Rozdział 15

1.4K 153 116
                                    

***
*Marinette*

,,Gdzie on jest?! Gdzie on jest do cholery?!"

Szukałam go bez końca.
Deszcz nie przestawał padać, a szarość nadal nie znikała.
Woda spływała po moim ciele, lądując ostatecznie na ziemi. Włosy, mokre od deszczu spadały na moją twarz, łącząc się z kroplami w jedno.

Znajdowałam się niedaleko wieży Eiffla, stałam na budynku w okolicy. Momentalnie zauważyłam czarną sylwetkę stojącą na czubku wieży. Przyjrzałam się jej dokładniej i wtedy go rozpoznałam.

,,Cholera."

Ruszyłam biegiem w jego stronę, nie patrząc na idących ludzi z parasolami, wracających do domu i patrzących na mnie pytająco. Jednak ja biegłam z łzami w oczach. Zaraz mogłam go stracić... Mojego Czarnego Kota...

Wyciągnęłam jojo i zahaczyłam nim o jedno z pięter wieży, szybko znalazłam się u góry. Powtarzałam tą czynność, aż znalazłam się na samym czubku, kilkanaście metrów za Czarnym Kotem.

- Nie! - krzyknęłam, gdy był coraz bliższy skoku.

- B-Biedronka? - jego głos drżał. Był cichy i przerażony. Taki sam jak mój.

- Proszę, nie rób tego! Nie skacz!

- Przepraszam... - nadal nie oddalił się od krawędzi.

- Nie! - zaczęłam szlochać. - Nie rób tego, nie mogę cię stracić...

Mój głos jeszcze nigdy się tak nie łamał.
Byłam przerażona, wystraszona. Bałam się, że go stracę.

- Nie poradzę sobie sama... Biedronka potrzebuje swojego Czarnego Kota, ja potrzebuję ciebie.

- Czy to coś zmieni? - spytał cicho, łamiącym głosem. - Nic z tego nie mamy. Chronimy ludzi i co? Tylko narażamy swoje życie...

- To nie powód do takich decyzji!

- Racja... - mruknął i odwrócił się do mnie plecami. - Są inne powody. A zresztą... I tak prędzej czy później umrę. Bez sensu się męczę.

- Nie, błagam...

Moje łzy połączyły się w jedność z kroplami deszczu.
Jego sylwetka stała w tej szarej nicości, patrząc się na przestrzeń pod krawędzią. Powoli do niego podchodziłam, nadal wystraszona o jego życie. Bałam się, że nie zdążę.

- Bądź szczęśliwa, M'Lady.

Wyszeptał, co ja doskonale usłyszałam.
W końcu byłam na tyle blisko, aby złapać go za nadgarstek i delikatnie pociągnąć go w swoją stronę, odsuwając go od krawędzi. Odwrócił się i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.

Po jego policzku spływały łzy, a zielone oczy przepełnione były strachem i niepewnością.
Przyłożyłam dłoń do jego policzka, również płacząc.

- Nie będę szczęśliwa bez mojego Kota... - szepnęłam, lekko się uśmiechając. W moich oczach nadal tkwiły łzy.

Jedna z łez spłynęła po jego policzku, trafiając na moje koniuszki palców. Przez chwilę staliśmy tak w ciszy.
Drugą ręką złapałam jego dłoń, poczym splotłam nasze palce.

- Dlaczego... Chciałeś mi to zrobić? Za bardzo się dla mnie liczysz, Czarny Kocie... Jesteś dla mnie za ważny, abym mogła cię stracić.

- Nieprawda. - szepnął, a po policzku spłynęła jeszcze jedna łza. - Jest ktoś ważniejszy, a ty na niego zasługujesz.

Delikatnie puścił moją dłoń i zrobił krok w tył, w stronę krawędzi. Błyskawicznie złapałam jego dłoń, poczym bliżej go do siebie przyciągnęłam. Nie opierał się, było mu wszystko jedno. Jednak w jego oczach wiedziałam, że chciał skoczyć. Chciał mnie... zostawić.

Pociągnęłam go za mocno, ponieważ nagle staliśmy bardzo blisko siebie. Niebezpiecznie blisko. Dzieliło nas kilka centymetrów.
Utonęłam w jego zielonych jak las oczach, całych w łzach.

Tak bardzo chciałam być jeszcze bliżej niego...
Tak bardzo chciałam, aby wtedy mnie pocałował...

Nie wytrzymałam.

Delikatnie się do niego zbliżyłam i niepewnie musnęłam jego wargi. Kot jednak nie reagował. Był w szoku.
Tym razem zrobiłam to pewniej, uważając aby nie przesadzić.

Z kolejnym, Kot odwzajemnił pocałunek, rozkoszując się chwilą. Mnie też to sprawiało przyjemność... Nawet wielką...
Nie chciałam przestawać. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie, abym spędziła z nim całą wieczność.

Położył swoją dłoń na mojej talii, a drugą chwycił mój policzek.
Wkrótce delikatne pocałunki, przemieniły się w zachłanną grę. Zaczęłam pewniej, chcąc aby on również to odwzajemnił. I tak się stało. Całował namiętnie i zachłannie.

Na chwilę się od siebie oderwaliśmy, aby zaczerpnąć trochę powietrza. Zrobiliśmy to obydwoje niechętnie.
Przyłożył swoje czoło do mojego, nadal nie pozwalając mi choć odrobinę się odsunąć, ani na centymetr.

- Kocham Cię, Czarny Kocie. I nie pozwolę ci odejść. - szepnęłam.

- Kocham Cię, Marinette...

- C-Co...

Czarny Kot przerwał mi pocałunkiem.
Niechętnie oderwałam się od niego na milimetr.

- J-Jak mnie nazwałeś? - szepnęłam, nadal będąc blisko jego warg.

- Marinette. - lekko się uśmiechnął. - Marinette Dupain-Cheng.

Ponownie połączył nasze wargi.
Nie chciałam przestawać, lecz musiał mi wszystko wytłumaczyć.

,,On wiedział... Wiedział kim jestem..."
W głowie miałam setki myśli, które nie dawały mi spokoju.

- T-Ty wiedziałeś? - znów delikatnie się od niego oderwałam. - Ale jak... Jak ty...

Znów połączył nasze usta, namiętnie mnie całując.
Położyłam swoje dłonie na jego torsie, aż w końcu delikatnie go od siebie odepchnęłam.

- Powiesz mi kim jest mój książę z bajki? - szepnęłam, a mój głos znów zaczął się łamać.

- Powiem tak... - znów lekko się uśmiechnął, ponownie się do mnie zbliżył. - Pamiętasz ten słoneczny i tłoczny dzień w szkole? Siedziałaś wtedy na ławce i patrzyłaś się wtedy w swój notatnik. Podszedłem do ciebie i rozmawialiśmy. Później zadzwonił dzwonek, a ty upuściłaś swój pamiętnik, biegnąc na lekcje. Wtedy przeczytałem kilka stron i odkryłem, że jesteś Biedronką. Albo wtedy gdy... - szepnął i zbliżył swoje wargi do moich. - Podałem ci parasolkę w dzień gdy się poznaliśmy...

- A-Adrien? - zaskoczył mnie.

Znów mnie pocałował, nie dając mi dojść do słowa.
,,To był... Adrien? Przez cały ten czas, to był Adrien Agreste? Chłopak w którym kiedyś się zakochałam?"

Chwycił moje policzki, a ja oparłam ramiona na jego obojczyku, całkowicie oddając się jego pocałunkom.

Nie wierzyłam w to, co się działo.
,,Czarny Kot, a zarazem chłopak dla którego straciłam głowę, jest Adrienem, chłopakiem który kiedyś mi się podobał. A teraz, prawie popełnił samobójstwo. Dodatkowo, całujemy się w deszczu na czubku Wieży Eiffla."

W końcu oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
Przyłożył swoje czoło do mojego, nie odrywając ode mnie swoich zielonych oczu.

- Jesteś zawiedziona, M'Lady? - szepnął.

- Nie... - szepnęłam, nadal próbując złapać oddech.

- Nie spodziewałaś się, że taki idiota może chodzić z tobą do klasy? - zaśmiał się gorzko i cicho.

Mocno go przytuliłam.

- Nie pokochałabym idioty. - szepnęłam mu do ucha.

***
AAA LADYNOIR EVERYWHERE! xD

Polsat znów przeprasza :\
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, jeśli tak oczekuję masę gwiazdek i komentarzy!

Gwiazdka? Komentarz?
To motywuje! ;)

kcc najmocniej, Autorka <3
***

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz