- Gdzie jedziemy?
Zapytałam zapinając pasy. Nie wiem w sumie po co ale mniejsza.
- Spotkać się z Bruce'em.
Odparła Nat. No to cudownie. Po kilku minutach podróży siedzieliśmy przy stoliku z Bruce'm. Albo Hulk'iem. Tym i tym w jednym. Podczas gdy oni rozmawiali ja jadłam tosty które zamówił mi Steve. Jestem strasznym głodomorem i przy okazji czarną dziurą na jedzenie. Przyszły do nas dzieci prosząc o zdjęcie z naszym zielonym kolegą. Po tym jak nie chciały zdjęcia ze Scott'em, z czego rozegrała się śmieszna konwersacja maluchy odeszły.
- Pomogę wam.
Spojrzałam na Bruce'a połykając ostatni kawałek tosta.
- No to lećmy.
Powiedziałam.
- Jutro z samego rana.
Powiedział kapitan. Wywróciłam oczami i wyszłam z baru czy co to tam było.
- Luna?
Zapytała Nat.
- Polecę sama. Muszę rozruszać skrzydła.
Powiedziałam. Pokiwali głową i wsiedli do auta. Jutro Bruce przyjdzie i zaczniemy... wysunęłam skrzydła i spojrzałam w niebo. Wzbiłam się w powietrze i poleciałam ponad chmury. Cisza i spokój. Zwolniłam trochę lot. Przetarłam twarz dłońmi.
- Uda nam się. Wrócimy im życie.
Powtarzałam mimo iż sama nie wierzyłam że może nam się to udać. Wylądowałam obok bazy. Schowałam skrzydła i weszłam do środka.
- I jak?
Zapytała Nat. Spojrzałam na nią.
- Zapomniałam już jakie to jest przyjemne. Oderwać się od ziemi i mieć spokój.
Powiedziałam uśmiechając się. Spojrzałam na Nat.
- Pójdę naprawić te worki.
Powiedziałam i ruszyłam na sale treningową. Płynnymi ruchami rąk poskładałam worki do kupy i umieściłam je w jednym miejscu. Wróciłam do moich przyjaciół.
- Będzie trzeba po niego pojechać.
Powiedział Steve.
- Po Thor'a?
Zapytałam drżącym głosem. Steve spojrzał na mnie i pokiwał głową.
- Musze pójść się wyżyć.
Powiedziałam.
- Dopiero naprawiłaś te worki.
Krzyknęła za mną Nat.
- To je znowu naprawię!
Odkrzyknęłam. Zawiesiłam pierwszy worek na haczyku i zaczęłam w niego uderzać. Pięć minut później został mi tylko jeden worek. Z dziesięciu.
- Co cię tak wkurzyło?
Zapytał Steve opierając się o drzwi.
- Jego imię.
Odparłam.
- Byliście bardzo zżyci.
Powiedział.
- Właśnie. Czas przeszły.
Odparłam.
- Co się stało?
Zapytał ponownie. Przestałam uderzać worek i przeczesałam włosy do tyłu.
- Zostawił mnie. Nie odzywał się a doskonale wie gdzie jestem. Nie daje znaku życia, nie daje nadziei i miłości którą zawsze mi dawał. Cztery jebane lata go szukałam. Gdy nareszcie znalazłam jego nowy Asgard pogadałam z Walkirią. Nie chciał nikogo widzieć. Z resztą. Ja chyba nie chciałam widzieć jego. Zostawił mnie z wami. Nie mówię że było mi źle ale jestem taka a nie inna. Przeraża ludzi to co potrafię zrobić jednym ruchem dłoni. Z resztą sam widziałeś. Pół roku temu gdy straciłam panowanie rozwaliłam wieżowiec za piątym uderzeniem.
Powiedziałam.
- Postaraj się jutro z nim pogadać.
Powiedział.
- Nie obiecuję Steve...
Powiedziałam. Łzy cisnęły mi się do oczu. Spojrzałam w górę aby je odgonić. Steve podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Będzie dobrze. A narazie przestań naparzać w te worki bo zaczynam powoli zazdrościć ci masy mięśniowej.
Wyszeptał. Zaśmiałam się.
- Dziękuje. Za wszystko. Poza tym nie wyglądam jak kulturystyka. Jest dobrze.
Powiedziałam.
Następnego dnia
Obudziłam się zwarta i gotowa do działania. Ubrana w krótszą czarną bluzę i jasne jeansy ruszłam do głównej hali.
- Czemu Scott jest niemowlęciem?
Zapytałam od razu gdy weszłam do hali.
- Pracujemy nad tym.
Powiedział Bruce wciskając przypadkowe guziki. Po chwili przywrócili Scott'a do jego normalnej postaci. Steve wyszedł na zewnątrz. Ja tuż za nim. Usłyszałam dźwięk auta. Na drodze pojawiło się cudowne czarne audi.
Podjechało do nas.- Niech zgadnę. Zamienił się w bobasa.
Powiedział Tony. Uśmiechnęłam się. Stark wyszedł z auta.
- Daj mi się kiedyś tym przejechać.
Powiedziałam patrząc na auto. Tony uśmiechnął się i otworzył bagażnik. Wyciągnął z niego tarczę Steve'a.
- Tylko się z nią nie afiszuj. Nie mam nic dla pozostałych.
Powiedział. Uśmiechnęłam się.
- No łap.
Powiedział i rzucił w moją stronę papierową torebkę. Otworzyłam ją. W środku był pączek z marmoladą. Posłałam Tony'emu uśmiech bo kocham te pączki. Ruszyliśmy do środka. Po kilku minutach przyleciał Rocket razem z Nebulą oraz James.
- Pozdrówcie ode mnie Walkirię.
Powiedziałam do Bruce'a i Rocket'a. Pokiwali głowami i polecieli do nowego Asgardu.
- Masz sprzeczkę z bratem?
Zapytał Tony.
- Można tak powiedzieć.
Odparłam.
Od Autorki
Jak powiedziałam tak się stało. Macie nowy rozdział na początku lipca! Osobiście mam już multum pomysłów na dalsze rozdziały więc cieszcie się hah. Kolejny rozdział na początku sierpnia albo pod koniec lipca.
Do następnego
Buziaki <3
CZYTASZ
Bogini z Asgardu
Fiksi PenggemarCześć... jestem Luna. Mam 14 lat. Jak na swój wiek jestem dosyć dojrzała. Od 2 lat mieszkam w Asgardzie wraz z matką, ojcem i dwoma braćmi. Pytacie dla czego? Otóż gdy miałam 4 lata weszłam do portalu który przeniósł mnie na ziemie, gdzie przygarnęł...