Rozdział 71

552 69 59
                                    

***

*Marinette*

Minął tydzień od zabiegu, który był konieczny przez głęboką ranę. Ranę, zadaną przez strzałę. Lila, jedna z najohydniejszych istot na tym świecie zrobiła coś, czego nigdy jej nie wybaczę. Przez nią poroniłam, straciłam coś, czego nie da się zwrócić - straciłam życie najbliżej mi osoby. Przez te siedem dni miałam okazję zastanowić się nad celem Lili. Miałam czas, aby wszystko dokładnie przeanalizować. Lila, która kiedyś chodziła ze mną do klasy, lecz nagle z 'niewiadomych' przyczyn przestała chodzić na zajęcia jest dziewczyną z pozoru miłą i sympatyczną. Lecz gdy bliżej jej się przyjrzysz, zobaczysz w jej oczach potwora. Rossi wyznała mi uczucia, a potem zrobiła mi coś takiego?

Nadal nie rozumiałam kilku rzeczy. Na przykład tego, że Lila skądś wiedziała o mojej ciąży. Albo po prostu chciała mnie zabić. A więc czemuż to wyznała mi uczucia? Potem zaś groziła Adrienowi... Jednak czemu zaatakowała obiekt swoich uczuć? O ile nim jeszcze jestem. To wszystko było takie skomplikowane. Nie mogłam jednak tego tak zostawić. Przez tydzień nie rozmawiałam z nikim, oprócz Tikki. A poprzez rozmowę z moją kwami mam na myśli wymianę zdań typu 'dzień dobry, jak się czujesz? dobrze? ja też czuję się dobrze'. Lekarze próbowali ze mną rozmawiać, jednak na darmo. Moimi jedynymi odpowiedziami były 'tak' i 'nie'.

Rodzice zostali poinformowani przez lekarzy o moim pobycie w szpitalu. Natychmiast wrócili z urlopu, chcąc zobaczyć co u mnie. W ciągu tych siedmiu dni widziałam ich tylko raz. Powiedziałam pielęgniarkom, że nie życzę sobie żadnych odwiedzin. Podobno każdego dnia mama bądź tata przychodzili do szpitala z ciastkiem z piekarni. Jadłam tylko jeden kęs, reszty nie miałam siły ani ochoty zjadać. Czy to możliwe, aby taka osoba jak ja w tak krótkim czasie straciła chęć do życia? Hm, na to wygląda. A przyczynił się do tego nikt inny jak Lila Rossi. W ten sposób, nie mogłam patrzeć na moje kiedyś ulubione ciastko z piekarni rodziców i ogólnie na jedzenie.

Kolejną osobą, która nie przestawała mnie odwiedzać, ale nie miała przyjemności zajrzeć do mojego pokoju był Adrien. Chłopak tak, jak wtedy obiecał, odwiedził mnie następnego dnia. Przyszedł do szpitala, jednak kiedy chciał wejść do mojego pokoju, kazałam powiedzieć lekarzom, że śpię. Jego również nie widziałam od wypadku. Byłam mu niezmiernie wdzięczna, jednak potrzebowałam w tamtej chwili spokoju i ciszy. I przede wszystkim samotności.

Siódmego dnia, mogłam wyjść ze szpitala. Rodzice zobaczyli mnie wtedy po raz pierwszy od kilku dni. W duchu modliłam się, aby nie zauważyli, że straciłam na wadze i samopoczuciu. Uśmiechałam się do nich fałszywie przez praktycznie cały czas. Nie mogłam po sobie poznać, że coś jest nie tak. Przepraszałam ich wielokrotnie za to, że nie chciałam, aby mnie odwiedzali. Na szczęście, żadne z nich się za to nie obraziło.

Jadąc autem, wyglądałam przez okno, dalej się lekko uśmiechając, na wypadek, gdyby rodzice chcieliby spojrzeć w moją stronę. W pewnym momencie poczułam wibracje w telefonie, co sprawiło, że zajrzałam w powolnym i zmęczonym tempie na komórkę. Widząc imię Adriena przy powiadomieniu o nowej wiadomości natychmiast zablokowałam telefon i schowałam go z powrotem do kieszeni.

***

Z dnia na dzień, było coraz gorzej. Jednak ja grałam szczęśliwą nastolatkę, która cieszy się z powrotu do domu. Mieliśmy ostatnie dwa tygodnie wakacji, co oznaczało, że miałam coraz mniej czasu na kurację. Rodzice troszczyli się o mnie, jak mogli. Tata przynosił mi co chwilę herbatę i jedzenie o danej porze dnia. Mama regularnie zmieniała mi opatrunek, pomagała przy kąpieli i przy ubieraniu się. Byłam wdzięczna za ich troskę, lecz mimo tego coś mi mówiło, że to nie ma sensu. Cała ta kuracja i powrót do zdrowia nie miał dla mnie wielkiego znaczenia.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz