Rozdział 5

1.6K 175 49
                                    

***
*Marinette*

Uchyliłam okno, aby Czarny Kot mógł wejść do środka. Wślizgnął się do pokoju, lądując na podłodze.

- Dobry wieczór. - zamruczał.

- Cześć. - rzuciłam szybko. - Co tutaj robisz?

- Pomyślałem, że cię odwiedzę. Ostatnio nie wyglądasz na zachwyconą życiem.

- Śledzisz mnie?!

- Nie. - rzucił. - Jestem wszędzie, nawet jeśli mnie tam nie widzisz. Oczy superbohatera są skupione na wszystkim naraz. Teraz, są skupione na tobie, panno Cheng.

,,Idiota." - pomyślałam.

- Wiesz, nie jestem jedyną osobą która ma problemy, idź pomóc komuś innemu.

Podszedł bliżej.
,,Nie podchodź do mnie. Nie, kiedy nie jestem Biedronką."

- Teraz mam okazję pomóc tobie. - usiadł na łóżku.

- Nie masz w czym, idź stąd.

- Nie ruszę się stąd dopóki nie powiesz mi co jest grane. - poklepał miejsce obok siebie, pokazując mi abym usiadła.

Westchnęłam.
Posłusznie usiadłam obok swojego partnera. ,,Nie mogę z nim rozmawiać, nie jestem przemieniona. Nie będę potrafiła z nim rozmawiać..."

- Opowiadaj.

Wzięłam głęboki oddech.

- Jestem szczęśliwa. Mam rodzinę, przyjaciół. Jest super. Moje życie jest wspaniałe.

,,Ale jest taka mała rzecz która niszczy to szczęście. Oczywiście udaję, że to drobiazg i udaję, że się cieszę, że tak wyszło."
Oszukuję samą siebie.

- A chłopak?

- N-Nie mam chłopaka.

- Nie wierzę. - uśmiechnął się. - Masz kogoś na oku?

,,Tak. Ale on ma mnie w dupie."

- Powiedzmy.

- Idź do niego, porozmawiaj z nim.

- Czy ty właśnie udzielasz mi rad sercowych?

- Na to wygląda. - zaśmiał się.

- Nie wiem po co w ogóle z tobą rozmawiam.

- Lubisz mnie, co nie?

- Cały Paryż cię kocha, oprócz mnie. - zauważyłam.

- No tak, ty mnie ubóstwiasz. - zaśmiał się.

Odwróciłam się do niego plecami.

- Coś się stało? - zmartwił się. - Hej, widzę, że to coś poważniejszego.

,,Czy mogłam mu zaufać jako Marinette? Jako Biedronka ufałam mu bezgranicznie. Był kimś więcej niż przyjaciel. Zaraz co ja wygaduję?"

Zaczęłam szlochać.
Nie kontrolowałam tego. To była moja niekontrolowana reakcja organizmu.

,,Jako Marinette był dla mnie kimś innym. Problem w tym, że ufał tylko Biedronce. Nie Marinette. Nie zna prawdziwego ja. Zna tylko tą lepszą, silniejszą stronę."

- Mari... - otarł moje łzy. - Powiedz o co chodzi.

- Uh... - szlochałam. - N-No dobrze... Oszukuję samą siebie. Widzę coś, wiem, że to mnie boli. Mówię sobie, że wcale tak nie jest, mówię, że mnie to nie obchodzi. Mówię, że mnie to cieszy, kiedy to boli jak cholera. Oszukuję samą siebie. I to boli.

Spuścił wzrok.
Za chwilę mnie przytulił.

- Ja też sam siebie oszukuję wiesz?

Wyrwałam się z jego objęć i spojrzałam mu prosto w oczy.

- Teraz ty opowiedz mi o swoich problemach.

- Jest pewna osoba... Mówię sobie, że ją kocham, kiedy tak naprawdę jej nienawidzę. - ,,Zaraz." - Ignoruje mnie, nie chce mnie znać. Są momenty w których się zbliżamy, ale zaraz odsuwamy. - ,,Czy on..."- Jestem dla tej osoby nikim. Tylko pionkiem w grze. Nic nie znaczę.

Tym razem to ja otarłam jego łzy.

- Na pewno znaczysz dla tej osoby więcej niż ci się zdaje.

- Nie. - chwycił mój nadgarstek, abym więcej nie dotknęła jego twarzy. - Jestem nikim! Rozumiesz? Nienawidzi mnie!

- Kocie...

- Wiesz, gdzie jest Biedronka? - szybko zmienił temat ocierając swoje ostatnie łzy.

- Niestety nie wiem.

Czarny Kot otworzył okno, aby zaraz mógł z niego wyskoczyć.

- Życzę ci szczęścia z twoim wybrankiem, Marinette.

Skoczył.
***
Szybko się przemieniłam, aby go dogonić.
On teraz potrzebuje tej odpowiedniej osoby. Tej, której ufa.

Skakałam po budynkach, doganiając mojego partnera.
Nagle się zatrzymał na jednym z dachów kilka domów dalej.

Patrzył się na wieżę Eiffel'a.
Wyglądał tak... Inaczej.

Szybko do niego podbiegłam.
Nie odwrócił się.

Bałam się.
A co jeśli to o mnie mówił Czarny Kot, Marinette? Co jeśli mówił o Biedronce? Mówi, że mnie kocha, a tak naprawdę mnie nienawidzi?!

- Czarny Kocie...

Odwrócił się.
Widziałam jak jeszcze kilka łez spływa po jego policzku.

- Biedronka! - uśmiechnął się fałszywie.

Nigdy nie widziałam gorszego widoku. Nigdy.
  Mój partner, przyjaciel, uśmiechał się fałszywie, a do tego płakał. Co mogło być gorsze?

- C-Co się stało?

- O czym mówisz, M'Lady?

- Przecież widzę, że płaczesz.

- Nie chcę cię zasmucać, M'Lady...

- Powiedz mi. - przerwałam mu.

Martwiłam się.
Co jeśli naprawdę mnie nienawidzi?
,,Zależy mi na nim. Jest moim przyjacielem. Partnerem."

- Mój ojciec... - odetchnęłam z ulgą gdy usłyszałam te słowa z ust Czarnego Kota. - On mnie nienawidzi. Nic dla niego nie znaczę. Chciał się mnie już od samego początku pozbyć. Robi wszystko, aby było mi dobrze, ale tylko po to, abym się od niego odczepił.

- Kocie... - podeszłam do niego. Chciałam być mu teraz jak najbliższa. Przecież on płakał. - Na pewno tak nie jest. Na pewno kocha cię jak nikt na świecie.

- Nie znasz go... - szlochał. W jego oczach widziałam gniew. - Nie wiesz kim jest. Nie wiesz jakim potworem jest mój ojciec.

Podeszłam bliżej i otarłam jego łzy z jego policzków.
Oczy miał zamknięte, a ja wpatrywałam się w niego jak w śaiëty obraz.

- Nie mów tak... Na pewno cię kocha... W swój sposób.

Milczał.

Delikatnie go objęłam, przytulając się do jego piersi.
Wplótł swoje palce w moje, i mocno ścisnął moją dłoń. Po chwili szepnął mi do ucha.

- Dla niego nie ma miejsca na miłość.
***

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz