Rozdział 77

404 65 52
                                    

***

*Marinette*

Deszcz zagłuszał moje dyszenie i szloch. Biegłam przed siebie po dachach, chcąc uciec jak najdalej od szpitala. Krople spływały po moim lateksowym stroju, a mokre włosy minimalnie unosiły się na wietrze. Przyszło mi przechodzić przez tą stratę po raz kolejny. Ponownie straciłam kogoś ważnego, lecz tym razem nie była to cząstka mnie. Tym razem był to mój mentor, osoba, która dzieliła się swoim doświadczeniem wraz ze swoimi uczniami.

- Biedronko! - słyszałam za sobą głos Czarnego Kota, który biegł za mną w tej ulewie. Nie zatrzymywałam się mimo jego próśb i wołań.

Dlaczego to wszystko działo się tak szybko? Dlaczego świat musiał być dla nas taki okrutny, a rzeczywistość taka szara? Kolejna strata i strzała w serce. Przez te ciągle zadawane mi rany, zastanawiałam się, jak długo będzie to jeszcze trwać. Łzy smutku i bólu były dowodem mojej słabości, słabości superbohaterki i obrończyni Paryża. Czy miałam jeszcze siłę na walkę?

- Marinette! - Kot nie dawał za wygraną. Mój szloch stawał się głośniejszy, a nogi nie zwalniały tempa.

Kiedy w końcu to wszystko się skończy?

- Mari... - jego dłoń chwyciła moje przedramię, a ja natychmiast upadłam na kolana, pogrążając się w płaczu. Lekko zszokowany i zmartwiony Adrien uklęknął przy mnie i objął mnie delikatnie.

- Zostaw mnie. - odepchnęłam go od siebie, a łzy zlały się z deszczem w jedność. Zmieszany blondyn spojrzał na mnie pytająco, marszcząc lekko brwi zmartwiony.

Podniosłam się i wytarłam swoją twarz z łez, jednak szybko zorientowałam się, że to i tak nie ma żadnego sensu. Odwrócona plecami do Adriena ruszyłam powoli przed siebie. Przez deszcz ledwo co słyszałam jego kroki po dachu.

- Wiem, co czujesz. - słysząc jego głos, splotłam ręce na piersi, aby powstrzymać się od uderzenia go w twarz. Szłam dalej przed siebie, chcąc uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z innymi. Po raz kolejny chciałam być sama, zamknąć się w swoim pokoju i czekać na najgorsze. Takie myśli dawały mi do zrozumienia, że żadna ze mnie superbohaterka, a jedynie powoli umierający w środku tchórz.

- Fu był nam wszystkim bliski. - Słona łza spłynęła w dół po moim policzku, kiedy usłyszałam imię nieżyjącego mentora.

- Wszyscy jesteśmy w szoku i żałobie, ale ty... Najwidoczniej nie rozumiesz, że teraz musimy się trzymać razem. - zgrzyt jego zębów był na tyle słyszalny, że dotarł do mych uszu. Zatrzymałam się i zacisnęłam pięść na stroju.

- Myślisz, że jestem w stanie przebywać w kręgu tych pieprzonych superbohaterów i udawać, że nic się nie stało? - ton mojego głosu brzmiał niesamowicie agresywnie, jak na mnie. Sama byłam lekko zaskoczona swoją reakcją na jego słowa, jednak nie miałam zamiaru nic zmieniać. Pozwoliłam ponieść się emocjom.

- A po co udawać? Wszyscy jesteśmy w dołku, nie bądź taka egoistyczna. Nie tylko ty jesteś tutaj ofiarą. - odwróciłam głowę w jego stronę, a oczy znowu stały się szklane. I znowu to dziwne ukłucie w sercu.

- Egoistyczna? Uważasz, że oddalając się od reszty i płacząc w swoim pokoju jestem egoistką? - zmarszczyłam brwi lekko zdenerwowana. Zielonooki spiął swoje mięśnie i patrzył na mnie z kamienną twarzą.

- Zostawiasz nas z tym samych. I ty uważasz nas za drużynę? - jego głos był bardzo poważny. Słyszałam w nim również nutkę zdenerwowania, która w pewnym czasie mogła zamienić się w furię. Sytuacja była napięta, a plaster na dziurze w naszym związku powoli odpadał.

- A ty uważasz się za mojego chłopaka? - rzuciłam, nie zastanawiając się nad tym co mówię. Racja, nasz związek przechodził ostatnio kryzys, ale nie wyobrażałam sobie życia bez Adriena. Chciałam, aby wszystko wyglądało jak dawniej, jednak dobrze wiedziałam, że to niemożliwe.

- Słucham? - spojrzałam w jego zaszklone oczy i serce zaczęło mi szybciej bić.

- Z-Zostawiłeś mnie samą, w momencie kiedy najbardziej cię potrzebowałam. - mój głos zaczął się łamać, a łzy znowu zalały moje policzki.

- W-Wiesz co ja wtedy czułam? N-Nie czułam nic, rozumiesz? C-Całymi dniami tylko płakałam i siedziałam u siebie w ciemnym pokoju. - pociągnęłam nosem i w końcu wytarłam swoje oczy, nie powstrzymując szlochu. Adrien patrzył się na mnie jakby ze współczuciem, ale i obojętnością. Zupełnie jakby słyszał moje słowa po raz tysięczny.

- N-Nie było cię wtedy obok. W-Więc i wy poradzicie sobie beze mnie. - odwróciłam się i zastanowiłam się chwilę nad swoimi słowami. Czy ja właśnie... odchodziłam z drużyny?

- Marinette, czy ty... - jego głos również załamał się na chwilę. Spojrzałam przed siebie na szary krajobraz zgorzkniałego Paryża. Władca Ciem i Papilio Ala wkrótce zniszczą to miasto. A Biedronki nie będzie już na czele wielkich obrońców stolicy Francji.

- Nie wiem, jak to będzie, ale... Radźcie sobie teraz sami. - schowałam swoją twarz w dłoniach, a kolana pode mną się ugięły. Upadłam na kolana i pochyliłam się do przodu, płacząc cicho w deszczu.

- Marinette! - blondyn szybko do mnie podbiegł i położył dłoń na moich plecach. Bez słowa mocno mnie przytulił, a ja nie miałam już siły protestować. Kogo ja oszukiwałam, potrzebowałam tego. Jego bliskości, miłości. Potrzebowałam jego całego, ale z jakiegoś powodu nie mogłam dopuścić do siebie tej myśli.

- Gdyby życie było łatwiejsze, którą drogę byś wybrała? - płakałam głośno w jego tors, nie chcąc się od niego odsunąć. Jego dłoń delikatnie głaskała moją głowę, a ja analizowałam powoli jego słowa. Czy on mi już tego kiedyś nie mówił? Czy słyszałam tego od niego we śnie?

- Zostawiłabyś nas? - ściszył swój głos, jakby w nadziei, że moje wcześniejsze słowa to tylko brednie. I może faktycznie tak było?

- Adrien, przepraszam... Ja mam już tego po prostu dość. - mój płacz był cały czas głośny i dla niektórych, pewnie aż do nie wytrzymania. Zaś blondyn nie puszczał mnie ani na sekundę i nie przestawał głaskać moich mokrych włosów.

- Już dobrze... Jestem tutaj. - jego szept powoli mnie uspokajał, dając mi coś ważnego do zrozumienia. Nieważne, co by się działo, na końcu i tak zawsze będziemy razem.

- Nie zostawię cię już nigdy samej... Będę przy tobie, jestem tutaj dla ciebie. - jego głos był cichy, lecz nadal bardzo dobrze słyszalny. Dźwięk w tle jakby sam się ściszył, a szept Adriena był teraz dla mnie jedyną istotną rzeczą.

- Kocham cię, Marinette. Pamiętaj o tym. - otworzyłam powoli swoje oczy i mocniej wtuliłam się w jego pierś. Nie wiem, ile siedzieliśmy w tym deszczu na dachu, ale na pewno nie krótko. Ta chwila dłużyła się, czego nie miałam jej za złe. Potrzebowałam tych spokojnych pięciu minut wraz z najważniejszą osobą w moim życiu. Mimo ran, mimo tego wszystkiego, co przeszliśmy, nadal jesteśmy i będziemy parą.

Nieważne, co by się działo, na końcu i tak zawsze będziemy razem.

***
Hej, kochani :3

Tak jak mówiłam, rozdziały co dwa/trzy dni ;) Korzystam z ferii i odpoczywam hehe a co tam u was?

Gwiazdka + Komentarz + Follow = Motywacja = Next :3

Kc najmocniej, Ala <3
***

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz