Rozdział 42

733 66 61
                                    

***

*Adrien*

Byliśmy w drodze, aby odebrać dziewczyny. Ubrani byliśmy w koszule i ciemne spodnie, z racji tego, że był to elegancki klub, musieliśmy jakoś wyglądać. Wejściówki załatwił nam Nino, sam nie wiem gdzie ma takie znajomości, aby wpuścili nas do klubu dla osób pełnoletnich. Nie planowaliśmy się upić, chcieliśmy się tylko dobrze pobawić.

Jechaliśmy moim audi, słuchając przy tym muzyki. Nino tańczył przy swoich ulubionych kawałkach, ruszając przy tym całym samochodem. Jak zwykle był pozytywnie nastawiony i gotowy na świetną zabawę. Sam był dobrym DJ-em i tworzył ze zwykłych łomotów, klubową muzykę do tańca.

A no właśnie, co do Nino. Poprzedniej nocy dużo się wyjaśniło. Zdradził, że jest Żółwiem zaraz po tym, jak powiedziałem mu, że jestem Czarnym Kotem, a Marinette Biedronką. O dziwo bardzo się ucieszył na tę wiadomość, zupełnie jakby się dowiedział, że ja i Mari się zaręczyliśmy. Mówił też, że od jakiegoś czasu podejrzewał nas o posiadanie miraculum. Zabawne, że działało to w dwie strony. Zdradził również, że Alya jest Lisicą. Oboje wiedzieliśmy, że dziewczyny mówiły o swoich i naszych tożsamościach w tym samym czasie, co my.

Zajechaliśmy pod blok Mari i wyszliśmy z auta. Weszliśmy do klatki, po czym kierując się na piętro, zawitaliśmy u drzwi mieszkania mojej dziewczyny. Zdaje się, że rodzice Mari również gdzieś wychodzili, bo piekarnia była wyjątkowo wcześnie zamknięta.

Zadzwoniłem do drzwi, a po chwili otworzył mi ojciec Marinette, Tom Dupain. Wysoki, monstrualny mężczyzna był przy mnie kolosem, a ja niskim małym wieprzem. Widzieliśmy się niedawno, jednak za każdym razem, gdy go widziałem, zapierało mi dech w piersiach. Ledwo mieścił się w drzwiach przez swój wzrost. Byłem pewien, że byłby dobry w koszykówkę, dzięki temu wzrostowi. Był wyższy ode mnie o głowę, a jego ramiona były naprawdę masywne.

- Młodzieniec Adrien Agreste! - ucieszył się na mój widok i zamknął mnie w swoim uścisku. Mało brakowało, abym się udusił, lecz mężczyzna na szczęście w porę mnie puścił. Postawił mnie na ziemię i pozwolił mi się przywitać.

- Dobry wieczór, panie Dupain. - powiedziałem najgrzeczniej jak potrafiłem i lekko się przy tym ukłoniłem. Za każdym razem, kiedy spotykałem rodziców Marinette, starałem się o jak najlepsze wrażenie. Dopiero teraz zauważyłem, że tato mojej dziewczyny ubrany jest w elegancki garnitur i czarne spodnie. Rzadko widziałem go w takim stroju, zazwyczaj widuję go w fartuchu przy piecu. - Wybierają się gdzieś państwo?

- Tak, idziemy z żoną do teatru. - odpowiedział mi z uśmiechem, poprawiając przy tym garnitur. - Idziemy tam razem z grupką znajomych, dlatego nie wrócimy też na noc. Później się pewnie gdzieś zaszyjemy. Znając życie będzie to jakiś bar bądź knajpa.

- Miłej zabawy zatem. - również się uśmiechnąłem, a oczy pana Dupain skierowały się na stojącego za mną Nino.

- Nie zauważyłem cię, młody. - zwrócił się do niego bardziej jak do znajomego, a nie jak do przyjaciela córki. - Jesteś kolegą Marinette?

- T-Tak, proszę pana. - Nino zająkał się trochę na widok wzrostu rodziciela Mari. Nie dziwiłem mu się, nawet jeśli widział go nie po raz pierwszy. - Miło mi pana widzieć.

- Mi ciebie również... Ni... Nino. - powiedział mężczyzna, przypominając sobie imię mojego przyjaciela. - Marinette! Alya! - krzyknął w stronę mieszkania, wołając tym samym dziewczyny.

Po chwili usłyszeliśmy odgłosy obcasów po schodach, powiadamiające nas o krokach dziewczyn. Weszliśmy do środka, a naszym oczom ukazały się dwie nastolatki ubrane w wieczorowe stroje, gotowe na imprezę.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz