Rozdział 19

1.3K 123 38
                                    

***
*Marinette*

Cała czwórka przeskoczyła przez przepaść i rzuciła się na nas.
Mnie zaatakowała szatynka i brunet, natomiast Adrien musiał się zająć blondynką i rudym.

Szatynka cisnęła we mnie pocisk, jednak w porę zrobiłam unik. Dopiero wtedy się zorientowałam, że była to woda.
Brunet rzucił się na mnie, powalając mnie na kolana. Szybko go odepchnęłam, a on poleciał w powietrze, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Unosił się na wietrzym wirze. Sunął w dół, aby ponownie zaatakować.

Pośpiesznie wstałam i wyciągnęłam swoje jojo.
Szybko nim kręciłam, tworząc z niego tarczę. Chłopak zderzył się z wirującym jojo i odskoczył do tyłu. Niespodziewane zostałam zaatakowana od tyłu przez szatynkę. Skoczyła na moje plecy, ale ja szybko ją z siebie zrzuciłam i powaliłam na ziemię. Po chwili dziewczyna znów cisnęła we mnie wodą, którą władała. Jej źródło pochodziło z rzeki.

Kucnęłam, dzięki czemu ominęłam pocisk.
Wstałam i zobaczyłam, że brunet też doszedł do siebie. Wyciągnął ręce, a wokół jego rąk wirowało powietrze. Dziewczyna poruszyła swoją dłoń w moją stronę, a z jej ręki wyprysł promień źródlanej wody.

Chłopak skierował swoje ręce na wodę, po czym obydwoje spojrzeli na mnie. Strzelili we mnie powstałym lodem, a ja stałam tam jak wryta. Nagle poczułam, jak ktoś powala mnie na ziemię.

- Padnij! - usłyszałam krzyk Adriena.

Spojrzałam na niego zdekoncentrowana.
On tylko uśmiechnął się, szczerząc swoje białe jak śnieg zęby i wstał. Podał mi rękę, aby pomóc mi wstać. Szybko złapałam jego dłoń i stanęłam obok niego.

Kilkanaście metrów przed nami stało czworo nieznajomych. Wiedzieliśmy tylko, że nazywają się ,,Papilio Ala". Nie wiem co to mogło oznaczać, ale brzmiało jak łacina.
Każdy z nich patrzył się na nas z nienawiścią i złośliwością.
Ich spojrzenia były przerażające. Jakby zwiastowały coś okropnego, coś złego i strasznego.

Wszyscy wyciągnęli swoje ręce i cisnęli w nas pociskami.
Szatynka wodą, rudy ogniem, brunet powietrzem, a blondynka roślinami.

- Władają żywiołami! - powiedziałam, zanim pociski nas trafiły.

Nagle znów poczułam, jak ktoś mnie przewraca na ziemię, tym razem nie był to mój partner, ponieważ spadłam na jego ciało.
Podniosłam wzrok i ujrzałam już znaną mi Pszczołę.

- Pszczoła? - Kot zakrztusił się powietrzem.

- Jak to możliwe... - zabrało mi tchu w piersiach gdy zobaczyłam, że cała banda nadal atakowała. Atakowała postacie, wyglądające jak my.

- To iluzja. - wyjaśniła Pszczoła.

Kucnęliśmy, aby przeciwnicy nas nie zauważyli.

- Lila? - Adrien spojrzał na mnie pytająco.

- Lisica. - usłyszeliśmy dziewczęcy, ochrypły głos.

Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy dziewczynę w pomarańczowo-biało-czarnym kostiumie z lateksu.
To była ona. Ta druga nieznajoma. To ona przeszkadzała nam przy każdej akcji w towarzystwie Pszczoły. Lecz teraz, obydwie nas ratowały.

- Lila była oszustką. - powiedziałam oschle. - Skąd mamy wiedzieć, że i ty nią nie jesteś?

- Ma miraculum. - wtrącił Kot, wskazując na jej naszyjnik.

Faktycznie, wyglądał nieco inaczej, niż ten należący do Lili.
Jego pomarańczowy kolor był żywy, a łańcuszek wykonany był z prawdziwego złota, a nie plastiku.
,,Może naprawdę jest posiadaczką miraculum?"

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz