Rozdział 80

211 30 46
                                    

___

MARINETTE

Ledwo łapałam oddech, gdy zszokowana podbiegłam do dziury w rozbitym oknie gigantycznych rozmiarów. Moje stopy stąpały po kawałkach kolorowego szkła mozaiki, która legła w gruzach, kiedy to Władca Ciem wypadł przez okno. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało. Ojciec Adriena ukrywał przed nim sekret, niebezpieczny sekret, który pobudził w nim samym żądzę władzy i panowania nad światem. Bo jak inaczej wytłumaczyć jego zachowanie? Przez dwa lata ganialiśmy za przestępcą, który tak naprawdę sypiał w domu jednego z nas. Czym byliśmy oślepieni? Łaską? Miłością? Wiarą, że przestępca, dopuszczający się takich zbrodni, musi być niewyobrażalnie niebezpiecznym draniem, który na pewno nie należał do drzewa geneologicznego jednego z nas? To nie miało teraz wielkiego znaczenia. Agreste musiał zapłacić za wszystko, co zrobił nam i naszemu miastu.

Moje oczy, nadal szeroko rozszerzone z zaskoczenia, rozglądały się na boki w poszukiwaniu Adriena i Władcy Ciem. Patrząc w dół, zastałam jedynie rozbite kolorowe szkło i ani jednej żywej duszy. Paryskie niebo nabierało szarych barw, kiedy deszczowe chmury kłębiły się nad budynkami miasta. W powietrzu unosił się zapach wilgoci, który jakimś cudem, przypominał mi o szansie na zwycięstwo. Pomimo czarnych akum, które zostały wypuszczone na wolność, aby siać spustoszenie, nadzieja we mnie nie umierała. Nic nie jest stracone. Muszę tylko odnaleźć Adriena i jego ojca, zanim będzie za późno. Kto wie, do czego ten szaleniec jest jeszcze zdolny. Dopóki nie jest świadomy, że walczy ze swoim własnym synem, Adrien jest w niebezpieczeństwie. Agreste nie postradał zmysłów do tego stopnia, aby zrobić krzywdę swojemu synowi, prawda?

Nagle zauważyłam, jak dwie ciemne postacie kierują się w błyskawicznym tempie w stronę Wieży Eiffla. Czarny Kot nie dawał za wygraną i nie spuszczał z oczu swojego przeciwnika, kiedy ten uciekał przed nim jak wystraszona mysz. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, dumna z blondyna. Nie zwlekałam długo, aby ruszyć mu na pomoc. Skoczyłam w przepaść, ignorując gwar za moimi plecami, który był skutkiem bitwy Papilio Ala i reszty drużyny. Obydwie strony walczyły o przetrwanie. Tylko jedna z nich nie wiedziała, że już jest przegrana.
Chłodne powietrze uderzało mnie w twarz, kiedy sunęłam pomiędzy budynkami. Musiałam jak najszybciej dostać się do walczących Agreste'ów, nieważne za jaką cenę. Musiałam dalej walczyć o Paryż i jego mieszkańców.

___

ADRIEN

Deptałem mu po piętach, kiedy ten przemieszczał się na garstce motyli ku górze, jakby korzystał z jakiejś windy. Nie spuszczał wzroku z nieba, pewny, że go nie dogonię. Sięgając ku kolejnym szczeblom budowli, byłem coraz wyżej. Wysiłek fizyczny nie dawał w oznaki, ponieważ moje ciało aż gotowało się ze złości i niezrozumienia. W tamtym momencie w oczach człowieka kilka metrów nade mną, nie widziałem ojca, który śmiał nazywać siebie częścią mojej rodziny. Resztki szacunku, którym go jeszcze jakimś cudem dażyłem zniknęły. Została tylko nienawiść i agresja do przestępcy, który był mi tak dobrze znany, a jednak mimo to obcy. Przez cały ten czas myślałem, że znam swojego ojca chociażby w połowie. Myliłem się. Nie znałem go nawet w jednej setnej procenta.

Zniknął za wierzchołkiem, akurat kiedy miałem się na niego rzucić. Stał teraz zapewne czekając na mój atak, jednak byłem na tyle zdenerwowany, że nie wziąłem tego pod uwagę. Bez zastanowienia ruszyłem za nim, skacząc na najwyższą platformę budowli, stanowiącą wierzchołek całej konstrukcji. Jeden skok i chwila nieuwagi wystarczyła, abym dostał mocno w głowę i upadł. Moja twarz spotkała się z metalową powierzchnią w jednym ślizgu, który zdążył zetrzeć skórę z mojego policzka. Ugryzłem się tylko w język, powstrzymując się od jęku z bólu. Szybko się podniosłem, ignorując delikatnie krwawiący policzek.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz