Rozdział 64

571 60 37
                                    

***

*Marinette*

- Przepraszam. - mruknęłam, kiedy Adrien syknął z bólu.

Musiałam odkazić ranę Adriena na plecach, która powstała w wyniku starcia skóry o mur. Adrien siedział w wannie, a ja odkażałam jego ranę oraz po części go myłam, siedząc na boku wanny tuż za nim. Po walce z Philippem, wzięłam go do mojego domu, ponieważ był najbliżej nas. Kiedy się ocknął, zaproponowałam mu kąpiel i odkażenie ran. Po dokładnym opłukaniu rany, wzięłam się za jej odkażanie. Nie protestował.

- Co z Philippem? - zapytał cicho Adrien, jakby się wstydził tego, że został ranny i stracił przytomność.

- Dałam mu uciec, nie mogłam cię tak zostawić. - odpowiedziałam szczerze, a Adrien milczał. - Nikomu nie spieszyło się z pomocą, nie widziałeś tego? Jesteś moim partnerem, tak czy nie?

- Gdybyśmy nie byli parą... - blondyn spuścił głowę. - Pewnie zostawiłabyś mnie i pobiegłabyś za nim. - słysząc to uderzyłam go w głowę swoją dłonią. Agreste jęknął tylko, po części się śmiejąc.

- Idiota. - fuknęłam. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Współpracujemy ze sobą już trzy lata, myślisz, że bym cię tak porzuciła? Głupi dachowiec.

- Bezmyślny owad. - prychnął, na co ja się uśmiechnęłam.

Odłożyłam wodę utlenioną i materiał, którym przemywałam ranę. Bawiłam się wodą i co chwilę polewałam nią plecy Adriena, patrząc, jak spływa po powoli gojącej się ranie. Blondyn oparł swoje ręce o kolana i spuścił głowę, siedząc w wannie cicho. Przerwałam na chwilę oblewanie jego pleców wodą, a ten przechylił lekko głowę w bok.

- Nie przerywaj. - mruknął cicho, na co ja się uśmiechnęłam. Kontynuowałam więc moją czynność, obserwując jak woda spływa po lekko różowawych plecach.

- Szczęściarz z ciebie. - powiedziałam cicho. - Uderzyłeś się mocno w głowę, masz szczęście, że żyjesz. To było z jakieś trzysta metrów.

Chłopak milczał. Zastanawiało mnie, co mógł sobie teraz myśleć. Czasami był taki wygadany, roześmiany i wesoły, a czasami taki cichy i tajemniczy. Miał dwie twarze, obydwie były takie wyjątkowe. Kiedy milczał, ja tonęłam w jego pięknie, natomiast kiedy się śmiał, ja słuchałam jego śmiechu, jakbym słyszała śpiew najpiękniejszego drozda. Ten chłopak był taki... Intrygujący. Nie można było o nim tak łatwo zapomnieć.

- Marinette. - szepnął cicho moje imię, a ja mruknęłam cicho w odpowiedzi. - Uciekniemy kiedyś razem? - spojrzałam na jego złotą czuprynę, jakbym oczekiwała tam jego twarzy. Zamrugałam kilka razy, po czym spojrzałam w sufit.

- Czemu zadajesz mi takie pytania? - spytałam cicho, a on prychnął.

- Po prostu odpowiedz. - powiedział cicho i odwrócił się do mnie niespodziewanie. Spojrzałam na jego lekko uśmiechniętą buzię i wesołe zielone oczy, pełne nadziei.

- Ale Adrien... - spuściłam głowę zakłopotana. Jego mokra dłoń dotknęła mojego nadgarstka, jednak ja nie podniosłam wzroku. Zbliżył moją dłoń do swoich ust i złożył na niej pocałunek. W momencie, kiedy mokre od wody usta Adriena spotkały moją skórę, przeszły mnie dziwne dreszcze. Przyjemne uczucie, które towarzyszyło mi podczas pocałunków. Bliskość i czułość chłopaka były dla mnie, jak narkotyk.

- Proszę, Marinette. - szepnął po raz kolejny, a ja spojrzałam w jego zielone oczy. - Czy kochasz mnie na tyle, aby ze mną uciec? - dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Adrien dosłownie klęczał na dwóch kolanach, będąc jednocześnie w wannie.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz