Rozdział 46

652 67 30
                                    

***

*Adrien*

- Głowa mi pęka. - narzekała Chloé. - Siedzimy tu już dwie godziny! Nie możemy sobie odpuścić?

- Nie. - zaprzeczyła Marinette, popijając swoją kawę.

Była pierwsza w nocy. Jestem pod wrażeniem, że rodzice Marinette nadal nie wyrzucili nas z mieszkania. Byli zajęci oglądaniem jakiegoś horroru, nie wiem czy w ogóle pamiętają, że jesteśmy na górze. Może to i lepiej? Mamy więcej czasu, aby pomyśleć nad tą całą sprawą Władcy Ciem i nikt nam nie przeszkadza.

Marinette, Chloé i ja siedzieliśmy w trójkę nad mapą Paryża i zastanawialiśmy się, gdzie mogliśmy popełnić błąd i co Camille mogła mieć z tym wspólnego. Czemu Władca Ciem miałby zmienić swoją kryjówkę właśnie z jej powodu?

Nagle zadzwonił mój telefon. Wstałem z podłogi i podszedłem do biurka, gdzie leżała moja komórka. Na ekranie wyświetlał się numer Nino. Oczywiście, przecież to nie mógł być mój ojciec. Odebrałem połączenie bez wahania.

- Halo?

- Adrien? - przyjaciel wydawał się być niezwykle szczęśliwy.

- Nie, twoja matka. - wywróciłem oczami. - O co chodzi?

- Daj na głośnomówiący. - powiedział, po czym zrobiłem, to co mi kazał. - Spytałem ojca o kwiatek. Okazało się, ze to przetacznik rozesłany. Poszperałem o tym trochę w internecie i jego naukowa nazwa to ''Veronica prostata''.

Veronica prostata. Veronica to również imię... Czy o to właśnie chodziło Władcy Ciem? Czy jego żona to Veronica? A może córka, ktokolwiek z rodziny? Veronica. Gdzieś słyszałem to imię również w moim domu... Tak, od mojej matki, Adaline, która zginęła w wypadku samochodowym. Przynajmniej tak słyszałem. Veronica była jej matką, czyli moją babcią. Jednak nigdy nie miałem okazji jej spotkać. Zmarła na zawał serca, trzy lata przed moimi narodzinami.

- No i? - Chloé wydawała się być zmęczona po tym długim dniu.

- Uznałem, że powinniście wiedzieć. - burknął Nino. - Prześpij się, Chloé. Słyszę, że jesteś zmęczona.

- Jeden, co mnie rozumie! - blondynka podniosła ręce do góry.

- Dzięki za informację, Nino. - odezwała się Marinette.

- Do zobaczenia. - dokończyłem.

- Na razie. - pożegnał się ciemnoskóry i nas rozłączyłem.

Schowałem telefon do kieszeni spodni i spojrzałem na obydwie dziewczyny. Marinette przyglądała się uważnie mapie, natomiast Chloé ledwo żyła. Zdecydowanie potrzebowała snu.

- Wystarczy na dzisiaj. - stwierdziłem, widząc, jak blondynka zasypia na podłodze. - Spotkamy się za kilka dni, do tego czasu będziemy mieć chwilę na zastanowienie się o co chodzi z tą mapą.

Mari sprzątnęła mapę miasta z podłogi i wstała. Schowała papier do szuflady biurka, a Chloé podniosła się zmęczona. Rozejrzała się tylko po pokoju, w poszukiwaniach swojego sweterka, którego zaraz znalazła i na siebie założyła. Zarzuciłem torbę na ramię, szykując się do wyjścia.

- Dobrze. - ziewnęła córka burmistrza. - Miłych wakacji życzę. 

- Wzajemnie. - prychnęła Mari.

Marinette otworzyła klapę, gdzie wszyscy w trójkę zeszliśmy na dół. Rodzice mojej dziewczyny dalej oglądali jakiś film, ale widać było, że dobrze się przy tym bawili, co było w sumie najważniejsze.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz