Rozdział 10

1.4K 148 97
                                    

***
*Marinette*

Nagle usłyszeliśmy hałas w parku obok. W pośpiechu wstaliśmy od stołu i pobiegliśmy w stronę zamieszania.

Zobaczyliśmy wysoką, ciemną, latającą postać, jakby zjawę z horrorów. Długie, ciemne włosy i długa ciemna suknia ślubna. Do tego te świecące, jasne oczy...

Wtem zobaczyłam, że Adrien zniknął.
Momentalnie zauważyłam Czarnego Kota walczącego z zaakumanizowaną dziewczyną. Przegrywał.

Widać było, że walka jeden na jednego go męczyła. Ledwo był w stanie się bronić.
Chciałam mu pomóc. Chciałam stanąć obok niego i walczyć u jego boku. Jednak nie mogłam. Stałam jak wryta, zamurowało mnie.

Nagle ciemna postać odepchnęła Czarnego Kota od siebie i rzuciła o ścianę najbliższego budynku. Zabolało.
Chciałam do niego pobiec, pomóc... Jednak nie byłam w stanie.

Niespodziewanie zaakumanizowana strzeliła w Czarnego Kota czymś ostrym, jakby włócznią.
Ostrze przebiło tors mojego partnera, zabijając go.

- NIE!!! - krzyknęłam.
***
Obudziłam się przez mój krzyk. Tak, obudziłam się.
Leżałam w łóżku w domku kolonijnym. Obok stało łóżko słodko śpiącej Alyi, która najwyraźniej nie słyszała mojego wrzasku.

,,Ugh, co to był za koszmar..."
Dlaczego śnił mi się umierający Czarny Kot? I dlaczego koszmar był aż tak długi i rzeczywisty?
Czarny Kot wcale nie umarł. Nie wróciliśmy do Paryża. A Adrien wcale mnie nie zaprosił na randkę... Mogłam się tego spodziewać. Jak ktoś taki jak Adrien mógłby zaprosić kogoś takiego jak ja?

Wstałam z łóżka i ubrałam na siebie bluzę. Tikki poleciała za mną.
Podeszłam do okna i spojrzałam w głąb błękitnego oceanu. Światło księżyca odbijało się w wodzie, a chmury przykrywały ciemne niebo. Nagle zauważyłam ciemną postać... Taką samą jak w moim koszmarze. Tym razem nie chciałam stać bezczynnie.

- Tikki, kropkuj!
***
Przyczaiłam się w krzakach, patrząc z ukrycia na zjawę.
Momentalnie poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Podskoczyłam jak oparzona.

- Spokojnie. - Czarny Kot uśmiechnął się.

- Co ty tutaj robisz o tej porze na zewnątrz?

- Miałem zapytać o to samo. - puścił mi oczko. - A więc czemu wymykasz się o tej godzinie?

- Miałam... Zły sen. - powiedziałam cicho. - Koszmar...

- To tak samo jak ja. - szepnął nieco pewniej niż ja.

- Jaki miałeś sen?

- Myślałem, że... - zbliżył się. - Myślałem, że cię straciłem... Śniła mi się twoja śmierć, Biedronko...

,,O mój Boże... A mi twoja, Czarny Kocie..."

- Ja... - szepnęłam niepewnie.

Niespodziewanie ciemna postać śmignęła nam przed oczami.

- Oddajcie swoje miracula! - krzyczała dziwnie brzmiącym głosem, jakby naprawdę była potworem z horrorów. - Inaczej poznacie gniew, Panny Koszmar!

- Nigdy!

Czarny Kot ruszył w jej stronę.
Biegnął, aż w końcu na jego twarzy pojawił się strach i upadł.

- C-Czarny Kocie?

Panna Koszmar odwróciła się w moją stronę.
Bez wahania zaczęłam biec aby zadać pierwszy atak. Panna Koszmar pstryknęła palcami, a przede mną nagle zobaczyłam ogromną przepaść. Mało tego. Wpadałam do niej.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz