzałam na o dziwo otwarte drzwi, nikogo tam nie było. Odłożyłam poduszkę i do nich podeszłam. Wychyliłam głowę, nikogo nie było na korytarzu. Spojrzałam za to na zegar. Za pół godziny miała być kolacja. Ciekawe co teraz sobie wymyśli. Będzie się patrzył wkurzony? A może rozkaże mi wyjść? Eh... Nie mam nawet apetytu. Zamknęłam drzwi i się o nie oparłam plecami. Westchnęłam. Złapałam się za serce, tak głucho biło. Łzy spłynęły po mych policzkach.
-Joke... - mruknęłam cichutko.
Przetarłam oczy dłońmi. Może już pora odejść? Po co im taka osoba jak ja... Opuściłam pokój i powolnym krokiem zbliżałam się do kuchni. Przy stole nikogo nie było, ale w kuchni ktoś coś gotował. Modliłam się w głębi, by tą osobą nie był Joke. W sumie ostatnio już zajmował się jedzeniem. Nie mam pojęcia jak to działa. Zza ściany wychylił się Whisper.
-O. Moja ukochana przyjaciółka - był niezadowolony.
Nie reagowałam. Patrzyłam pusto w stół.
-Ej ! - starał się zwrócić moją uwagę.
Odwróciłam wzrok, spojrzałam na okno, przez które wcześniej wleciała strzała. Whisper rzucił czymś o ziemię, chyba łyżką, a potem szukał czegoś po szafkach. Przyszedł do mnie i uderzył pięścią o stół.
-O co ci chodzi co? Pozwalasz mi na wszystko, a potem ledwo się regeneruję przez twojego chłoptasia? Pojebana jesteś?
Spojrzałam na niego pusto. Cisza.
-Słyszysz co do ciebie mówię dziwko?! - krzyczał.
Zniżyłam wzrok. Miałam już wstać i wyjść, ale poczułam niemiłosierny ból. Wbił mi nóż w dłoń, przybił ją do stołu. Wrzasnęłam potężnie łapiąc się za nadgarstek.
-Brawo! Otworzyłaś usta!
Chwyciłam za nóż, musiałam go jakoś
wyciągnąć.
-Odwal się ode mnie! - krzyknęłam do niego w myślach.
Odsunął się trochę od stołu łapiąc za głowę.
-Co to... A więc to jest twoja moc... Jesteś po przemianie... Słodko - oblizał się - Chcesz mieć może dzieci?
Wyciągnęłam z jękiem nóż i rzuciłam go na ziemię.
-Zostaw mnie... - mruknęłam wybiegając z kuchni trzymając nieustannie krwawiącą i bolącą dłoń.
Przebiegając korytarzem usłyszałam otwieranie drzwi, pokój Jokea, który zostawiłam za sobą najwidoczniej został otwarty. Jeszcze zobaczy mnie Joke i tym bardziej się pogrążę. Słaba jestem. Słaba. Wbiegłam do łazienki zostawiając za sobą otwarte drzwi. Zaczęłam przemywać ranę zimną wodą sycząc. Woda zabarwiała się na szkarłat. Spojrzałam na kafelki. Skoro ubrudziłam je krwią, to korytarz też. Cholera. Nie mogłam ruszać dłonią. Wyciągnęłam z apteczki wiszącej na ścianie wodę utlenioną, waciki i gazę. Z owiniętą już dłonią wyszłam z łazienki. Spojrzałam w stronę, z której przybiegłam. W różnych odstępach na drewnianych panelach były smugi mojej krwi. Pod pokojem Jokea...był właśnie on. Kucał i przyglądał się krwi z maską na twarzy. Postanowiłam się pośpieszyć, by mnie nie zauważył, a sądzę że już po mojej krwi wiedział gdzie jestem. Pobiegłam do fontanny. Mój wzrok przykuła brama. Nikt jej nie pilnował, miałam szansę na ucieczkę z tego miejsca. Zacisnęłam prawą, zdrową, dłoń. Niepewnym krokiem ruszyłam do bramy. Gdy już przy niej byłam, dojrzałam Valentino i Shadowa, szli i rozmawiali. Ukryłam się, przywarłam do muru plecami. Mijając mnie usłyszałam o czym rozmawiali.
-Mówisz, że płakała? Może na twój widok - zaśmiał się Val.
-Val... Coś musiało się stać. Nie popuszczę Jokeowi, jeżeli ma coś z tym wspólnego - mówił przygnębiony Shadow.
-Skoro tak myślisz... W sumie była dziś jakaś zmulona. Nie chciała ze mną gadać.
-Serio?
Dalej nie słyszałam. Jak tylko dowiedzą się o tym, że rozstałam się z Jokem, będą się do mnie łasić jak koty. Wybiegłam za bramę. Pobiegłam pierwszą lepszą ścieżką. Obejrzałam się raz za siebie. On widział, patrzył. Stał i mi się przyglądał. Joke stał przed fontanną. Niech mnie nie goni, ani nie szuka. Byłam już wystarczająco daleko, by nie widzieć obozu. Otaczał mnie głąb Czarnego Lasu. Mój wzrok szukał zielonych barierek. Nagle cud. Pare metrów w lewo właśnie one się pojawiły. Za nimi dojrzałam dom babci. Podbiegłam bliżej, oparłam się o drewnianą belkę. Moje okno było znów całe. Spojrzałam na swoją dłoń, bolała bardziej niż wcześniej. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Spojrzałam w górę. Ptaki wzbiły się z drzew w niebo, wystraszone. Odwróciłam się. On. W pełnej mrocznej okazałości, w swoim czarnym garniturze, przerażającej masce...
Joke. Wpatrywał się we mnie. Wlepiłam w niego oczy ni to przestraszona, ni to smutna...
-Odchodzisz... Nadszedł dzień, gdy Annie Moonlight zostawia demony Czarnego Lasu - przemówił rozpinając jeden guzik w koszuli.
Odwróciłam się w stronę domu olewając go. Przyszedł tu i co? Myśli, że wskoczę mu w ramiona? Nie ma mowy.
-Bardzo boli? - spytał po chwili.
Zerknęłam na swoją dłoń.
-...Poradzę sobie.
-Mym zadaniem nie jest powstrzymanie cię-
-Więc co tu robisz? Odejdź. Zadbam o siebie.
Zamilkł. Przeskoczyłam przez płotek, odwróciłam się do niego. Wystraszyłam się, bo nagle stał przy mnie dłońmi dotykając barierki.
-Czego jeszcze? - wkurzyłam się.
Joke nie odwracając głowy, rozejrzał się po bokach. Uniósł maskę do góry.
-Nie chcę byś odeszła. Noc już idzie. Wróć do lasu.
-Wiesz? - przybliżyłam twarz - Dbaj o siebie sam.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu babci. Chciałam mu jeszcze coś wygarnąć, ale zauważyłam wtedy, że zniknął. Zawiał mroźny wiatr. Podbiegłam pod drzwi do domu. Chciałam, ale nie potrafiłam zapukać. Bo co jej powiem? Zranię ją. Stałam tak dłuższą chwilę. Po zastanowieniu się, opuściłam teren domu.
Zrobiło się naprawdę zimno. Nie miałam gdzie się przespać. Postanowiłam przespać się za domem w garażu. Babcia tam nie wchodzi odkąd dziadek zmarł. Zawsze jest otwarty. Nie będzie tam zbyt ciepło, ale lepiej niż na dworze. Poszłam tam wykończona psychicznie, otworzyłam drzwi garażowe i zasunęłam je za sobą. Położyłam się w kącie. Pomieszczenie było puste i zakurzone. Zasnęłam drżąc z zimna.

Czarny Las - ,,Też cię kocham''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz