*perspektywa Luny*
- Thor czy ty siebie słyszysz?! To samobójstwo!
Zaczęłam się drzeć.
- Samobójstwo to stanąć naprzeciw Thanos'a bez tego topora.
Powiedział. Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu.
- Mam gdzieś ten topór do cholery! Ty jesteś ważniejszy!
Wykrzyczałam. Nie odpowiedział. Rocket i Groot przylecieli do nas.
- Powstrzymaj go... Błagam...
Powiedziałam do karła.
- Twój brat jest uparty... Nie sądzę aby mnie posłuchał.
Odparł.
KU*WA JEGO MAĆ!
*perspektywa Thor'a*
Muszę to jakoś odpalić... Ten topór może otworzyć Bifrost. Muszę go mieć. Wskoczyłem na serce wygasającej gwiazdy. Były tam takie dwa uchwyty. Chwyciłem je.
- Luna...
Powiedziałem.
- Tak?
Zapytała. Czułem że zaciska jej się gardło. Powstrzymuje łzy... Czuję to...
- Kocham cię.
- Też cie kocham.
Odparła. Zacząłem ciągnąc uchwyty w dół. Wypuściłem promień gwiazdy który leciał prosto do kuźni.
*perspektywa Luny*
Dotarł do nas promień. Eitri zaczął roztapiać żelazo. Zaczęłam iść w stronę otworu i już chciałam wysuwać skrzydła gdy nagle poczułam że coś oplata mnie w tali i przyciąga. Próbowałam stawiać opór. Bezskutecznie. Odwróciłam się i wylądowałam w objęciach Groot'a. Przytuliłam się do niego i schowałam twarz w jego ramieniu. W tym czasie słyszałam jak Eitri rozbija formę.
- Oho leci.
Powiedział Rocket. Odwróciłam głowę. Mój brat leciał w naszą stronę. Nieprzytomny. Złapałam go i położyłam na ziemi.
- Gdzie ta rękojeść?!
Wykrzyczał Eitri. Ten topór to mnie kurwa najmniej obchodzi. Ułożyłam głowę Thor'a na moich kolanach. Położyłam ręce na jej bokach.
- Wróć do mnie... Proszę. Sama sobie nie poradzę.
Powiedziałam załamującym się głosem. W tym czasie ponownie usłyszałam dźwięk upadającego żelaza. Odwróciłam głowę i ujżałam topór. Był cały z rękojeścią. Spojrzałam na Groot'a któremu właśnie odrosła ręka.
Zrobił rękojeść... Szacuneczek.
Po chwili topór zaczął się lekko unosić. Z ręki brata zaczęły lecieć iskierki. Odłożyłam głowę Thor'a na ziemię po czym wstałam. Grzmotnął piorun. Dość głośno. Było bardzo jasno. Gdy błysk znikł spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam Thor. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona.
- Nigdy więcej mi tak nie rób głupku. Nie przyeżyję bez ciebie...
Powiedziałam ze łzami w oczach.
- Wiem... Przepraszam.
Odparł.
- Nie pokonamy Thanos'a bez ciebie. Nie byłabym dość silna...
- Luna... To ty musisz go pokonać. To ty jesteś od niego silniejsza. Nie tylko ja tak myślę.
- Mówisz tak aby mnie pocieszyć?
- A ostatnie słowa Loki'ego?
Odparł. To ma sens. Wspomnienie o Loki'm wywołuje u mnie dreszcze... Jego ostatnie słowa były o mnie...
Dzień wcześniej
Ziemia
*perspektywa Steve'a*- Miło cię znów widzieć James.
Powiedziałem. Uścisnęliśmy sobie dłonie. Rozmawialiśmy chwilę.
- Tak... Cześć wszystkim.
Powiedział... Bruce...
Chwilę później
- Thanos ma już dwa kamienie nieskończoności. Jeśli zdobędzie wszystkie będzie najpotężniejszą osobą we wszechświecie.
Powiedział Bruce. Myślałem podczas ich rozmowy.
- Powiedziałeś że będzie najpotężniejszy?
Zapytałem.
- No tak a jak na razie nie znamy nikogo silniejszego. Chyba.
Odparł Bruce.
- Właśnie chyba. Dobrze znam taką osobę.
Powiedziałem.
- Kogo?
Zapytała Nat.
- Musimy liczyć że przyleci na ziemię...
Powiedziałem.
- Ale kto?
Zapytała Wanda.
- Luna.
Odparłem.
Teraźniejszość
Nidavellir
*perspektywa Luny*- Jesteś silniejsza niż myślisz. Silniejsza ode mnie, ojca nawet Thanos'a. Rozumiesz?
Zapytał mój brat.
- Rozumiem... Thor... Nie zostawiaj mnie... Już nigdy. Obiecaj.
Odparłam.
- Obiecuję.
Powiedział mój brat całując mnie w czoło.
- Lećmy na ziemię.
Powiedziałam.
Od Autorki
Hejka! Przepraszam że tak późno. Kolejny rozdział jednak będzie jeszcze o infinity war. Czekajcie cierpliwie. A i jeszcze proszę o gwiazdki i komentarze!!
CZYTASZ
Bogini z Asgardu
FanfictionCześć... jestem Luna. Mam 14 lat. Jak na swój wiek jestem dosyć dojrzała. Od 2 lat mieszkam w Asgardzie wraz z matką, ojcem i dwoma braćmi. Pytacie dla czego? Otóż gdy miałam 4 lata weszłam do portalu który przeniósł mnie na ziemie, gdzie przygarnęł...